HEBEL: “Wstyd” w Teatrze Współczesnym

Rys. Materiały prasowe.

O spektaklu “Wstyd” nie da się napisać inaczej, niż tylko bardzo entuzjastycznie. W dużej mierze dzieje się tak za sprawą znakomicie napisanej sztuki autorstwa Marka Modzelewskiego, świetnie zagranej przez wyśmienitych aktorów i nie gorzej wyreżyserowanej przez Wojciecha Malajkata. Dawno temu, kiedy warszawski Teatr Powszechny trzymał poziom, miałem okazję widzieć “Dotyk”  Modzelewskiego w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej. Jestem więc już ugruntowany w przekonaniu, że to jeden z wybitniejszych współczesnych dramaturgów, który z niesamowitą przenikliwością wnika w najintymniejsze sfery życia człowieka, w arcymistrzowski sposób buduje napięcie, porusza widza, mogącego w jego sztukach przejrzeć się jak w lustrze, a przy tym czasami bawi, chociaż nie jest to bezrefleksyjne pochichiwanie.

W sztukach Modzelewskiego na ogół występuje zaledwie kilku aktorów, którzy jednak doskonale wypełniają przeznaczoną dla nich czasoprzestrzeń. W “Dotyku” byli to Edyta Olszówka i Szymon Bobrowski, a także Sylwester Maciejewski i Krzysztof Szczerbiński. W obecnie wystawianym “Wstydzie” możemy oglądać Izę Kunę i Jacka Braciaka oraz Agnieszkę Suchorę i Mariusza Jakusa.

Dramaty Marka Modzelewskiego mają to do siebie, że pochłaniają widza w całości, wciągają i angażują emocjonalnie. W “Dotyku” autor odważnie podjął temat orientacji seksualnej i zdrady, nie podsuwając rozwiązań widzom,  siedzącym “na wyciągnięcie ręki” i wręcz z zahipnotyzowaniem śledzącym losy bohaterów. Tak też jest i w przypadku “Wstydu”, spektaklu koncentrującego się wokół problemu niedojścia do ślubu syna Małgorzaty (I. Kuna) i Andrzeja (J. Braciak) z córką Wandy (A. Suchora) i Tadeusza (M. Jakus). Powodów takiego stanu rzeczy może być wiele – poczynając od strachu przed formalnym związkiem, a kończąc na nostalgii za utraconą wolnością.

Na zapleczu lokalu, w którym miało odbyć się wesele, spotykają się rodzice niedoszłych państwa młodych. Próbują wspólnie odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego tak się stało, skoro młodzi wyglądali na bardzo szczęśliwych przez cztery lata bycia z sobą? Dla rodziców niedoszłych małżonków prawie że nie do przeżycia jest również i to, że przyjęcie i orkiestra już zostały opłacone, goście przyjeżdżają, pojawiają się straty materialne i moralne. Słowem – zagląda im w oczy jeden wielki wstyd! Na zaplecze knajpy od czasu do czasu dobiegają discopolowe weselne melodie, podczas gdy emocje biorą górę, padają wzajemne oskarżenia i wyzwiska, dochodzi nawet do użycia siły fizycznej, wskutek czego jedna z bohaterek ląduje w szpitalu na obserwacji. Reszta uczestników spektaklu Modzelewskiego próbuje ugasić swoje emocje mocnym alkoholem, co oczywiście daje zupełnie odwrotny skutek. Genialnie jednak zagrani przez kwartet aktorów bohaterowie tej sztuki skłaniają do refleksji, czasami bawią, przy czym na pewno również stanowią doskonałe lustro dla naszych zachowań i postaw.

Można w tym spektaklu doszukiwać się powinowactw literackich, np. nasuwa się skojarzenie z “Weselem”  Wyspiańskiego, “Ślubem” Gombrowicza czy “Tangiem” Mrożka.   Nie mam jednak wątpliwości, że największa zbieżność jest z filmem “Wesele” Wojciecha Smarzowskiego.

Gorąco polecam spektakl “Wstyd” Marka Modzelewskiego w reżyserii Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Na pewno nikt nie będzie żałował wydanych na bilet pieniędzy! Udało mi się zobaczyć ten spektakl prawie tuż przed wybuchem pandemii, ale bardzo chętnie wybrałbym się kolejny raz… Pomijam już to, że Teatr Współczesny jest jednym z lepszych teatrów w stolicy, którego szczególnie teraz – w czasie pandemii – odczuwam wielki brak i za którym bardzo tęsknię.

JAROSŁAW HEBEL  

  


Teatr Współczesny w Warszawie, Marek Modzelewski, “Wstyd”, reż. Wojciech Malajkat (80 min. bez przerwy).