Świat wie o nas tyle, ile chcemy mu o sobie powiedzieć – wywiad z Katją Tomczyk, m.in. autorką projektu “Wykup Słowo”

Fot. Z archiwum Katji Tomczyk.

– Piszesz opowiadania, recenzje, sporo Twoich tekstów zostało opublikowanych, lecz dla mnie jesteś przede wszystkim autorką projektu “Wykup Słowo”, ponieważ i ja miałam przyjemność w nim uczestniczyć, co wspominam z wielkim sentymentem. Owocem projektu stały się dwie antologie opowiadań. Podobno na pomysł projektu wpadłaś w wannie, potwierdzasz? Na czym polegał wykup słów?
– Z biegiem lat czuję coraz większy dyskomfort, odpowiadając na to pytanie, ale potwierdzam: była to wanna, choć z pewnością są bardziej epickie miejsca, by dokonywać cudownych odkryć.

Sam projekt “Wykup Słowo” polegał na wprowadzaniu do tekstu literackiego, w tym przypadku do opowiadania, słów, imion i fraz wybranych przez czytelników. Czytelnicy zobligowani byli do uszczuplenia swoich portfeli. Pieniądze w ten sposób zebrane zostały przeznaczone na publikację pierwszej antologii oraz pomoc Grzegorzowi Królowi, podopiecznemu Fundacji Światło. Każde opowiadanie opatrzono metryczką z informacją o wykupionych słowach i ich sponsorach.

– Jak powstawały antologie? Kontakt internetowy pomógł pozbierać autorów rozrzuconych po całej Polsce, ba, po Europie. Czy mogłabyś zdradzić jakieś szczegóły techniczne, kulisy tej współpracy?
– Gdyby nie internet, nadal pisalibyśmy listy na wytłaczanej niezapominajkami papeterii. Ale dzięki sieci porozumiewaliśmy się skutecznie i bezproblemowo. Powstała grupa robocza na FB i  tam wymienialiśmy się uwagami i pomysłami.

– Pierwszy zbiór  opowiadań z wykupionymi słowami ukazał się w r. 2014. Nosi tytuł “Autostop(y)”. Czytelników zapewne intryguje ów zapis z “y” w nawiasie. Czy to jedynie zabawa językowa, czy jakiś głębszy przekaz?
– To oczywiście tytuł znaczący. Jego autorem jest  warszawski poeta, Marcin Królikowski. Długo dyskutowałyśmy nad motywem przewodnim opowiadań, a temat wolności okazał się intrygujący i wyzwalający… wiele emocji. Bo okazało się, że wszystkie patrzymy na tę samą tęczę, a każda zwraca uwagę na inny jej odcień, w zależności od tego, gdzie i z jakiego powodu dryfuje na tratwie życia. Antologię promowały nasze stopy, czyli auto-stopy. To najbardziej oczywiste wytłumaczenie, ale chodziło też o wolność autonomicznie pojętą, która niekoniecznie wiąże się z podróżą w nieznane z przypadkowym kierowcą tira. Poza tym naprawdę nie jest w mojej naturze narzucanie  interpretacji, więc odsyłam do lektury opowiadań, bo to zwyczajnie wartościowe teksty.

– Nawiążę do tej wolności, o której wspominasz – antologia ma taki właśnie podtytuł: “Dziesięć opowiadań o wolności”. Jak autorki – bo są nimi same kobiety – interpretują wolność?
– O, to już pytanie do samych autorek. Nie czuję się upoważniona, by wziąć na siebie odpowiedzialność za to, jak pojęcie wolności interpretują współautorki. Poza tym chyba każda kategoryzacja i interpretacja w przypadku wolności jest naznaczona subiektywnym spojrzeniem i ściśle związana z doświadczeniami osoby, do której się odnosi. Dla mnie wolność to możliwość decydowania o sobie. To tak w dużym uproszczeniu.

– Druga antologia, wydana w r. 2016, to zbiór opowiadań dziewiętnastu autorów. “Nikomu się nie śniło” – skąd taki tytuł? O czym nie śnili autorzy tych tekstów, co śniło się lub nie śniło ich bohaterom?
– Zanim powstał tytuł, pojawił się pomysł, by część pieniędzy ze sprzedaży książki przeznaczyć na cel charytatywny. Kiedy cel się znalazł, wybraliśmy tytuł. Motyw przewodni, czyli sen,  jest trochę przekorny, gdyż w przypadku antologii autorzy zrzekli się honorariów na rzecz strażaka wybudzonego ze śpiączki. Grzegorz Król jest podopiecznym Fundacji “Światło”, która pomaga otworzyć oczy osobom, które zapadły w niechciany sen. Teksty są zróżnicowane tematycznie i sen, który był punktem wyjścia, w przypadku tych opowiadań objawia się pod wieloma postaciami. Majaki, zwidy, wspomnienia, przywidzenia, mary nocne, marzenia. Ale też rzeczy, o których chce się zapomnieć. To wszystko tu jest.

