HEBEL: Fornalski, Dyzma i Anioł

Fot. Kadr z serialu “Kariera Nikodema Dyzmy” (1980). Na zdjęciu Roman Wilhelmi w tytułowej roli.

Nie zawaham się powiedzieć, że Roman Wilhelmi był  jednym z najwybitniejszych naszych aktorów teatralnych, filmowych i radiowych. Chyba każdy zgodzi się z twierdzeniem, że Wilhelmi był aktorem bardzo charakterystycznym i niebywale utalentowanym. Szczególnie pamiętamy go z “Zaklętych rewirów” (1975) w reż. Janusza Majewskiego, bądź też z takich kultowych seriali jak “Kariera Nikodema Dyzmy” (1980) w reż. Jana Rybkowskiego czy “Alternatywy 4” (1983) w reż. Stanisława Barei.

Aktor debiutował na scenie rolą Stanleya w “Tramwaju zwanym pożądaniem” T. Williamsa, zaś debiutem ekranowym byli “Krzyżacy” A. Forda. Warto dodać, że Wilhelmi zagrał w filmach i na teatralnych deskach u wielu wybitnych reżyserów, m.in. Andrzeja Munka, Aleksandra Forda, Jana Łomnickiego czy Kazimierza Kutza. Bardzo też zapadł mi w pamięć arcymistrzowską rolą w “Mężu pod łóżkiem” (1967), krótkiej nowelce wyreżyserowanej przez Stanisława Różewicza. Pełnią mistrzostwa swojego talentu zabłysnął w “Zaklętych rewirach” w niezapomnianej roli Fornalskiego.

Ktoś mógłby powiedzieć, że Wilhelmi miał swój czas… i potrafił to w pełni wykorzystać. W latach 60. w serialu “Czterej pancerni i pies” wcielił się w rolę porucznika Olgierda Jarosza, dowódcę czołgu “Rudy 102”. Był aktorem wszechstronnie utalentowanym, jakkolwiek najczęściej obsadzano go w rolach cynicznych typów czy zwyczajnych drani, jak np. kiedy zagrał okrutnego alfonsa w “Dziejach grzechu”, ekranizacji powieści Stefana Żeromskiego. Podobnie było z rolą podstępnego i wyrachowanego Kazia Starskiego, w którego wcielił się w serialu “Lalka” w reżyserii Ryszarda Bera.

O sobie z kolei mówił: “Recenzenci nigdy mnie nie lubili. Coś mam w sobie kontrowersyjnego, coś niegładkiego. Recenzentom podoba się zaś coś ładnego i gładkiego. Najlepiej, żebym miał blond włosy i jasne oczy”. Widzowie jednak go zapamiętali… i polubili. Czytanie przez Wilhelmiego powieści Wieniedikta Jerofiejewa “Moskwa Pietuszki”  to istny majstersztyk! Nie mam wątpliwości, że nikt tego nie zrobiłby lepiej.

Zgadzam się z tym, co na temat Wilhelmiego napisał Jacek Szczerba na łamach “Gazety Wyborczej”: “Był bez wątpienia aktorem klasy światowej. Idealnym do odgrywania ról nieco nieokrzesanych, mocnych mężczyzn o »zwierzęcym uroku«”. Chociaż o sobie powiedział: “Zawsze byłem trudny w odbiorze, trochę spocony, trochę dziki”, to jednak w roli Stanisława Anioła w “Alternatywach 4” czy Fornalskiego w “Zaklętych rewirach” pokazał swój wielki kunszt aktorski. Na temat Wilhelmiego w przestrzeni publicznej kursuje taka anegdota, że w czasie studiowania w szkole aktorskiej podpadł Aleksandrowi Bardiniemu, który zwyczajnie go nie lubił, zarzucał, że nie jest intelektualistą i obsadzał go w epizodach. Niepokorny i zaczepny Wilhelmi oznajmiał zaś, że faktycznie przeczytał w życiu tylko jedną książkę – “Dywizjon 303”. Trudno jednak przypuszczać, żeby ktokolwiek w to uwierzył…

Drogo zapłacił za swoją aktorską karierę. Bez problemu dostał się do warszawskiej PWST i później przez prawie 30 lat pracował w Teatrze Ateneum, w którym do 1986 roku zagrał w ponad 50 spektaklach. Następnie przeniósł się do warszawskiego Teatru Nowego, z którym pozostał związany aż do śmierci. Jego dwa związki (z Danutą i węgierską tłumaczką literatury Mariką Kollar, z którą miał syna Rafała), o których wiemy, rozpadły się przez alkohol. Gdy zachorował na raka wątroby, do końca wierzył, że jeszcze zagra wiele ról. Już nie zdążył…

Dla Wilhelmiego zawsze najważniejszy był widz, bez którego nie wyobrażał sobie uprawiania swojego zawodu. Tak sam o tym mówił (“Głos Wybrzeża”/ 4.08.1984): “Zawód ten uprawia się dla ludzi, nie dla siebie. Jedyną rzeczą, dla któ­rej warto ten zawód uprawiać, jest publiczność. Jedyny sen koszmarny, jaki miałem, był ten, że gram, a widownia składa się z samych krytyków”.

Prawda jest taka, że w jakąkolwiek rolę Roman Wilhelmi się wcielił, potrafił z niej uczynić “perełkę”. Tak było choćby z postacią Stanisława Anioła, prostackiego gospodarza domu w serialu “Alternatywy 4” czy sadystycznego kelnera Fornalskiego w “Zaklętych rewirach”. Był wybitnym aktorem, chociaż w życiu codziennym nie sprawdzał się w roli męża czy ojca. Jego syn Rafał jednak podkreśla: “Lubię oglądać jego filmy, ale moim absolutnym faworytem jest Teatr TV »Kolacja na cztery ręce«. Pamiętam to silne wrażenie, gdy obejrzałem ten spektakl, kiedy już ojca nie było. Dosłownie oniemiałem. Żałowałem, że nie mogłem mu już przekazać tego, co wtedy czułem…”.

Dla wielu z nas Wilhelmi pozostanie jednak przede wszystkim niedoścignionym odtwórcą roli Nikodema Dyzmy, zobrazowanej w telewizyjnym serialu w reżyserii Jana Rybkowskiego. Po wielu latach o tej roli powiedział (“Dziennik Zachodni” – nr 130/1990): “[…] nie chciałem powtórzyć karykatury, którą w latach pięćdziesiątych – zresztą znakomicie – na ekranie zagrał Adolf Dymsza, zachowując ten właściwy mu dystans i urok. Musiał być to Dyzma bardziej prawdziwy, osadzony w epoce”.

JAROSŁAW HEBEL