BILIŃSKA-STECYSZYN: Ty?

Fot. Pixabay.com

Hollin jest bardzo elegancki. Biała muszka i białe skarpetki, reszta czarna. Wygląda jak lord. A jakie piękne ma oczy! Szarka wydaje się przy nim całkiem pospolita, jednak i ona posiada swoisty wdzięk. Może to te jej leniwe ruchy i sposób, w jaki, siedząc przed swoim mieszkaniem, przygląda się światu? Razem tworzą udaną parę, zwłaszcza gdy wieczorami dają pod moim oknem koncerty na dwa głosy. Mieszkają pewnie w tej szopce z drewnem. Chyba są niczyje, skoro jedzenie wynoszą im na przemian mój brat i sąsiadka z parteru.

Wiatr wieje. Pewnie im zimno. A Szarka tak siedzi na jakiejś obtłuczonej cegle, siedzi i leniwie spogląda przed siebie. Może czeka na Hollina. Gdzie on się podział? A, jest tam, koło furtki. Spaceruje. Co za postawa! Mógłby grać w filmie i zażądać najwyższego honorarium. O, Szarka się podniosła. Idzie do Hollina? Nie, rusza w przeciwnym kierunku. Leniwie omijając kałuże, dochodzi do węgła budynku i znika za nim. Przed domem, wśród spłachetków topiącej się już bieli, dostrzegam stulone główki narcyzów i tulipanów. Śnieg w maju! Co za dziwna wiosna w tym roku…

Dzwonek. Ciekawe, kto to może być. Nie chce mi się odchodzić od okna. Znowu. Hollin też gdzieś przepadł, już go nie ma koło furtki. Chwilka, już otwieram.

Ty? Zupełne zaskoczenie. Dzień dobry. Proszę, wejdź.

Nie wiem, jakie wiatry cię tu przywiały, ale jestem im wdzięczna. Lecz ci tego nie powiem. Byłeś już u mnie kiedyś, pamiętasz? Zadzwoniłeś tak samo jak dziś, niespodziewanie. Tylko że wszystko popsułam. I teraz znów tu jesteś. Wstąpiłeś ot, tak, z braku lepszego zajęcia. Zawsze to lepsze niż łażenie po mieście, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Takie przynajmniej usiłujesz wywrzeć wrażenie. A wczoraj zamieniliśmy ledwie kilka słów. Byłeś uprzejmy i bardzo chłodny. Potem rozeszliśmy się, każde w swoją stronę. Nigdy bym się nie spodziewała…

Proszę, jest już kawa. Jaki masz ładny uśmiech. Tyle słów pod czaszką, a nie potrafię powiedzieć żadnego z nich, prócz zdawkowych: proszę, tak, nie, jak ci leci.
Milczymy. Mów coś, nie bój się. Już nie będę ostrzyć pazurków. Zmądrzałam.

Co ja tam widzę za oknem? Popatrz, jakie smutne niebo. Ołowiane. Szarka znów siedzi na tej swojej cegle. Przed nią miseczka, już opróżniona. Hollin chyba nadal się gdzieś włóczy, nie widać go. Dziecinne sentymenty, mówisz. A ty to niby co? Nie jesteś dzieciak? Jesteś. Duży dzieciak.

Patrz, Hollin wrócił. Doprawdy nie mogę się oprzeć wrażeniu, że brakuje mu tylko melonika i laseczki. Zwyczajny kocur? Wcale nie! Rozmawiamy trochę swobodniej. Wreszcie zachowujesz się normalnie, bez tej głupiej pozy. Jak kiedyś. Lubię cię, wiesz? I znów mówię nie to, co powinnam. Widzę, jaki nadal jesteś ostrożny. Musisz się pożegnać? Jaki ty jesteś wysoki! Mocno zadzieram głowę, żeby spojrzeć ci w oczy. Dłoń masz taką ciepłą, gdy podaję ci swoją. Po kociemu mrużysz oczy.

Za oknem już zmierzch. No cóż. Bądź zdrów. Miło, że wpadłeś. A Hollin i Szarka wędrują teraz ścieżką w stronę furtki. Razem.

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN