BILIŃSKA-STECYSZYN: Kiedy matka odchodzi

Związek matki i córki to jeden z najsilniejszych, a często także najbardziej skomplikowanych związków między ludźmi. Bywa mocniejszy niż węzły małżeńskie (nie mam na myśli jedynie tych usankcjonowanych ślubem!). Matka i córka, niczym wciąż nieodciętą pępowiną, połączone są długo, bardzo długo – o ile matka nie umrze przedwcześnie… Gdy odchodzi, niezależnie czy mamy trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat, pępowina zostaje odcięta i zaczyna się prawdziwa dorosłość.

Książka Miry Marcinów “Bezmatek” to zapis takiego właśnie związku. Pełnego miłości i jednocześnie toksycznego. Najboleśniejsza w owym zapisie jest relacja z umierania, a potem prób uporania się ze stratą. Najmocniejsza. Nasz świat rozwrzeszczanych kolorowych mediów, jak chyba żaden dotąd, wypiera śmierć, boi się jej, udaje, że jej nie ma. Mira Marcinów ma odwagę stawić czoła umieraniu, opisać je – i czyni to po mistrzowsku.

Przedstawiony w książce związek dwóch kobiet to kotłowanina uczuć. Miłość i fascynacja (matka jest żywicielką, a jednocześnie artystką, maluje żółto-chabrowe obrazy, po dziecinnemu umie cieszyć się życiem). Nienawiść i zagubienie (matka jest “rozrywkowa”, zmienia mężów, nadużywa alkoholu, manipuluje, żyje na garnuszku opieki społecznej). Wreszcie: rozpacz i ból towarzyszenia matce w umieraniu. Wielka trauma po jej odejściu. Żałoba, która nieprędko się skończy.

Wiem coś o tym. Moja mama wprawdzie dożyła słusznego wieku i bardzo się różniła od tej z książki Miry Marcinów, a nasze relacje były o wiele mniej skomplikowane, choć równie bliskie. Mimo że nie żyje od ponad dziesięciu lat, nadal jest ze mną.

“Bezmatek” to rój pszczeli pozbawiony matki. Osierocone pszczoły “wyją” w ulu, w amoku wylatują z niego – nawet w siarczysty mróz. Rój nie ma szans na przetrwanie.

A jednak trwamy. Umarłe matki wciąż są z nami. Ich nieobecność boli. Mimo że, jak pisze Marcinów, “Anonimowi Śmiertelnicy” robią wszystko, by nie myśleć o bliskich, którzy odeszli. Gnębi ich poczucie winy. Ratunkiem stają się wspomnienia, z upływem czasu coraz lepsze i piękniejsze. Znajdowane przypadkiem przedmioty, które kiedyś należały do zmarłych. Sny, w których oni zawsze są żywi i radośni. Wypisanie z siebie traumy. Codzienne problemy. Życie. Teraz przecież my musimy “nieść sztandary”…  A jednak mimo upływu czasu nasze zmarłe matki coraz bardziej się unieśmiertelniają.

“Bezmatek” to debiut prozatorski Miry Marcinów (ur. 1985), który doczekał się już Paszportu “Polityki”, a przed autorką zapewne jeszcze niejedna nagroda.

“Jaką matką będę, kiedy umrę?” – pyta pisarka. Ostrzegam. To mocna książka. Trudno się po niej pozbierać. I zarazem zachęcam do lektury.

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN 


Mira Marcinów, “Bezmatek”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2020.