Literatura to nie misja – wywiad z pisarką Katarzyną Kowalewską, autorką m.in. powieści “Pudełko z pamiątkami”

Fot. Z archiwum Katarzyny Kowalewskiej.

– Czy Katarzyna Kowalewska jest pisarką? Czy uważasz się za pisarkę? W gruncie rzeczy bowiem pytam o to, kogo dzisiaj można by uważać za pisarza?

– Kiedyś mówiłam o sobie “kandydatka na pisarkę”, po wydaniu “Pudełka z pamiątkami” awansowałam siebie na “osobę piszącą”, czyli taką, która kreśli litery. Nie nazywam siebie pisarką, zwłaszcza gdy moim podstawowym źródłem utrzymania jest praca na etat w zupełnie innej dziedzinie. Czuję, że gdybym tak siebie nazywała, byłoby to brakiem umiejętności realnej oceny sytuacji.

Mówię jednak o sobie. Innym nie bronię nazywać siebie, jak chcą. Tak jak nie zaglądam ludziom do sypialni, tak nie decyduję o ich etykietkach.

Gdybym miała sklasyfikować pisarza na potrzeby tej rozmowy, ale bez kategorycznych stwierdzeń, byłaby to osoba, która utrzymuje się z pisania.

– Jest bezsporne, że tkwisz w literaturze… Powiedz, czym dla Ciebie jest literatura jako dla osoby piszącej – to bardziej pasja czy misja?

-Z perspektywy osoby piszącej to dla mnie fajny sposób spędzania wolnego czasu. Jestem jedynaczką, przebywanie we własnym towarzystwie mam we krwi. Za czasów mojego dzieciństwa nie chodziło się na wiele dodatkowych zajęć. Był czas, żeby się ponudzić. A co się dzieje, gdy człowiek się nudzi? Zaczyna pracować wyobraźnia. Nieźle rysowałam, ale byłam bardziej odtwórczynią niż artystką. Może dlatego przerzuciłam się na pisanie.

Sama literatura ma dla mnie wartość czysto użytkową. Czytanie książki jest tym samym co wyjście do kina, na piwo ze znajomymi, czy gra w grę planszową. Kilka godzin przyjemnej rozrywki. Zdarza się, że jakaś książka skłoni mnie do przemyśleń czy pozostawi ślad w mojej duszy i zasłuży na miejsce na półce (mam niezły księgozbiór, jednak bez żalu pożegnałabym się z trzema czwartymi książek). Nie uważam więc, by książki pełniły jakąś misję, zmieniały życie. To wydarzenia, które dzieją się w realu, mają taką moc.

– Jak wyglądała Twoja droga do literatury? Czy w Twoim przypadku było tak, że w dzieciństwie mała Kasia marzyła o tym, by zostać sławną pisarką, i to marzenie po prostu się spełniło?

– Cha, cha, cha. Mała Kasia w dzieciństwie chciała zostać archeologiem. Oglądałam wtedy dużo filmów przygodowych. Marzenie o byciu sławną pisarką? Wciąż się nie spełniło. Mówiąc z przymrużeniem oka, bliżej mi do marzenia o byciu bogatą pisarką. Dobrze byłoby mieć wystarczająco środków, by co kilka lat wydawać jedną, dopracowaną powieść, a w międzyczasie grać w badmintona i spacerować z psami. To by było coś!

A poważnie – trudno powiedzieć, kiedy to się zaczęło. Chyba na pierwszym kursie kreatywnego pisania, na który zresztą nie wiem, dlaczego poszłam. To było bodaj siedem lat temu. Mieliśmy w trakcie kursu napisać opowiadanie. Tak się złożyło, że moje stało się pierwszym rozdziałem “Pijanego skryby”. “Skryba” został wydany, a skoro miałam dowód, że ktoś chce czytać moje teksty, nie mogłam się oprzeć urokowi tej sytuacji i poszłam za ciosem.

