STOLARCZYK: Miłość i śmierć bohaterów w prozie Remarque`a

Fot. Domena publiczna. Na zdjęciu Erich Maria Remarque.

Lata 80. Radiowa Trójka. Głos spikera zapowiadający codzienny fragment powieści w wydaniu dźwiękowym: “Dziś Ericha Marii Remarque’a »Łuk triumfalny«”.

To było moje pierwsze spotkanie z Remarkiem. Właściwie nie pierwsze, bo wcześniej wymuszono na mnie przeczytanie “Na zachodzie bez zmian”. Przeczytałam, żeby wiedzieć, o co chodzi, bo przy mojej polonistce wiedza z opracowań na nic by się zdała. Dziś jestem jej za to wdzięczna. Czytany “Łuk triumfalny” z początku był dla mnie ciekawą historią miłosną, która powinna mieć szczęśliwe zakończenie. Nie bez znaczenia dla mojego zainteresowania słuchowiskiem była jego obsada: Holoubek, Mrozowska, Mrożewski, Łaniewska, którzy potrafili słowem uwieść i zaciekawić. Słowo mówione bowiem jest jak danie, które jeśli tylko jest odpowiednio podane, wprawia w zachwyt. To właśnie takie było. Choć w programie puszczono powtórkę nagrania z lat 60., nie przeszkodziło to jednak wejść mojej literackiej fascynacji Remarkiem w nowy wymiar. Słuchowisko, jak już wspomniałam, z początku było ciekawą historią miłosną. Lecz w miarę słuchania zaczęło we mnie narastać rozumienie prozy Remarque`a i przeświadczenie o jej wartości. Wraz z nimi zaczęła też rodzić się ciekawość i chęć przeczytania następnej książki. Zapragnęłam poznać kolejną opowiedzianą przez niego historię, nie tylko ze względu na spodziewaną interesującą treść, ale przede wszystkim na postawione w niej pytania. Przyszedł więc czas na “Trzech towarzyszy”, “Nim nadejdzie lato” i pozostałe powieści.

Najpierw jednak sięgnęłam ponownie po “Na zachodzie bez zmian” – już jako osoba dorosła. Krytycy uznali ją za najwybitniejszą powieść antywojenną w literaturze. Zgadzam się z tą opinią. Dla mnie jednak jest to także opowieść o człowieku, a raczej ludziach, którzy wierzyli w ideały wpajane im od dziecka, że wojna to męska przygoda i czyni z chłopca dorosłego mężczyznę. Co prawda, można na niej stracić życie, ale pamięć rodaków i rycerska sława dokonań jest nagrodą za poniesione trudy. Co więcej – widzę, w niej opowieść o upadku mitów, w których wychowuje się młodych ludzi i to nie tylko w tamtych czasach, ale także i dziś. Paul na froncie nie jest w stanie dobić rannego Francuza, później nie potrafi się odnaleźć w zwykłej rzeczywistości własnego domu, zamiast nagrody w ramionach ukochanej znajduje chwile zapomnienia w objęciach prostytutki. To jest opowieść o upadku złudzeń – o tym, że wojna “produkuje” tylko ofiary po każdej ze stron, a wiara w mity prowadzi tylko do rozczarowań.

Miłość jest stałym motywem w twórczości Remarque’a. Zawsze jest naznaczona fatalizmem miejsca i czasu. Nie powinna się zdarzyć, a jednak staje na drodze bohaterów. Ci nie wiedzą, co z nią zrobić. Zostają postawieni przed dylematem: poddać się jej czy nie. Wybierają miłość, bo życie bez jej doświadczenia jest niekompletne. Przesłanie Remarque’a jest jednoznaczne. Miłość według niego jest jedyną piękną rzeczą, która może nam się w życiu przydarzyć i powstaje z odwagi, a nie ze strachu. “Miłość, to nie staw, w którym można zawsze znaleźć swoje odbicie. Miłość ma przypływy i odpływy. Ma też swoje rozbite okręty, zatopione miasta, ośmiornice i skrzynie złota i pereł. Ale perły leżą na dnie” – pisze Remarque w “Łuku triumfalnym”.

W każdej z jego powieści traumatyczne doświadczenia wojny kładą się cienieniem na życiu bohaterów, przez co wojenna przeszłość pokonuje ich na różne sposoby. Ernest z “Czasu życia i śmierci” wraca po urlopie na front, bo jest to jedyna rzeczywistość, w której potrafi się odnaleźć. Kai z “Przystanku na horyzoncie” po chwilach uniesienia i – może – szczerości wraca do świata blichtru i pozorów. Nie wiadomo, dlaczego tak czyni… Czy aby zapomnieć? A może już nie potrafi inaczej? Ravic, bohater “Łuku triumfalnego”, odchodzi do obozu dla uchodźców, bo sądzi, że tak trzeba. Ale czy za jego decyzją stoi szczera wewnętrzna potrzeba czy tylko powinność? Nie sposób jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W “Cieniach w raju” Żydzi szukający w Ameryce lepszego i spokojniejszego życia, znajdują w niej jedynie niezrozumienie, które pogłębia traumę wywołaną obozowymi doświadczeniami, powracającymi wspomnieniami krematoryjnych kominów i wszechobecnej śmierci. Wygranymi są na pewno Clerfayt i Lilian z “Nim nadejdzie lato”. Mimo że mają mało czasu, ona umiera, on się starzeje, to jednak próbują oddać się miłości. Ale to wyjątek. W “Czarnym obelisku”, ostatniej swojej powieści o bardzo symbolicznym tytule, Remarque usiłuje nam powiedzieć, że nie jest ważne, co i jak w życiu robimy, koniec bowiem zawsze jest taki sam – napis na kawałku kamienia: “Tu spoczywa…”.

Marlena Dietrich określiła go mianem “ostatniego romantyka”. Na pewno nim był, jeśliby oceniać go po tym, co i jak napisał. W jego książkach wszechobecny jest fatalizm losu, który napisał już wszystkie scenariusze, zatracenie się w tym, co jest tylko używką, a nie przeżyciem oraz traumatyczne doświadczenia, które nie pozwalają wydostać się z pajęczyny okoliczności; dodatkowo – życie stawia bohaterów wobec wyborów między przyzwoitością a obojętnością.

Twórczość Remarque’a to nie obraz wymyślonych pejzaży i ludzi bez podziału na dobrych i złych, ale proza pytań i refleksji. Obecny w niej fatalizm wcale nie jest przestrogą przed angażowaniem się w cokolwiek innego niż przeżycie. Mimo że autor pisze: “Jesteśmy uciekinierami. Uciekamy sami przed sobą. Uciekamy przed własnym życiem”, to jednocześnie wystawia nam receptę, stwierdzając: “Jeśli chodzi o szczęście, to warto się po nie bardzo nisko schylać”.

RÓŻA STOLARCZYK