Czas na poezję: IZABELLA GĄDEK
czekanie
czekam na wschód słońca za zaśnieżonym lasem
zapach trawy po wiosennym deszczu
radość stęsknionego psa
nieśmiałe pocałunki ukochanych ust
to wszystko co mam
czekanie
na odzyskanie siebie
z czekania wyrywają mnie głosy
błagające o pomoc
mamroczące niezrozumiałe zaklęcia
po brudnym korytarzu
pełza samotność
przejrzałam ją
stara wiedźma potrafi odbierać świadomość
niema kobieta w białym fartuchu
karmi mnie panaceum
czekanie znów staje się przyjemne
unieruchomione pasami ciało
przestaje boleć
zamykam oczy
chowam się w bezpieczną ciemność
najgorsze potwory mieszkają w ludziach
droga
ubrani w pewność
bez żadnego bagażu
idziemy
zaspanym krajobrazem
ze snów
prowadzeni przez wiarę
splatamy stęsknione dłonie
i słowa
z wiatrem wyczekiwanych zmian
za nami śliski chłód strachu
zasypane śniegiem kłamstwa
i boleśnie kaleczące
spojrzenia
zostawiając przeszłość
oddychamy wolnością
idąc odnalezioną drogą
do domu
Katharsis
Wyczekiwany dzień nadszedł nagle
Rzeki nienawiści wystąpiły z wszystkich brzegów
Pola pokornych nasion
Zalały krwawe strumienie
Wiatr nieuchronnych zmian
Niósł marną śmierć
Wszystkich istnień
Pajęczyny kłamstwa
Trawiły zhańbione ciała
Matki i ojcowie pożerali nagie ciała dzieci
Nienarodzonych i błagających o litość
Bogowie
Dławili się krwią wiernych
Szepcąc stare zaklęcia przodków
Okaleczone anioły
Podpalały stosy wyrwanych skrzydeł
Hydry
Uduszone własnymi ogonami
Rozszarpywały czarne sępy
Siostry miłosierdzia
Z podciętymi żyłami
Wydrapywały sobie nawzajem oczy
By skrócić agonię wstydu
Demony wszechświata
Utopia sprawiedliwości
Pamięć Babilonu
Historia ludzkiego plemienia
Prochy zmarłych…
Nastała nicość
W otchłani nieistnienia
Umarło niebo
Piekło
I ziemia
las
Za oknem płacze deszcz
ciężkie łzy
spływają smutnymi stróżkami
po kamiennych twarzach
kolejnymi butelkami alkoholu
zmywam z siebie wstyd
Siedzę przed gorącym kominkiem
w którym dogasa sterta straconych lat
jestem obojętna i zimna
jak bose stopy
na zakrwawionym śniegu
kroczące niewydeptaną ścieżką
do lasu samotności
utopia
Zakochałam się w iluzji
nieistniejącym świecie jedności
pragnieniu wspólnej przyszłości
dziewczęcych ideałach.
Żyłam dla chwil zatracenia
momentów przyspieszonych oddechów,
niekontrolowanych krzyków rozkoszy
bezgranicznej ekstazy zmysłów.
Kiedy leżałeś zaspokojony, paląc papierosa
wyobrażałam sobie nasz dom
białe ściany wypełnione zdjęciami
zapach palącego się w kominku drewna.
Chciałam zatrzymać czas
gdy wychodziłeś pospiesznie bez słowa
zostawiając na zmiętej pościeli nasze jedyne razem
czekałam na twój powrót i śmierć równocześnie.
Nienawidziłam siebie, ciebie, nas
tego żałośnie smutnego miejsca
zapłaconego przez śmierdzącego alfonsa
i słów – “następnym razem nie płacę”…