– Tak, fabuły opowiadań w tym zbiorze, od “stąpających po ziemi” po całkiem “odlotowe”, łączy jedno hasło, sen, i może być nim niestety również stan chorobowy: śpiączka. Mam tu na myśli wspomniany przez Ciebie szlachetny cel, jaki autorów i wydawców zbioru “Nikomu się nie śniło” połączył z fundacją “Światło”. Opowiedz, proszę, o tym coś więcej…
– Fundacja “Światło” skupia wartościowych ludzi, którzy angażują się w pomoc osobom ciężko chorym, czasem pozostawionym samemu sobie, ponieważ rodziny nie dźwigają ciężaru i odchodzą. Problem śpiączki jest trudny, ale trudniejszy jest powrót do zdrowia. Mam na myśli rehabilitację, bez której otworzenie oczu nic nie da. Dostęp do skutecznej i szybkiej rehabilitacji to nadal komfort, na jaki może pozwolić sobie tylko część osób. W mojej wiosce mieszka chłopak, Krzysiek, także wybudzony. Na jego profilu fejsbukowym “Wielkie budzenie Krzyśka” obserwuję na co dzień zmagania i wyzwania, jakie stawia przed nim i jego rodziną życie po wypadku. To droga wybrukowana kocimi łbami przeplatanymi wyrwami w asfalcie. Ale Krzysiek się nie poddaje. Myślę, że problem śpiączki jest marginalizowany, bo przecież taka osoba żyje, nie jest śmiertelnie chora, więc trudno zorganizować dla niej np. skuteczną zbiórkę. Pozostaje też kwestia opieki, kosztów leczenia, niekiedy rezygnacji z pracy któregoś z członków rodziny, ale to temat złożony i na pewno nie na jedną rozmowę. Żeby nie kończyć tej wypowiedzi smutną puentą dodam, że nasza ustanowska społeczność to naprawdę otwarci i wrażliwi ludzie, którzy wspierają Krzyśka w powrocie do zdrowia.

– Jesteś częścią tej społeczności, czy mogę zatem zadać Ci kilka pytań bardziej prywatnych? Kim czuje się najbardziej Katja Tomczyk, o ile w ogóle można stworzyć taką listę Twoich wcieleń? Mieszkanką małej zacisznej miejscowości zakorzenioną w niej? Ogrodniczką? – wiem, że ostatnio to Cię bardzo pasjonuje. Pisarką? Recenzentką? Matką dzieciom? Odpowiesz zapewne, że po trosze każdą z nich, wszak – jak masa kobiet – z powodzeniem łączysz te role…
– Świat wie o nas tyle, ile chcemy mu o sobie powiedzieć. Oczywiście w internecie łatwo znaleźć naszą aktywność czy zdjęcia, pod warunkiem, że z niego korzystamy i pozostawiamy po sobie ślad. Jestem ekstrawertyczką, stąd często dzielę się tym, co sprawia mi przyjemność. Ostatnio są to rzeczywiście rośliny. Bardzo żałuję, że tak późno się zorientowałam i nie szkoliłam się w dziedzinie projektowania ogrodów czy roślin w ogóle. Życie na wsi tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że aglomeracja miejska pasuje do mnie jak musztarda do sernika. Mimo że w Ustanowie dopiero przebijam pierwszą warstwę gliny, to czuję się tu znakomicie. Poznałam tu wartościowych ludzi. Mam życzliwych sąsiadów, na których pomoc mogę liczyć. W tej wsi pod lasem, gdzie wieczorami niebo zaciąga różową sukienkę, jestem po prostu sobą. Zdejmuję kolczyki, garsonki i szpilki. Biorę szpadel i konewkę. I naprawdę to lubię. A pisarką może kiedyś w końcu zostanę, tylko potrzebuję więcej motywacji. Na razie czytam innych i trochę o tym piszę.

