HEBEL: Miłość i nadzieja w poezji Haliny Poświatowskiej

Do moich ulubionych książek bez wątpienia należy tom “Wierszy wybranych” Haliny Poświatowskiej (1935-1967), na pewno dla wielu pokoleń w pewnym sensie kultowej poetki, której twórczość od jakiegoś czasu w nieuprawniony sposób usiłują zawłaszczyć środowiska feministyczne. Nie wahałbym się stwierdzić, że Poświatowska była jedną z bardziej utalentowanych poetek, jakie mieliśmy na przestrzeni ostatniego okresu. Co ciekawe, jej twórczość cały czas cieszy się wielką popularnością. W okrągłą rocznicę śmierci Poświatowskiej krakowskie Wydawnictwo Literackie wydało jej tom “Wierszy wybranych”, po przeczytaniu którego trochę się rozczuliłem i zakręciła mi się łza w oku.

Nie jest trudno spostrzec, zagłębiając się w twórczość Poświatowskiej, że przede wszystkim była ona bardzo wrażliwą kobietą. Myślę, że chłonęła i odczuwała otaczające ją życie dużo bardziej intensywnie niż przeciętny człowiek. Jej poezja została naznaczona przez życie, miłość i śmierć. Poetka pisała też o swoich tęsknotach i marzeniach, co czyniło jej twórczość bardziej bliższą zwykłemu człowiekowi.

Do bardziej znanych i zarazem moich ulubionych wierszy Haliny Poświatowskiej należy *** (“kiedy umrę kochanie…”), w którym poetka po mistrzowsku sproblematyzowała pojęcie miłości, m.in. pisząc: “kiedy umrę kochanie/ gdy się ze słońcem rozstanę/ i będę długim przedmiotem raczej smutnym/ czy mnie wtedy przygarniesz/ i ramionami ogarniesz/ i naprawisz co popsuł los okrutny”.

Kwintesencja tego utworu Poświatowskiej sprowadza się może do nazbyt banalnego pytania, co tak naprawdę pozostaje po człowieku po jego śmierci? Czy miłość do ukochanej osoby jest w stanie przetrwać po jej odejściu do świata wieczności? Mając w tym względzie wiele wątpliwości, poetka zauważa i prosi: “patrząc w płomień kochanie/ myślę, co się też stanie/ z moim sercem miłości głodnym/ a ty nie pozwól przecież/ żebym umarła w świecie/ który ciemny jest i który jest chłodny”.

Wbrew niektórym fałszywym opiniom, z poezji Poświatowskiej tchnie jednak optymizm, co widać na przykładzie wiersza *** (“odłamałam gałąź miłości”): “odłamałam gałąź miłości/ umarłą pochowałam w ziemi/ i spójrz/ mój ogród rozkwitł/ nie można zabić miłości/ jeśli ją w ziemi pogrzebiesz/ odrasta/ jeśli w powietrze rzucisz/ liścieje skrzydłami/ jeśli w wodę/ skrzelą błyska/ jeśli w noc/ świeci”.

Co bym nie napisał i którego z wierszy Haliny Poświatowskiej bym nie przywołał, to i tak przecież wiadomo, że w jej twórczości miłość łączy się ze śmiercią, a zmysłowość i świadomość urody ciała z kruchością ludzkiego życia i przemijaniem. Zgadzam się z wydawcą, że jej “twórczość to o wiele więcej niż tylko wzruszająca legenda przedwcześnie zmarłej poetki”. We “Wstępie” Jan Zych pięknie napisał o Poświatowskiej, że “miała w swoich wierszach tyle wiary, tyle zachwytu dla kruchego ludzkiego ciała, jedynej rzeczy danej nam na własność, która może kochać, cierpieć, tęsknić i umie być świadomą tego wszystkiego”.

Na tom wierszy Haliny Poświatowskiej, wydany przez Wydawnictwo Literackie, składają się utwory ze wszystkich jej tomików, jak i z czasopism oraz rękopisów. Wiersze te dogłębnie poruszają czytelników do dzisiaj, chociaż poetka odeszła do wieczności już ponad pół wieku temu. Wierzę jednak, że na zawsze pozostanie w naszych sercach. Zapamiętajmy ją taką, jaką przedstawiła nam siebie w wierszu *** (“lubię tęsknić…”): “lubię tęsknić/ wspinać się po poręczy dźwięku i koloru/ w usta otwarte chwytać/ zapach zmarznięty/ lubię moją samotność/ zawieszoną wyżej/ niż most/ rękoma obejmujący niebo/ miłość moją/ idącą boso/ po śniegu”.

To była poetka, jakich już raczej nie ma… przepojona czułością, mająca w sobie mądrość i nacechowana wielką wrażliwością. Czytanie napisanych przez nią wierszy można by porównywać do rozkoszowania się artyzmem literackim z najwyższej półki.

JAROSŁAW HEBEL


Halina Poświatowska, “Wiersze wybrane”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017.