GATNY: Los

Fot. Pixabay.com

Stał z boku, przyglądał się ironicznie. Do śmiechu mu było, gdy potykali się, spadali, pędzili na złamanie karku, gonili za szczęściem. Czasami podnosili się i parli naprzód, jak gdyby nic się nie stało. Wierzyli, że w oddali majaczy spełnienie. A on je trzymał w piwnicy, od dawna związane, bez mocy. To kto miał na nie natrafić?

Tymczasem oni w szaleńczych porywach wyciągali ręce ku iluzji. Iluzja jako motor napędowy świata. Z takim mottem powinni uprawiać te swoje biegi za niczym – myślał złośliwie, a kiedy już czara sarkazmu przelewała się w nim, stawał się przekorny. Wlewał w serca i umysły nadzieję. Rzecz jasna, że zwodniczą. Widział kto inną? Przed spragnionymi oczyma roztaczał ułudę szczęścia, a potem niczym tytan ciskał kłody pod nogi. Mamić, stworzyć pozory, że możliwe jest spełnienie i ukojenie, spętać podstępnie: oto sens jego istnienia.

Łap, chwytaj, przytrzymaj choć przez chwilę – jeśli tylko usłyszeli ten podszept w swoich głowach, wyciągali ręce, rozpoczynał się wyścig, wszechświat rozpędzał się do… niemożliwości.

Próbowali obłaskawiać go na gruncie filozoficznym. Otaczali pytaniami. Czymże jest? Jak nim kierować? Dobre sobie! Nim nie da się kierować. To on decyduje. Kaprysi. Nie rozmienia się na drobne. A oni byli drobnicą. Gdy próbowali brać sprawy w swoje niemrawe ręce, doprowadzali się niemal do zagłady.

Najbardziej drażnili go ci, którzy z ostentacją wygłaszali: „Ja to mam szczęście”. Najpierw pokładał się ze śmiechu, a potem dawał im do wiwatu. Nie wyciągali żadnych wniosków, nie uczyli się na błędach. Pycha zawsze kroczyła przed upadkiem. Indywidualnie i zbiorowo.

Tworzyli mnóstwo koncepcji religijnych, aby wyjaśnić sens swojego pobytu na tej planecie. Niedoskonałych i pełnych nielogiczności, ale w sumie to mógł im wybaczyć. Jeżeli coś budziło jego czułość dla tych błądzących istot, to ich uporczywa niedoskonałość skrywana pod płaszczem rozwoju, choćby technologicznego, skłonność do popełniania identycznych błędów, wprawdzie w innych dekoracjach, ale wciąż tych samych. To ich wyróżniało. I dlatego wciąż tu tkwił. Jako nierozwiązywalna zagadka. Ukryty sens. Dobitny sprawca bytu.

Więc stał. Z boku. Wygodny się zrobił. Ten los. Obcy.

RAFAŁ GATNY