– Jestem fanką Twojego pisania i życzę Ci z całego serca tej potrzebnej motywacji. Na prowadzonym przez kilka lat blogu “Zielone butelki” zamieszczałaś swoje teksty – opowiadania, recenzje. Wiele spośród nich znam i cenię, lecz to Ciebie chciałabym zapytać, które z opowiadań jest Twoim ulubionym? I… które najbardziej znienawidzonym?
– Takie opinie są dla mnie ważne, więc serdecznie za nią dziękuję. Motywacji, a raczej wytrwałości potrzeba mi bardzo. Nie umiem wszystkiego poświęcić dla pisania, zdyscyplinować się i pyknąć 500 tysięcy znaków ze spacjami, ale kto wie… Mam nadzieję, że pomysły, często budzące mnie w nocy, w końcu opuszczą moją głowę. “Zielone butelki” to temat wygaszany, teraz skupiam się na profilu “Bez cukru”, gdzie piszę m.in. o książkach. “Zielone butelki” zostaną w wirtualnej przestrzeni, bo to ślad po moich literach. “Eksperyment”, “Pudełka starej Marlowe” i “Otwórz oczy, Madison” to teksty, które są mi najbliższe. Czy jakiegoś nienawidzę? Nie, choć zdarzało mi się potknąć.

– Wspomniałaś, że piszesz o książkach. Wiem, że Twoim numerem jeden na liście lektur jest “Prawiek i inne czasy” Olgi Tokarczuk, nasza noblistka jest zresztą Twoją ulubioną pisarką. Felieton o jej twórczości, jak również parę Twoich recenzji zamieściliśmy na łamach “Mojej Przestrzeni Kultury” (MPK). Bardzo prosimy o więcej! A tymczasem… czy zdradzisz, jaka książka ostatnio zrobiła na Tobie największe wrażenie?
– Tak. Olga Tokarczuk towarzyszy mi od wczesnych lat, a Prawiek to polskie Macondo. Bardzo żałowałam, że ekranizacji doczekała się powieść “Prowadź swój pług”, a nie “Prawiek” właśnie. Kłoska i Izydor to postacie, których odbić szukam w każdym napotkanym bohaterze literackim. Fascynują mnie odmieńcy i wyrzutkowie. Oraz to, jak radzą sobie w powieściowym świecie. Realizm magiczny na długo zamieszał w mojej wyobraźni. Lubię też książki, gdzie szczególną uwagę poświęca się psychologii postaci. Nie mogę przejść do porządku emocjonalnego po lekturze “Małego życia” Hanyi Yanagihary. Ta książka wkręciła się w każdą moją komórkę niczym wirus tajemniczej choroby. Chyba nigdy nie czytałam nic tak bolesnego i traumatycznego zarazem. Jude, główny bohater powieści, owija się szczelnie nieszczęściem i wszelkie próby ratunku traktuje jak niechcianą jałmużnę. To, co go spotyka, jest tak samo nierealne, jak prawdziwe. W tym małym życiu suma wielkich trosk przeważa szalę po stokroć. Nawet teraz, gdy mówię o tej książce, czuję obręcz na sercu.

– Pozwolisz, że na koniec wrócę do projektu “Wykup Słowo”. Czy i w jaki sposób udział w nim przełożył się na późniejsze dokonania autorów obu antologii?
– Nie wiem, czy akurat projekt przełożył się na późniejsze dokonania autorów, ale kilku z nich wydało książki albo zaraz to zrobi. Hanka V.Mody, Kasia Kowalewska, Magda Genow, Robert Małecki, Ty – powieściowe debiuty macie już za sobą. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam. Niebawem do tego zacnego grona dołączy Ania Rozenberg, co bardzo mnie cieszy. No i wielkie sukcesy odnosi też Ela Łapczyńska. Wierzę, że pozostali autorzy z “Wykup Słowo”  pójdą Waszym śladem.

– Myślałaś może o trzeciej edycji? Jak przypuszczam, wielu autorów miałoby ochotę ponownie wziąć udział w “Wykup Słowo” III. Ja na pewno!
– Coraz częściej myślę o trzeciej edycji projektu, bo to rozwijająca przygoda. Ale póki co skupiam się na projekcie o nazwie “ja”. Mówię to trochę z przymrużeniem oka, jednak założyłam sobie, że najpierw chcę napisać coś wypełnionego po okładki moimi literami. Co potem? Rzeczywistość zweryfikuje plany. Natomiast bardzo mnie cieszy, że wspominasz projekt z sentymentem i masz ochotę na powtórkę.

-Bardzo Ci dziękuję za rozmowę i życzę, byś już wkrótce zrealizowała projekt “ja” i jeszcze wiele okładek wypełniła swoimi literami.

 

Rozmawiała:
HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN