BILIŃSKA-STECYSZYN: Papusza – poetka, która nie wiedziała, że jest poetką

Fot. Domena publiczna. Na zdjęciu Papusza.

Dziwiła się, że to, co sobie wyśpiewywała w lesie czy przy ognisku, te jej romane gila (romskie pieśni) “z Papuszy głowy ułożone” są czymś więcej niż śpiewkami prostej, niewykształconej Cyganki. Ledwo umiała czytać i pisać, a stała się klasykiem i jej wiersze, którymi zachwycił się kiedyś sam Julian Tuwim, recytowane są na konkursach. Papusza. Poetka, która nie wiedziała, że jest poetką i dla której poezja stała się przekleństwem.

“Ile głodów! Ile bied!/ Tyle smutków! Dróg niemało!/ Tyle ostrych kamieni w stopy się wbijało!/ Ileż koło uszu kul nam przeleciało!/ Ile błot! Jakie deszcze!/ Ile krwawych łez jeszcze!/ Ile włosów z głów, z warkoczy/ rwały nam gałęzie w nocy![…]/ Jak las zaśpiewa,/ tak tańczą Cyganie –/ lekko jak piórko,/ ciężko jak kamień. […]” (“Ile bied ile głodów – Kicy bidy i bokha”).

To najpiękniejsza pieśń z filmu “Papusza”. Jest fragmentem oratorium Jana Kantego Pawluśkiewicza “Harfy Papuszy”, którego premiera odbyła się przed laty na krakowskich Błoniach. Potem tę muzykę nagrodzono na festiwalu filmowym w Gdyni – wykorzystali ją w swoim filmie Krzysztof i Joanna Krauzowie. “Wykorzystali” to złe słowo. Ona jest nie tylko dopełnieniem czarno-białego obrazu, stanowi dzieło samo w sobie – dzieło sztuki, wolności i tragedii Cyganów.

Pamiętam czasy taborów. Kiedy przez nasze miasteczko przejeżdżały cygańskie wozy, zaraz wszyscy o tym wiedzieli, a my, dzieciarnia, biegliśmy za nimi na podmiejską łąkę, przyglądając się z pewnej odległości, jak nad rzeką Cyganie rozbijają obóz, rozpalają ognisko, poją konie, szykują jedzenie. Nie bałam się, że ukradną nam kurę, pewnie dlatego, że nie mieliśmy kur. Mówili takim dziwnym językiem. Siedzieliśmy półkolem na tej nadrzecznej łące, troszkę z dala, ale naprzeciwko nich, przyglądaliśmy się – a z drugiej strony bawiły się i też ciekawie zerkały na nas małe Cyganięta. Prawie nie odzywaliśmy się z emocji, takie to było dla nas egzotyczne i ekscytujące. Jeszcze wtedy nie całkiem to sobie uświadamiałam, ale chyba zazdrościliśmy im wolności.

Fascynujący portret cygańskiej poetki znajdziemy w książce Angeliki Kuźniak “Papusza”.  To dla nas, nie-Cyganów, począwszy od Ficowskiego i Tuwima, oczywiste, jak wiele wniosła ona do polskiej kultury. Zapłaciła za to jednak straszliwą cenę, wyklęcia i odrzucenia przez współbraci. Dla Cyganki – to było prawie jak wyrok śmierci.

Chciała, by jej przybrany syn chodził do szkoły. Miano jej za złe chęć osiedlenia się w mieście na stałe czy może raczej zbyt łatwą zgodę na to. Jednak, jak każdy Cygan, do końca życia tęskniła za lasem i życiem w taborze.

“Lesie, ojcze mój,/ czarny ojcze,/ ty mnie wychowałeś,/ ty mnie porzuciłeś./ Liście twoje drżą/ i ja drżę jak one,/ ty śpiewasz i ja śpiewam,/ śmiejesz się i ja się śmieję./ Ty nie zapomniałeś/ i ja cię pamiętam./ O, Boże, dokąd iść?/ Co robić, skąd brać bajki i pieśni?/ Do lasu nie chodzę,/ rzeki nie spotykam./ Lesie, ojcze mój,/ czarny ojcze!” (“Lesie, ojcze mój – Weszo, dadoro miro”).

Edward Dębicki, muzyk, kompozytor, wybitna postać kultury romskiej, wspominał, że z powodu tej tęsknoty, choć już mieszkali w murowanych miejskich domach, często nocowali w ogrodzie, pod gwiazdami. Bronisława Wajs – Papusza (“papusza” to  po cygańsku “lalka”, była bowiem śliczna jak lalka) była jego ciotką.

To bardzo wstydliwy temat, jak została potraktowana za “zdradę”. “Gdybym się nie nauczyła czytać i pisać, ja głupia, byłabym może szczęśliwsza”, miała podobno powiedzieć pod koniec życia, schorowana, odrzucona przez swoich, za to że “zdradziła” gadziom (obcym) romskie tajemnice.  Choć jej “winą” było to jedynie, że śpiewała swoje pieśni, a “gadzio” Ficowski, późniejszy autor książki “Cyganie polscy”, te pieśni udostępnił Polakom, przetłumaczywszy je z języka romskiego. Cyganie napiętnowali ją, bo była kobietą, istotą podległą –  a przecież tak naprawdę to nie ona, a Jerzy Ficowski “zdradził”…

Dziś poprawna politycznie jest nazwa Rom, a Cygan uważana za obraźliwą. Edward Dębicki twierdzi, że to młodsze pokolenie jest bardziej przeczulone. Jemu nazwa Cygan nie przeszkadza, bo dawniej używano tylko takiej. Papuszę nazwa Rom wręcz rozśmieszyła!

Spotkanie z Edwardem Dębickim poświęcone było wojennej historii jego rodziny (o losie Cyganów na Wołyniu podczas wojny pisze też A. Kuźniak) – którą zawarł w książce “Ptak umarłych”. Jest w niej również wspomniana Papusza. Ona także pisała o straszliwej wojennej poniewierce Cyganów – w poemacie “Krwawe łzy” (“Ile bied, ile głodów” jest jego fragmentem).

“Po wielu latach,/ a może już niedługo, wcześniej,/ twe ręce moją pieśń odnajdą./ Skąd wzięła się?/ Czy w dzień, czy we śnie?/ I wspomnisz, i pomyślisz o mnie –/ czy bajką było to,/ czy prawdą?/ I o moich piosenkach/ i wszystkim/ zapomnisz”. (“Piosenka – Gilori”).

Zwieńczenie spotkania stanowił krótki koncert pieśni cygańskich, wystąpiło kilka osób z zespołu “Terno”, m.in. dwie śliczne młode Cyganki – Dębicki powiedział o nich z dumą, że studiują we Wrocławiu. Pomyślałam wówczas: nieszczęście Papuszy polegało na tym, że urodziła się zbyt wcześnie. Dziś mogłaby studiować, stanowić o sobie, być kobietą nowoczesną…

Lecz czy wówczas powstałyby jej wiersze?

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN