CANIĆ: Wokół ślubu Gajusza
Trzy lata później, na początku kwietnia, Tyberiusz przyznał Gajuszowi honorowy kwestoriat i wysłał go do Mizenum, żeby przygotował się do małżeństwa z Junią Klaudyllą. Na uroczystość zaproszono wszystkich rzymskich urzędników, zarządców wielkich prowincji i oczywiście członków rodziny cesarskiej.
– Jak wyglądam w tym paliuszu? – zapytał mnie zaniepokojony Longinus, przygotowując się do wyjścia. – Wymęczyłem niewolnice, ale nie udało mi się wybrać odpowiedniego ubrania.
Paliusz był na niego za duży, jak i większość jego garderoby. Rozumiałam chęć małżonka, aby ukryć niedostatki figury – on cierpiał z powodu niskiego wzrostu, a ja wstydziłam się swoich krągłości.
– Myślę, że greckie płaszcze są dla starców, Lucjuszu – rzekłam, chcąc mu pomóc. – Mężczyźnie w średnim wieku bardziej odpowiada galijska coculla.
Longinus ucieszył się jak dziecko.
– Masz rację! Lubię wszystko, co galijskie, i kolor czerwony!
Nie zdążyłam nawet dorzucić „Non debes”, a prawnik już wybiegł do apodyterium.
– Jest śmieszny, ale ma dobrą duszę – rzekłam Suzanie, która uważnie wybierała dla mnie suknie. – Kto by wytrzymał trzy lata ze mną pod jednym dachem?
– Ja wytrzymałam więcej i nie żalę się – odpowiedziała piastunka, pokazując mi różne tuniki, stole i palle.
– Tak, ale on jednak jest moim mężem – wyszeptałam zamyślona. – Gdyby Liwilla rzekła konsulowi Winicjuszowi, że nie będzie z nim dzielić łóżka, i unikała zjazdów jego rodziny, on od razu poskarżyłby się Tyberiuszowi. Nie mówiąc o tym, co Ahenobarbus zrobiłby siostrzyczce Agrypinie za takie nieposłuszeństwo.
– To prawda – zgodziła się Suzana. – A teraz możemy zacząć przymierzać suknie.
– Doskonale rozumiem Nietoperza. – Spojrzałam w lustro. – Ubiorę się we wszystko zielone: i stolę, i pallę. Przynajmniej się zabawię, patrząc na zmieszane arystokratyczne pyski.
Suzana chciała dodać mi odwagi, wiedząc, jak krytycznie oceniam własny wygląd, ale nagle przerwał jej krzyk Orli.
– Domina! – Galijka wbiegła bez pukania do mojego pokoju. – Och, domina!
Serce mi zadrżało.
– Co się stało?
– Byłam w atrium, żeby opróżnić impluwium, kiedy… – głos Orli dygotał. – Ściemniło się w środku dnia.
– Nie strasz Jej Wysokości – upomniała ją Suzana. – Od wczesnego ranka jest pochmurnie i szaro. Wiatr przestał wiać, będzie burza.
Galijka, nadal przerażona, wymamrotała coś o Cernunnosie i końcu świata. Z niedowierzaniem wyszłam do cavaedium, spojrzałam na kompluwium i… wrosłam w ziemię. Niebo, od rana pochmurne i ciemnoszare, stało się czarne, jak gdyby zapadła noc.
– Defectus solis – wypowiedziałam na głos, a potem krzyknęłam do obu kobiet: – Dalej, zapalcie jeszcze lampy! Powiedzcie sługom, żeby zeszli, tańczyli i robili hałas!
Wróciłam do komnat. Usiadłam. Wskutek napięcia poczułam zawroty głowy. Próbowałam wstać, ale wszystko zatańczyło mi przed oczami.
– Akteonie! – zawołałam, chwyciwszy się za słupek łoża.
– „Stało się coś złego – przeszło mi przez myśl. – Coś bardzo złego”.
Na szczęście sekretarz był blisko.
– Źle się czujesz? – chwycił mnie pod rękę. – Mam wezwać lekarza?
Pokręciłam głową i objęłam go.
– Jak będziesz podróżować w tym stanie? – Grek pomógł mi się położyć. – To Mizenum nie jest naprzeciwko. Do Ostii zaniosą cię w lektyce, ale potem musisz płynąć statkiem.
– Szkoda, że nie płyniesz ze mną – rzekłam mu, kiedy rozjaśniło mi się w głowie. – Na ucztę przyjdzie też Tyberiusz. Twoje rady dużo by mi dały.
– Chcesz jeszcze trzecią piastunkę? – zażartował. – Uf, co mam robić, skoro rozkazałaś mi obserwować, co się dzieje na Palatynie?
– Kiedy ja ci rozkazywałam? – uśmiechnęłam się. – Co ty wymyślasz, kłamco jeden?
Grek się roześmiał, ale szybko przerwały mu Orla i Suzana.
– Oto lampy – wykrztusiła zadyszana piastunka. – Longinus przypomina, że około piątej ruszacie do Ostii.
– Nie jest zbyt zachwycony hałasem. – Galijka zachichotała. – Dla wszystkich Longinusów plebejskie obyczaje są wstrętne.
– Ale nie brzydzą się sto razy gorszego obyczaju. – Twarz Akteona nagle przybrała ponury wyraz. – Od wieków nie uwolnili ani jednego niewolnika.
– Nie martw się. – Podniosłam się i skierowałam do lustra. – Przekonam Nietoperza, żeby podarował mi Orlę, a wtedy ożenisz się z wyzwoloną kobietą.
– Suzanę też wydamy za mąż – rzekła trochę zawstydzona, lecz uszczęśliwiona Galijka. – Mój wuj Falkon od dawna za nią szaleje.
– Nie, dziękuję. – Suzana odpowiedziała jej nieco gniewnie. – Tak jak teraz jest mi całkiem dobrze.
Spojrzałam na całą trójkę i poczułam, że wraca mi dobry humor. W świetle dziesięciu lamp nawet moje odbicie w lustrze wydało mi się wdzięczne i tajemnicze.
ANNA CANIĆ
Fragment powieści Anny Canić „Sofja i Kasjusz”, która ukaże się pod patronatem „Mojej Przestrzeni Kultury” (MPK).