RADWAŃSKI: Dziewczyna w zielonym prochowcu

Fot. Pixabay.com

Od kilku dni działo się coś ze mną dziwnego. Nie mogłem w nocy spać, a do tego buzowały we mnie dziwne emocje, których dokładnie nie umiałem nazwać. Czy był to żal, samotność, zakochanie, a może po prostu smutek? Zastanawiałem się, co było tego przyczyną, ale nie mogłem dojść do żadnych sensownych wniosków.

Włóczyłem się nocami po swoim osiedlu, w poszukiwaniu spokoju, ukojenia i snu. To jednak nic nie dawało. Zasypiałem zwykle, gdy już świtało, a sąsiedzi szykowali się do porannej pracy.

Myślałem o Bogu, kosmosie i egzystencjalizmie, niczym nawiedzony hipis podczas pobytu w wymarzonej komunie. Było mi źle i nie umiałem sobie z tym poradzić.

Pewnego dnia, jeszcze przed dziesiątą wieczór, kolejny raz coś mnie napadło. Założyłem sztruksową, ciemną marynarkę kupioną na wyprzedaży i wyszedłem na dwór. Przywitała mnie dość ciepła, jesienna pogoda z prawie bezchmurnym niebem. Wsiadłem do elektrycznego autobusu i zająłem wolne siedzenie przy oknie.

W centrum nie było zbyt dużego ruchu. Zaszedłem do sklepu i poprosiłem o dwie cytrynowe małpki. Chowając je do kieszeni, skierowałem się do parku przy kościele Zbawiciela. Tam wypiłem obie buteleczki, nie zapijając niczym. Nie było takiej potrzeby. To uspokoiło mnie na tyle, że postanowiłem przejść się przez deptak.

Zauważyłem ją siedzącą i palącą papierosa na ławce przy Biurze Wystaw Artystycznych. Miała jasne włosy splecione w kitkę, podłużną twarz i była bardzo szczupła. Ubrana w zielony prochowiec, dżinsy i czerwone kowbojki, prezentowała się intrygująco. Po alkoholu nabrałem na tyle odwagi, że podszedłem w jej kierunku.

– Miły wieczór – powiedziałem, stając tuż przy niej.

Podniosła głowę do góry zaskoczona. Spojrzała mi w oczy. Zobaczyłem w nich tęsknotę, cierpienie i jeszcze coś, czego znów nie umiałem nazwać.

– Chcesz się przysiąść? – odparła, gasząc papierosa na ziemi.

Usiadłem obok niej, ale w pewnym oddaleniu. Wyciągnąłem nogi do przodu i spojrzałem w gwiaździste niebo. Ona po chwili zrobiła to samo. Nie odzywaliśmy się do siebie, delektując się chwilą milczenia i ukojenia.

– Wierzysz w miłość? – zapytała, wciąż wpatrzona w górę.

Spuściłem głowę i wyciągnąłem papierosy. Wcale nie chciałem odpowiadać na to pytanie. Wyglądało jednak na to, że ona wciąż na to czekała.

– Powinniśmy się czegoś napić – stwierdziłem w końcu przytomnie, strzepując nerwowo popiół.

Wyprostowała się i objęła mnie spojrzeniem, które wyrażało zdziwienie.

– Masz rację – powiedziała po chwili wahania.

Poszliśmy na najbliższą stację benzynową i kupiliśmy ćwiartkę czystej wódki. Później wróciliśmy na deptak i znaleźliśmy cichą bramę, gdzie nikt nam nie przeszkadzał. Piliśmy na przemian z butelki, prawie w ogóle nie rozmawiając. Nie czuliśmy takiej potrzeby.

– Chcę zobaczyć, jak mieszkasz – powiedziała, gdy skończył się alkohol, a nasze gardła były pełne goryczy.

Złapałem ją za rękę i poprowadziłem na postój taksówek. Wsiedliśmy do pierwszej z brzegu i zamówiliśmy kurs na moje osiedle, spodziewając się dużego rachunku.

Na ulicach był niewielki ruch, więc dotarliśmy już po kwadransie. Wpuściłem ją do środka mieszkania i od razu skierowałem do kuchni. Wyciągnąłem stojącą w lodówce butelkę taniego wina, które dostałem kiedyś od znajomego.

Leżała na łóżku w zielonym prochowcu. Wpatrywała się w sufit, jakby tam znajdowała się odpowiedź na wszystkie pytania. Pociągnąłem łyk z butelki i położyłem się obok niej.

Złapała mnie za rękę, ale nic nie powiedziała. Zamknęliśmy oczy i nie odzywaliśmy się do siebie, czując to coś, które krążyło między naszymi ciałami.

– Wyznałam dzisiaj miłość żonatemu facetowi, którego widziałam kilka razy w życiu – odezwała się, mając nadal zamknięte oczy.

Nie odpowiedziałem, ale pomyślałem sobie, że musi być tak samo szalona jak ja, co mi się nawet spodobało. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jej profil, który wydał mi się niezwykle symetryczny.

– Masz fajny płaszcz – stwierdziłem, obejmując wzrokiem jej sylwetkę.

Nie zareagowała, ale widziałem że się uśmiechnęła.

– Zapłaciłam za niego ponad tysiąc złotych. Jest okropny – odparła.

Zasnęliśmy w ubraniach, milcząc i trzymając się za ręce.

MARCIN RADWAŃSKI