– Jesteś autorką opowiadań publikowanych w antologiach literackich, ale także – czy przede wszystkim – dwóch powieści: “Pijany skryba” i “Pudełko z pamiątkami”. Czym różnią się od siebie wymienione przeze mnie Twoje dwie książki?

– “Pijany skryba” to moja pierwsza, szalona powieść, jakiej nigdy bym już nie powtórzyła. Byłam wtedy zupełnie inną osobą. To powieść łotrzykowska, dużo się w niej dzieje, jeden gag goni drugi. “Pudełko z pamiątkami” to powieść obyczajowa, kobieca. Nie do końca zrezygnowałam w niej z mojego poczucia humoru, ale mocno je złagodziłam. Chciałam trafić do szerszego odbiorcy, który nie musi świetnie się orientować w meandrach popkultury.

– “Pudełko z pamiątkami” to literatura obyczajowa… Czy uzasadnione jest twierdzenie, bo gdzieś przeczytałem, że jest to powieść dla kobiet? Czy można więc wysnuć wniosek, że mężczyźni nie czytają powieści obyczajowych?

Powieść obyczajowa w klasycznym ujęciu to taka, która oddaje charakter jakiegoś środowiska społecznego. To “Chłopi” czy “Anna Karenina”. Mężczyźni jak najbardziej czytają takie książki. Powiedziałabym, że jednak w dzisiejszych czasach, zwłaszcza na gruncie literatury polskiej, powieść obyczajowa nieco kuleje. Próżno szukać naprawdę dobrych, klasycznych przedstawicielek tego gatunku. A szkoda. Warto byłoby go wskrzesić.

“Pudełko z pamiątkami” to powieść obyczajowa skierowana do żeńskiego czytelnika, choć oczywiście miło mi, jeśli sięgają po nią panowie, co się zdarza. Pisana jest jednak z kobiecej perspektywy, z charakterystyczną uczuciowością, co mężczyznom może przeszkadzać. No, chyba że chcieliby lepiej poznać kobiety. W takiej sytuacji zachęcam do lektury.

Nie chciałabym budować wokół siebie otoczki ambitnej twórczyni dla wysoko wyspecjalizowanego odbiorcy, bo ani nie mam takich umiejętności, ani moja książka nie pretenduje do takiego miana. “Pudełko z pamiątkami” to prosta rozrywka. Można się pośmiać, wzruszyć, być świadkiem perypetii kobiet o różnych charakterach, wziąć udział w rozwiązywaniu rodzinnej zagadki. Takie jest moje pole twórcze. Działkę dzieł obyczajowych na miarę Franzena zostawiam tym, którzy potrafią coś takiego napisać.

– Swoją najnowszą książkę opublikowałaś w Wydawnictwie Zysk i S-ka. Czy mogłabyś zdradzić, jak to się stało, że tak renomowane wydawnictwo zainteresowało się Twoją powieścią?

– Normalnie się stało, cha, cha, cha. Wysłałam swoją propozycję wydawniczą, a Zysk odpowiedział, że jest zainteresowany.

To dla mnie ogromny zaszczyt i powód do radości, że nawiązałam współpracę z jednym z czołowych wydawców w Polsce. Nie mogę powiedzieć złego słowa o wydawcach, z którymi współpracowałam wcześniej, jednak szeroka dystrybucja w księgarniach stacjonarnych to podstawowy krok do tego, by z zabawy w pisanie przejść na poziom profesjonalny. Swoją drogą niedawno porozumieliśmy się z Zyskiem co do wydania mojej kolejnej powieści. Nasza współpraca się rozwija i wiele sobie po niej obiecuję.

Koniecznie muszę Cię zapytać, jak Ty jako twórca zapatrujesz się na kondycję naszego społeczeństwa odnośnie czytelnictwa w naszym kraju. Czy podzielasz pogląd, że rozrywki z branży elektronicznej w jakiejś mierze powodują, że generalnie mniej czytamy niż nasi rodzice czy dziadkowie?

Jak wynika z badań, poziom czytelnictwa w Polsce jest bardzo niski. Należy jednak wziąć pod uwagę, że badania realizowane przez Bibliotekę Narodową nie uwzględniają ebooków ani audiobooków, a przynajmniej te pierwsze zagarnęły sporą część rynku. Wciąż jednak nie da się nie zauważyć, że czytamy mniej, niż, jak wspomniałeś, nasi rodzice i dziadkowie.

Z pewnością nowinki elektroniczne odciągnęły naszą uwagę od książek, ale nie tylko od nich. Mam wrażenie, że również od czerpania przyjemności z małych rzeczy, jak gra z kolegami w piłkę nożną czy wyjazd do lasu na grzyby. Kiedyś ulicami mojego osiedla nie dało się przejechać, bo anektowały je dzieciaki uprawiające wszelkiej maści sporty, na grzyby jeździły całe autobusy ludzi. Teraz? Ulice są puste, a w lasach grasuje „śmiertelne niebezpieczeństwo” – kleszcze. Rozmowa z rodziną i przyjaciółmi też zeszła na dalszy plan, bo nawet jeśli rozmawiamy, bez przerwy zerkamy na komórkę.

Czy jednak uważam, że nowinki elektroniczne to samo zło? Przeciwnie. Tak bardzo ułatwiają nam życie, że są nie do przecenienia. Możliwość wyszukania potrzebnych informacji za pomocą kilku kliknięć? Kto by pomyślał, że będzie to kiedyś takie proste!

A czy należy załamywać ręce nad tym, że mniej się obecnie czyta? Nie wiem. Czytanie zastąpiły inne rozrywki, które wcześniej po prostu nie istniały. Czy przez to jako społeczeństwo stajemy się głupsi? Nie sądzę. Otaczają mnie inteligentni, ciekawi świata ludzie, którym zdarza się też, dla relaksu, grać w komputerowe strzelanki. Wracają różne mody. Na przykład moda na gry planszowe. Dzięki popularności twórców, takich jak Remigiusz Mróz, wraca też moda na czytanie. Możesz mnie nazwać niepoprawną optymistką, ale jakoś nie czuję, byśmy spadali na dno.

Zapomniałabym! Pojawienie się fatalnego dla ludzkości koronawirusa miało pewien korzystny efekt uboczny. Zostaliśmy w domach i zaczęliśmy szukać sposobu na spędzanie czasu w zamknięciu, czyli m.in. więcej czytać.

– Czy masz jakieś pomysły na propagowanie czytelnictwa? Nie wiem, czy słyszałaś, kilka lat temu była np. prowadzona taka akcja w komunikacji miejskiej pn. “Ustąp miejsca czytającemu”…

O, nie słyszałam o tej akcji. Według mnie tych, którzy czytają, do niczego nie trzeba przekonywać. Lepiej zająć się tymi, którzy nie zaglądają do książek. Fajnie byłoby im pokazać, że czytanie nie jest zarezerwowane dla jakiejś wyimaginowanej elity. Dlatego cenię takich pisarzy jak Mróz, tworzących przystępną rozrywkę, i zgadzam się w opinii na jego temat z Mariuszem Szczygłem, który powiedział: “Wreszcie ktoś pisze takie książki, że każdy je zrozumie i jest w stanie przeczytać bez wysiłku. To ważne. Lepsze czytanie niż nieczytanie”. Ludzie muszą chcieć czytać dlatego, że im się to podoba, że czytanie sprawia im przyjemność, nie jest zaś nadludzkim wysiłkiem.

Pisarze powinni pokazać również, że nie są oderwanymi od świata istotami, które nigdy nie wyjdą ze swojej samotni, by porozmawiać z czytelnikiem. Dlatego na przykład uwielbiam festiwale literackie, zwłaszcza te w mniejszych miastach. Jest kiermasz książek, są spotkania, konkursy, zajęcia dla dzieci. Autorzy prowadzą warsztaty, odwiedzają biblioteki, a przede wszystkim można ich spotkać na ulicy, w kawiarni, zrobić sobie zdjęcie, porozmawiać. Powinno być więcej luźnych spotkań autorów z czytelnikami.

