WAWRZYNIAK: Moja Osiecka
Dzisiaj wszyscy mówią o Osieckiej. Wszyscy czytają jej wiersze, śpiewają piosenki. Ale czy wszyscy naprawdę ją znają?
Budziła kontrowersje. Dla wielu osób jej sposób życia był nie do przyjęcia. Na pierwszy rzut oka wolna, piękna, kochliwa, odrzucająca rodzinny model życia, wyzwolona artystka-imprezowiczka. Zdecydowanie odbiegała od klasycznego, społecznie akceptowanego wzorca Matki Polki. Co jednak, gdy rzucimy okiem po raz drugi, trzeci… Co dostrzeżemy we wnętrzu tej niezwykle intrygującej kobiety? Ja dostrzegam ogrom wrażliwości, delikatności i mądrości życiowej. Wszystko to przyprawione szczyptą smutku, który łagodziła delikatnym, dziewczęcym uśmiechem. I nawet gdy się śmiała, w jej oczach nigdy nie gasła charakterystyczna melancholia i zadumanie nad życiem, a także tęsknota za miłością. Przynajmniej ja tak to widzę. Oczywiście mogę tylko spekulować. Sama Osiecka już mi nie odpowie, ale słuchając wywiadów z nią, taki przekaz czytam między wierszami. Są także piosenki i wiersze, w których wyraźnie ukrywała, a właściwie odkrywała siebie: “Niech przyjdzie zbyt nagle,/ spóźniona, zdyszana,/ niech nie da dotrwać,/ doczekać do rana,/ niech przyjdzie nie na czas, nie w porę, /niech krzyknie: »gore, gore, gore!«” (“Dajmy się zaskoczyć miłości”). Czy też np. “Nie przychodź do mnie, życie, zbyt często,/ do serca jak do drzwi nie łomocz,/ nie zmieniaj fantazji w szaleństwo/ i Boga nie wzywaj na pomoc./ Nie snuj się za mną, nie pętaj,/ w zmyślonych Paryżach mnie zgub,/ niech zasnę jak żaba zaklęta/ ze studnią rozpaczy u stóp…” (“Zesłowiczenie”).
Czy była szczęśliwa? Myślę, że próbowała, choć często nieudolnie. Ale jak być udolną w uczuciach, kiedy nieudolność w tej kwestii ma się niejako w genach? Jej rodzinnego domu nie da się nazwać ciepłą przystanią. Jak sama wielokrotnie wspominała, jej matka bała się życia i potrzebowała opieki, a ojciec był dziwakiem: “Rodzice nie pieścili mnie. Mama moja bała się pieszczoty. Bała się odtrącenia. […] w związku z tym nie obsypywała mnie pocałunkami, a ojciec tym bardziej. A ja tego bardzo potrzebowałam”[1]. Trudno zatem dziwić się, że tej czułości i namiętności szukała w późniejszym życiu – w związkach z mężczyznami o równie skomplikowanej strukturze emocjonalnej. Innego schematu nie znała. Czuła zapewne, że miłość i czułość trzeba sobie wywalczyć, nie można jej tak po prostu dostać, dlatego pociągał ją typ łobuza: “Zawsze mi się podobał taki zbuntowany, cały »na nie«, przyklejony do baru, jak niedopałek sporta”[2] Taki też był Marek Hłasko – moim zdaniem jej największa, młodzieńcza miłość. I choć zapewne pozostawił rysę w jej sercu, do końca wypowiadała się o nim z ogromnym sentymentem, wyraźnie akcentując, że była to “bardzo, bardzo, bardzo głęboka przyjaźń”[3] Bez wątpienia taka przyjaźń stanowiła wyjątkową relację dwóch bliźniaczych dusz, które sprawiały wrażenie, że nie spotykają się po raz pierwszy. Jakby zmieniły się tylko czas i przestrzeń, a oni odnaleźli się ponownie. Hłasko jednak wyjechał. Jak się później okazało, na zawsze, bo już nie mógł wrócić do kraju. A potem rozłączyła ich jego śmierć. Pozostały wspomnienia i maszyna do pisania Marka, która niczym relikwia do końca życia Agnieszki stała na jej biurku.
Życie zaś płynęło dalej… I nawet gdy poetka spotykała na swojej drodze mężczyzn oferujących jej emocjonalną stabilność, nie potrafiła się odnaleźć i po prostu uciekała. Wychylała “pięćdziesiątkę albo dwie”[4] i zapisywała swój pamiętnik życia słowami kolejnych piosenek: “Nikomu nie żal pięknych kobiet, /A czemu nie żal? Kto to wie?/Nikomu nie żal pięknych kobiet, /Choć także giną gdzieś we mgle. /Nikomu nie żal pięknych kobiet, /Co zamiast serca mają głaz, /Lecz zastanówcie się, panowie, /Czy wy umiecie kochać nas?” (“Nikomu nie żal pięknych kobiet”).
A za co ja kocham Agnieszkę Osiecką? Przede wszystkim za to, że miała odwagę, by do końca pozostać sobą, i mimo wszystko nie bała się żyć. I oczywiście za jej piosenki, które są niczym doskonale skrojone sukienki dla każdej zagubionej panienki. Hmmm, już nawet zaczynam rymować jak ona. Tak bardzo jestem nią przesiąknięta. Jej twórczość jest po prostu jak lustro, w którym każda kobieta może odnaleźć mniejsze lub większe kawałki własnego odbicia.
Moja sceniczna przygoda z Osiecką rozpoczęła się w 2017 roku. Przygotowałam wówczas swój pierwszy recital z poezją autorską i piosenkami polskich poetów. Utwory Osieckiej przeważały. Tak jakoś wyszło. Te teksty pasowały do moich wierszy i odczuć. I wtedy uświadomiłam sobie, jak wiele mamy wspólnego. Drugi projekt poświęciłam już tylko jej. I tak jest do dzisiaj. “AAW_OSIECKA_project” to otwarty projekt muzyczny z piosenkami i wierszami autorki “Okularników””. Niekończąca się przygoda z tekstami tej nietuzinkowej kobiety, których napisała ponad 2000! Jest więc z czego wybierać. Materiału na tę “sukienkę” nigdy nie zabraknie…
Miałam kiedyś sen. Siedziałam przy stole, ucząc się jakiejś nowej piosenki, gdy nagle do pokoju weszła Ona. Milcząc, spojrzała na mnie wymownie z tym swoim nienachalnym, zadumanym uśmiechem. Potem zbliżyła się i położyła dłoń na mojej głowie, jakby chciała mnie pobłogosławić. Stała tak chwilę, po czym zniknęła. Co mógł oznaczać ten sen? Chyba tylko jedno – trzeba wypełnić tę misję. Zatem “Niech żyje bal”, a “Wariatka tańczy”, póki “Miłość w Portofino” trwa…
AGATA AMELIA WAWRZYNIAK
PRZYPISY:
[1] Cykl wywiadów Magdy Umer z Agnieszką Osiecką: “Rozmowy o zmierzchu i świcie. Rozmowa 1. Zmierzch nad Wisłą”, http://youtube.com [Data dostępu: 6.01.2021].
[2] Zofia Turowska, “Agnieszki. Pejzaże z Agnieszką Osiecką”. Prószyński i S-ka S.A., Warszawa 2008, s. 163.
[3] “Ściąga z mojego życia” (część 2) – reportaż TVP Polonia z 1996 r., realizacja: Halina Hrycko, Katarzyna Sobol.
[4] Agnieszka Osiecka, “Szpetni czterdziestoletni – tekst piosenki”, http://teksty.org [Data dostępu: brak daty dostępu].