HEBEL: “Dzienniki” Agnieszki Osieckiej

Agnieszki Osieckiej nikomu nie trzeba przedstawiać; była poetką, autorką piosenek, prywatnie związaną m.in. z Danielem Passentem (ich córka to dziennikarka, felietonistka i pisarka Agata Passent). W latach 50. łączyła ją “artystyczna przyjaźń” z Markiem Hłaską, miała romans z Jeremim Przyborą, krótko była żoną Wojciecha Frykowskiego. W powszechnej świadomości zapisała się przede wszystkim jako autorka tak popularnych piosenek jak “Niech żyje bal”, “Na zakręcie”, “Miłość w Portofino”, “Uciekaj, moje serce” czy “Wariatka tańczy”. Piosenki jej autorstwa były wykonywane przez Marylę Rodowicz, Magdę Umer, Seweryna Krajewskiego i Krystynę Jandę. Dziś można ich posłuchać również w wykonaniu Katarzyny Żak czy Agaty Amelii Wawrzyniak.

Niedawno nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazał się szósty tom “Dzienników i zapisków”  Agnieszki Osieckiej, obejmujący lata 1956-1958 i 1970 rok. Książka liczy aż ponad siedemset stron, ale czyta się ją fantastycznie. To pasjonująca lektura, która wciąga niczym narkotyk. Autorka przenosi nas do epoki wczesnego, jak i późniejszego PRL-u. W “Dziennikach” uderza przede wszystkim bezgraniczna szczerość, zarówno w opisywaniu innych osób, jak i własnych tęsknot, marzeń czy nastrojów. Na kartach zapisków Osieckiej przewija się wiele znanych z artystycznego świata postaci. Na przykład o poznanym na jednej z imprez w warszawskim Bristolu dziennikarzu i reżyserze m.in. popularnego serialu “Parada oszustów” (1977) Grzegorzu Lasocie, który traktował ją jak “inteligentnego kociaka”, m.in. napisała: “Jego sposób bycia, który jest swoistą mieszaniną wdzięku, chamstwa i bezpośredniości, stwarza atmosferę pogodnego bezwstydu, w której dobrze się czuję”.

“Dzienniki” to w większości zapiski o charakterze bardzo osobistym, intymnym; z ich lektury możemy dowiedzieć się na przykład o tym, że pierwszy raz oświadczono się Osieckiej, kiedy miała czternaście lat (sic!) i że była to jedna z najgorszych chwil w jej życiu. Na przełomie lat 1951/1952 miałby tego dokonać Ludwik Walunkiewicz, pływak CWKS Legia. Przy okazji można by również odnotować nie lada ciekawostkę – Wiktora Woroszylskiego, czołową postać tzw. “pryszczatych”, poetka uważała za “przykrego grafomana”, chociaż wcale nie ukrywała, że lubiła go jako człowieka.

“Dzienniki” Osieckiej czyta się znakomicie także i dlatego, że można z nich wiele dowiedzieć się o epoce, w której przyszło żyć poetce. Dodatkowo bez wewnętrznej cenzury autorka opisuje osoby znane w świecie artystycznym, tak więc np. wiemy, że lubiła Jarosława Abramowa, czy że potrafiła przeprowadzić trudną rozmowę o wierszach Witolda Dąbrowskiego z ich autorem. Nie ukrywała, że nie przepadała za tzw. “poezją agitacyjną”, nawet w mistrzowskim wykonaniu Majakowskiego. W swoich “Dziennikach” o poezji w pewnym okresie bliskiego jej sercu Dąbrowskiego napisała, że pośród znakomitych utworów (“Ukraina”, “Poezja”, “Kamienny gość”) “[…] były naiwne «zetempowskie» wiersze, tak jednak zastygnięte w doskonałej poetyckiej formie, że trzeba je było odróżnić od całego propagandowego bełkotu”.

Na kartach wydanej przez Prószyński i S-ka książki widać wyraźnie, że pokolenie Agnieszki Osieckiej interesowało się nie tylko sprawami przyziemnymi. Młodzi ludzie fascynowali się wieloma dziedzinami kultury, potrafili zażarcie dyskutować o literaturze, sztuce czy malarstwie. Mieli wielkie intelektualne pasje, których z pewnością wielu z nas mogłoby im pozazdrościć.

Autorka “Dzienników” potrafiła świetnie obserwować otaczającą ją rzeczywistość. Była jednak również – jak każdy z nas – człowiekiem z “krwi i kości”, stąd też w jej zapiskach znajdziemy także opisy wykonywania codziennych, prozaicznych czynności, np. kiedy pisze: “Obudziłam się z głupim uczuciem, że czeka na mnie nieprzyjemna sprawa do załatwienia. Za oknem była gęsta mgła. Dochodziła ósma. Wstałam i tupiąc bosymi piętami, poszłam do łazienki”.

Z książki Osieckiej dowiadujemy się, że autorka “Miłości w Portofino” prowadziła piękną korespondencję z Jerzym Giedroyciem, dla którego była “Kikimorą”, czyli wg wierzeń w rodzinnych stronach redaktora “Kultury” żyjącym na bagnach duszkiem dziwożoną. Nie jest tajemnicą, że znała Marka Hłaskę, z którym łączyło ją coś więcej niż przyjaźń, ale na pewno nie była to namiętność. W swoich “Dziennikach” m.in. wspomina: “Wczoraj byłam z Markiem w czasie ostrego dyżuru w szpitalu na Wołoskiej. Chciał, żeby mu zdjęli gips ze złamanej ręki, zaczynał już szarpać bandaż, zresztą cuchnęło to i dokuczało mu naprawdę”. Wizyta zresztą zakończyła się na pogotowiu, gdzie poetka czekała na Hłaskę pod gabinetem lekarskim. Autor “Pięknych dwudziestoletnich” musiał jednak wywrzeć na nią niemały wpływ, skoro w swoich “Dziennikach” również zanotowała: “[…] zgadzam się z Markiem, zgadzam się z samą sobą, że okrutne są czasy, w których żyjemy, że coraz mniej umiemy na to poradzić i że chyba nasz najszlachetniejszy bunt jest podrygiwaniem pchły wobec słonia”.

Z wynurzeń autorki popularnego przeboju “Uciekaj moje serce” wyłania się obraz artystki niezwykle wrażliwej i utalentowanej. Nie można jej odmówić, że potrafiła bardzo wnikliwie obserwować ludzi i świat, w którym żyła. Widać, że w opisach wielu osób jest wręcz bezkompromisowo szczera. Wprawdzie nie ma to większego znaczenia dla oceny jej twórczości literackiej, ale dzięki temu jej zapiski stają się fascynującą lekturą, która czytelnika nie nuży, a przeciwnie – chciałby on Osiecką poznać i – kto wie – może jeszcze o coś dopytać…

Książka została wydana w twardej oprawie, co dodaje jej dodatkowej estymy. Można również zapoznać się z drzewem genealogicznym artystki, córki Wiktora i Marii, a także – matki Agaty Passent. “Dzienniki” zostały dość bogato zilustrowane fotografiami z tamtych lat; na jednej z nich widzimy zamyśloną Osiecką w 1957 roku nad kanałem La Manche. Odnoszę wrażenie, spoglądając na to zdjęcie, że przez chwilę udzieliło jej się – tak bliskie Markowi Hłasce – katastroficzne spojrzenie na świat, w którym żyła…

JAROSŁAW HEBEL 


Agnieszka Osiecka, “Dzienniki i zapiski. Tom VI. 1956-1958 i 1970”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2021.