BILIŃSKA-STECYSZYN: O serialu “Osiecka”

Fot. Kadr z serialu “Osiecka”. Na zdjęciu Eliza Rycembel w roli Agnieszki Osieckiej.

“Osiecka”. Oglądam. Mimo że Tomasz Raczek nazwał ten serial “szarlotką na zarzyganym talerzu”, mając na myśli – jak to potem wytłumaczył – że ten talerz to TVP.

Oglądam, bo Agnieszka Osiecka to “dobro narodowe”, a telewizja publiczna czasem pokazuje coś i mnie interesującego, choć niestety to fakt – jest do zarzygania kurska, propagandowa, discopolowa i reżimowa.

Serial mi się podoba. Szczególnie przypadła mi do gustu cała masa zdolnej aktorskiej młodzieży – nie tylko tak dobranej, by z wyglądu przypominała sławne oryginały (Hłaskę, Cybulskiego, Kobielę), ale i – pięknie śpiewającej. Tak, bo to jest serial także o piosence “na tle dziejów”, lat 50., 60. – i zapewne tak będzie w kolejnych latach i następnych odcinkach. Piosenki STS-u, Bim-Bom-u, zapewne jeszcze masa innych.

Bardzo rzadko oglądam jakiekolwiek seriale w jakichkolwiek telewizjach, dlatego ci młodzi aktorzy (nie mam tu na myśli Elizy Rycembel, tę już znam z kilku dobrych filmów) są dla mnie odkryciem; dotąd byli mi nieznani, a naprawdę uważam, że mają potencjał.

Eliza Rycembel wypadła doskonale jako młoda Agnieszka Osiecka, ale już Magdalena Popławska w roli Agnieszki dojrzalszej i Grzegorz Małecki jako Jeremi Przybora (odc. 6) – majstersztyk. Nawet fizycznie tak podobni, że patrząc na nich, chwilami miałam wrażenie, że oglądam oryginały.

Wracając zaś do piosenek… Świetnie zaśpiewane “Mój pierwszy bal”, “Kochankowie z ulicy Kamiennej” czy “Eurydyko, nie czekaj na mnie”, a także “Niech no tylko zakwitną jabłonie” i “Na całych jeziorach ty” – zabrzmiały teraz niby nowocześnie, a jednak tak bardzo staroświecko…

Czekam na kolejne odcinki.

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN