SZMAŁZ: Niewidoma stoi w oknie…*
29 maja mija 35 lat od śmierci Jadwigi Stańczakowej, wrażliwej poetki, autorki prozy autobiograficznej. Niewidomej przyjaciółki Mirona Białoszewskiego.
Na fotografii z lat osiemdziesiątych Jadwiga “patrzy” w dal. W okularach odbijają się promienie słońca. Włosy ma starannie ułożone, usta pomalowane szminką. Jej twarz, choć pokryta zmarszczkami, wyraża szlachetne piękno. Uśmiecha się melancholijnie. O czym myśli? Może wspomina?
Jadwiga Stańczakowa (z domu Strancman) przychodzi na świat 27 września 1919 r. w Warszawie, w zamożnej, zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Dzieciństwo i wczesną młodość ma szczęśliwe i beztroskie. Zdaje maturę, rozpoczyna studia w Wyższej Szkole Nauk Politycznych, gdzie poznaje Zdzisława Stańczaka. Zakochują się w sobie, snują plany na przyszłość. Wybuch II wojny światowej niweczy wszystko. Jadwiga wraz z rodziną trafia do getta. Jej starszy brat Jan zostaje rozstrzelany. Ogarnia ją rozpacz, trwoga. Tęskni za Zdzisławem. Ten często ją odwiedza, chce pomóc, proponuje małżeństwo. Ona, pełna obaw, nie chce zostawić rodziców, chociaż wie, że tak trzeba… Opuszcza getto, by niedługo po ślubie wyprowadzić z niego rodziców. Szczęśliwie zamyka pewien rozdział.
Stańczakowie to udane małżeństwo. Są dziennikarzami, pracują w wielu miastach Polski. W Gdańsku w 1947 roku rodzi się jedyna córka pary, Anna. Jadwiga jest jednak pełna obaw – zaczyna ślepnąć (już wtedy należy do Polskiego Związku Niewidomych), a musi wychować dziecko. Od lat zmaga się z chorobą oczu, jaką jest barwnikowe zwyrodnienie siatkówki.
Po powrocie Stańczaków do Warszawy i domu rodziców wciąż jest aktywna zawodowo. Przez kilka lat pełni funkcję Redaktora Naczelnego brajlowskiego pisma “Pochodnia”. Choć odnosi sukcesy, dziennikarstwo nie do końca daje jej radość. Nie czuje się spełniona. Ma ambicje, by zostać pisarką. Przelewa na papier swoje myśli. Publikuje w “Nowej Kulturze” i wielu innych periodykach.
Nastają lata siedemdziesiąte. Pisarka uczy się sztuki życia bez wzroku. “Może to Bóg zasłonił mi oczy czarną opaską, żebym widziała niewidzialne, idę przez czerń lśniącą złotem nagietek, bo dotknęła ich moja dłoń” – pisze. Mieszka na Hożej z mężem, córką i niesłyszącym, ciągle kontrolującym ją ojcem. W rodzinie pojawia się Tadeusz Sobolewski, narzeczony Anny. Wkrótce para bierze ślub i ukochana jedynaczka wyprowadza się z domu. Rozstanie z bliską osobą i lęk o przyszłość powodują, że Jadwiga wpada w depresję. Pisze: “Coś się we mnie mysiego wylęgło, zachrobotało, przemknęło, a ja się tego tak zlękłam”.
W kwietniu 1972 roku w życiu redaktorki “Pochodni” następuje przełom. Tadeusz zabiera ją na Plac Dąbrowskiego i poznaje z Mironem Białoszewskim. 8 sierpnia na świat przychodzi pierwsza wnuczka, Justyna. Miron szybko akceptuje niewidomą znajomą (sprawy “babskie i ślepackie” od zawsze go interesują), choć ich przyjaźń “nacieka” powoli. Stańczakowa, zafascynowana poetą, angażuje się w jego życie. Zostaje społeczną sekretarką, pomaga załatwiać sprawy urzędowe i wydawnicze. Matkuje mu, jest bardzo oddana. Dba, by wszystko szło gładko “jak po szynach”. Darzy go wielką estymą i czułością. Słysząc z jego ust ciekawą opowieść, mówi zawsze: “Miron, zapisz to!” (dzięki temu powstaje wiele utworów Białoszewskiego). On, choć czasem zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, choć bywa oschły i trzyma ją krótko – docenia Jadwigę. Przynosi kwiaty, prezenty, zaraża miłością do muzyki poważnej (Mozart staje się jej ulubionym kompozytorem). Uczy wolności i samodzielności. Gdy depresja ponownie daje o sobie znać i “dopada jak stwór z innego globu, okręca matową ciemnią, rozciąga się na całe mieszkanie”, Białoszewski zaleca terapię antydepresyjną – pisanie dziennika. Odtąd staje się on ich wspólnym zapisem codzienności (to “Dziennik we dwoje”, na podstawie którego powstaje film “Parę osób, mały czas”). Miron uświadamia przyjaciółce, że ślepotę można przekuć w coś atrakcyjnego, uczynić z choroby centrum twórczości. Powstają tomiki wierszy “Depresje i wróżby”, “Niewidoma”, “Magia niewidzenia” oraz tom prozy “Ślepak” – “Ludzie roześmiani gdzieś idą, dokądś jadą. Ja stoję przy oknie. Słyszę ptasią wrzawę. Czuję na twarzy ciepły powiew. Chciałabym uciec od tych murów. Ale więzi mnie ślepota”.
Po śmierci ojca pisarka odzyskuje wolność. W jej życiu pojawia się dermooptyka i medytacja, które pomagają pozbyć się depresji – “Nękały mnie depresje, straszyły, kuliły, aż wreszcie z latarką medytacji zeszłam w głąb siebie do piwnic, a tam ciemno, cicho i nic strasznego nie ma”.
Gdy nadchodzą lata osiemdziesiąte, Miron, po kolejnym zawale, trafia na Hożą, na rekonwalescencję. To tam 17 czerwca 1983 roku zastaje go śmierć. Stańczakowa rozpacza. Odszedł ten, który “zapalał zapałkę jej wzrokowej pamięci”. Pisze przejmujący wiersz: “Teraz/ kiedy odszedłeś/ oślepłam podwójnie/ straciłam Twoje oczy/ i nikt już/ nie położy mojej dłoni/ na krzaku bzu/ w starym/ warszawskim/ podwórku”.
Wierzy, że spotkają się po śmierci, że Miron “Czeka na nią w Zaświecie z powitalnym wierszem”. Dba o jego sprawy do końca swoich dni. Porządkuje spuściznę literacką poety, angażuje się w założenie Fundacji Mirona Białoszewskiego i zbudowanie pomnika na cmentarzu. Jest aktywna, pisze, dba o relacje. Życie toczy się dalej: “Umarł przyjaciel/ a jesion wciąż piękny/ kręgi na wodzie”. Pielęgnuje pamięć o poecie, pisze do niego listy…
Jadwiga Stańczakowa odchodzi 29 maja 1996 roku (13 lat po Mironie ) w wieku 77 lat. Spoczywa na warszawskich Powązkach. Łatwo do niej trafisz – Idź czwartą bramą wzdłuż muru do wielkiego kamienia. To grób szewca. Przy nim skręć w alejkę w lewo i idź dość długo prosto, aż po prawej stronie pojawi się czarny, granitowy grób z kratką. Na płycie zobaczysz napis: “Przyszli wszyscy i dzielą się ze mną chlebem pamięci modlitwy”.
Myślę o niej często. Zawsze z czułością i wdzięcznością.
MAŁGORZATA SZMAŁZ
* Tytuł pochodzi z wiersza Mirona Białoszewskiego z 9.01.1979 roku, napisanego dla Jadwigi: “Niewidoma stoi w oknie/ jak świat i siebie sobie wyobraża/ nie widząc się 30 lat?/ bez przejęcia/ macha do siebie/ w ślepym lustrze […]”.