SZMAŁZ: Szkic do portretu Marii Janion
Profesor Maria Janion (1926-2020) to wybitna badaczka romantyzmu, historyczka literatury, idei i wyobraźni, nauczycielka akademicka, autorka przełomowych dla polskiej humanistyki książek i publikacji. Słynęła z wyrazistych poglądów, które wyrażała głośno i dobitnie. Jako feministka walczyła o prawa kobiet i zawsze stawała po stronie słabszych i wykluczonych.
Dzieciństwo spędzone w Wilnie, wspominała jako traumę. “Ojciec tłukł talerze w pijanym widzie” – mówiła. Bieda i postawa ojca sprawiły, że musieli opuścić dom. Tylko matce zawdzięczała godny byt i wykształcenie. Wyznała po latach, że bardzo źle się uczyła, za to bardzo lubiła czytać książki (czasem pochłaniała po pięć dziennie). Czytanie było dla niej swoistą ucieczką przed problemami realnego życia. Wojnę spędziła w Wilnie. Będąc słuchaczką tajnych kompletów pisała wiersze. To wtedy zdała sobie sprawę, że koleżanki i nauczycielki wzbudzają w niej więcej romantycznych uczuć, niż koledzy.
Po wojnie studiowała polonistykę (w Łodzi). W 1949 przeniosła się do Warszawy, gdzie mieszkała do końca. Zafascynowana romantyzmem, poświęciła się badaniom, tworząc bardzo osobiste i współczesne rozumienie tego nurtu. Spod pióra Marii Janion wyszło wiele książek i publikacji o zasadniczym znaczeniu dla refleksji o polskiej tożsamości: “Gorączka romantyczna”, “Kobiety i duch wolności”, “Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś”, “Płacz generała. Esej o wojnie”, “Do Europy tak, ale razem z naszymi umarłymi”, “Wampir. Biografia symboliczna”, “Niesamowita słowiańszczyzna” czy “Transe-traumy-transgresje” (opublikowany w dwóch tomach wywiad-rzeka przeprowadzony przez Kazimierę Szczukę, uczennicę i przyjaciółkę).
Pisała dużo, bo jak mówiła: “Trafiam na takie pytania, na które nie znajduję odpowiedzi w dotychczasowych opracowaniach, no i wtedy myślę o tym, że trzeba usiąść i samemu napisać na ten temat pracę, książkę albo rozprawkę, żeby sobie to wyjaśnić,”. Praca nad książkami była jej likierem, potrzebnym, by funkcjonować. Pisała ręcznie, twierdząc, że “kontakt ręki z papierem jest czymś niesłychanie ważnym dla kultury”. Lubiła o sobie myśleć jak o rzemieślniku, który uczynił z miejsca życia miejsce pracy (i odwrotnie). Wymieniła życie na egzystencję. W jej mieszkaniu na warszawskiej Ochocie było mnóstwo książek, których wartości nie przeceniała, choć stale z nich korzystała. Z papierzysk wychodziła niechętnie. (Pierwszą, najważniejszą częścią jej życia była praca, drugą edukacja, która była jej powołaniem i misją.) Wiele lat prowadziła słynne seminaria w Warszawie i Gdańsku. Studenci nazywali ją mistrzynią interpretacji, bo “opowiadała im świat od nowa”. Rozpalała głowy, intrygowała.
Siwa, krótko ostrzyżona, bez makijażu, zawsze w garsonce, koszuli i fularze, kojarzyła się z generałem. “Nigdy nie była fajną babką, jaką próbuje się z niej zrobić. Nie miała w sobie za grosz medialnej, celebryckiej atrakcyjności. Formowała bez litości, nie była chodzącym ideałem” – wspomina dawna studentka, pisarka Renata Lis. Sprawiała wrażenie nieprzystępnej, ale “po spotkaniu z nią miało się ochotę czytać, myśleć, pisać i lepiej żyć”- jak wspomina Grzegorz Jankowicz.
Profesor Misia ceniła twórcze osobowości. W ramach konserwatorium zapraszała wspaniałych pisarzy: Mirona Białoszewskiego, Guntera Grassa, profesora Wiesława Juszczaka. “Miron czytał nam Słowackiego, a profesor Janion z radości pomrukiwała” – wspomina Paweł Huelle. “Bywała krytyczna wobec literatury. Uważała, że wygrywają artyści, którzy stworzyli swój własny, oryginalny język, jak na przykład Miron Białoszewski (o którym mówiła, że jest największym , polskim poetą prywatnym, kapitanem Cookiem naszych czasów, wieszczem i męczennikiem poezji w pełni wypłacalnym) czy współczesna pisarka Dorota Masłowska.
Maria Janion znalazła się w literaturze za sprawą autora “Pamiętnika z powstania warszawskiego”. Profesor Misia, uczona baba, Papieżyca Janiocentyna pierwsza, Eumenida – tak nazywał ją w swoich utworach. W “Tajnym dzienniku” notuje – “Po wyjściu Janion z mojego wieczoru […] Lu z namysłem, wolno – baba mądra. Tylko ja miałem zastrzeżenia.Wydawało mi się, że Janion sztywna. Że pruje naprzód , nie pyta. Że ma mowę zdecydowaną, i bezwzględną. Potem okazało się inaczej. Bardzo ją polubiłem”. Nie trudno dostrzec, że tych dwoje specjalistów od literatury, których ulubionym zajęciem było “wyciąganie upadłych słów i idei z rynsztoka i umieszczanie ich w ochronce” miało niesamowitą nić porozumienia. Oboje namiętnie czytali, nie lubili opuszczać domu, byli ateistami, pisali ręcznie, kiedyś rzucili palenie (Miron miał problemy kardiologiczne, Maria rzuciła, by nie narażać na ubytek władz umysłowych). Nie lubili przywiązywać się do domowych spraw ani prowadzić powierzchownych “rozmamłanych” rozmów o niczym. Oboje mieli poczucie tragiczności życia, nieuchronności przemijania i przypadkowość istnienia. “Nikt z nas nie prosił się na świat, ale skoro już tak się stało, to trzeba jakoś dotrwać do końca” – mówiła. Eseista Marek Zaleski słusznie zauważył, że spotkanie z twórczością Mirona Białoszewskiego było dla Janion początkiem “instalowania się w tym co jest, a nie w tym, co się stanie, bo stać się powinno”.
W “Utworze naukowo- scenicznym” Mirona Białoszewskiego, papieżyca Janiocentyna pierwsza (Maria Janion) zaleca wszystkim, żeby poszli do domu i żyli po ludzku. Bo Janiocentyna nigdy nie wyklucza, a wklucza. Dla wielu z nas pozostanie latarnią morską, dzięki której wiemy, w które rejony czytelnicze żeglować, by właściwie dbać o zwoje mózgowe. Profesor Misia lubiła nasturcje. Namiętnie oglądała Animal Planet. Bywała dowcipna: “Nie doskwiera mi poczucie bycia umarłą dla świata, ale lęk przed odcięciem od bułek i gazet”. Uśmiecham się, gdy o niej myślę. Profesor Misiu, odpoczywaj w pokoju wiecznym.
MAŁGORZATA SZMAŁZ