Ja na przykład, na skutek pandemii zaczęłam organizować z kumpelą pisarką – Olą Borowiec – tak zwane lajwy, czyli internetowe spotkania na żywo. Nazywamy to czwartkowymi podwieczorkami, czyli lekką przekąską książkową. Mamy już stałą widownię. W każdy czwartek o 18.00 łączymy się za pomocą Instagrama i rozmawiamy o czytaniu, pisaniu, przedstawiamy książkowe polecajki, zachęcamy innych do interakcji w komentarzach oraz rozpowszechniamy zdjęcia ich propozycji czytelniczych. Atmosfera jest przyjazna, luźna, a oglądający widzą, że jesteśmy zwyczajnymi babkami, można z nami wypić kawę, chapnąć sernika, pogadać i się pośmiać. Wtedy mogą dojść do wniosku, że skoro ta Kaśka, która wydaje się nawet fajna, poleca tę książkę, może warto po nią sięgnąć.

Czy uważam akcję “Ustąp miejsca czytającemu” za trafioną? Nieszczególnie. Jako punkówa muzycznie i duchem mam opory względem nakazów. Wydaje mi się, że mogą przynosić odwrotny skutek. Pamiętam, jak kazano mi czytać lekturę „W pustyni i w puszczy”. Wyliczyłam, ile mam dni na przeczytanie całej książki, podzieliłam to na liczbę stron i danego dnia czytałam dokładnie tyle, żeby się wyrobić, i ani strony więcej. Dlatego wolałabym, aby nie namawiać ludzi do czytania poprzez nakazy, tylko przez pokazywanie, że czytanie to fajna rozrywka.

– Czym zajmujesz się poza pisaniem? Z tego co wiem, podobno też chętnie fotografujesz…

– “Fotografuję” to za dużo powiedziane. Cykam zdjęcia. Głównie telefonem, a ostatnio robię tak zwane “flatlaye”, czyli zdjęcia przedmiotów rozłożonych na płaskiej powierzchni, fotografowane z góry. Mogę śmiało powiedzieć, że się w nich wyspecjalizowałam. Kiedyś bardzo ciągnęło mnie do fotografii ulicznej, ale w dzisiejszych czasach, mam wrażenie, staliśmy się bardzo drażliwi, gdy ktoś robi nam zdjęcie. Rzuciłam to, żeby nie zarobić w… No, wiesz.

Poza pisaniem pracuję na etacie w administracji publicznej, ale że to wywiad o książkach, nie będę wchodzić w szczegóły. W wolnych chwilach moje potrzeby są bardzo proste. Mąż, psy, podwórko, rozmowy z kumpelami, od czasu do czasu wypad na mój ulubiony Dolny Śląsk. Więcej mi nie trzeba.

– Czy możesz nam zdradzić, o czym będzie Twoja najnowsza powieść?

– Moja kolejna powieść to też powieść dla kobiet, osadzona w Grodzisku Mazowieckim, gdzie znalazłam swoje miejsce na Ziemi. Główna bohaterka, Alicja, to osoba, która nie potrafi walczyć o swoje, lecz pewnego dnia musi podjąć decyzję, która zmieni jej życie.

Widziałam kiedyś taki mem, że gdy ktoś myśli o swojej twórczości, widzi obrazy Van Gogha, natomiast gdy zaczyna o niej mówić, przypomina to ludziki z kresek. Coś w tym jest, dlatego tyle o mojej książce wystarczy.

– Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Ci powodzenia, czekając na Twoją kolejną powieść…

– To było ostatnie pytanie? Jaka szkoda! Tak świetnie mi się odpowiadało! Przepraszam, że okazałam się gadułą, ale gdy ktoś zadaje mi tak ciekawe pytania, nie jestem w stanie odpowiadać pojedynczymi zdaniami.

Pozdrawiam serdecznie czytelników MPK i życzę wielu książkowych inspiracji!

 

Rozmawiał:
JAROSŁAW HEBEL