Czas na poezję: DARKO DE CADES

Fot. Z archiwum Autora. Na zdjęciu Darko de Cades.

Adagio g-moll czy Albinoni w Dreźnie

Byłem linią coraz słabiej bijącego serca
w zgliszczach biblioteki
wśród płonących słów
ludzkich popiołów wirujących w dymie
w zbombardowanym Dreźnie
w człowieku pokonanym
rozmawiając jedynie z sobą
widziałem ja to wszystko widziałem

czy później był szpital weteranów
czy grała tam orkiestra von Karajana
czy tam na zgliszczach mnie
zaczęłaś mówić o miłości

melodia harmonia rytm
powtarzaj melodia harmonia rytm
to Adagio G-moll
nie tęsknota do miłości
powtarzaj melodia harmonia rytm

 

Koleinami toczony

Koleinami toczony
bezzębny
przeklinając śliną kapiącą z ust
wiatr zimny i deszcz
wózkiem inwalidzkim
pcham siebie
kadłub wydrążony
garnitur znoszony
drogą na klif
mocniej napieraj na koła
pospieszam bezużytecznego idiotę
którym się stałem dla dzieci ganiających wciąż w berka
tam poniżej krawędzi
białe piany złudzeń
młodość dzika
mężczyzna ze stali

 

Stowarzyszenie Autorów Poezji Fantasmagorycznej

Stowarzyszenie Autorów Poezji Fantasmagorycznej
siedzi za stołem
lunety lunatyków
śledź śledczych
ogórki prosto z górki znaczy daczy prezesa

aspiranci aplikują trzynastozgłoskowcem
lub na biało katusze cierpienia języka mielenia
blado przejęci przed komisyją
wierci nerwacje na krześle
czworonożnym zydlu kata

a ja kelner czwartej kategorii
się zapytuję szacownych magistrów
członków i wagin komisyjnych
czy das rechnung wypitych trunków przepitych śledzi
jest poezyją czy nie jest

 

Aniel

Aniele
stróżu nocny
melancholia zakwitła
w zwiewnej sukience
poetycznej kosmogonii
młodego Wertera

beztlenowo
zimno
obojętnie
w lustrze
pustej butelce
jednostajnie
bezsłownie
bez ostrzeżenia
okrutnie

nocny stróżu
mój pijany aniele jesteś tam
powiem ci w tajemnicy
ta melancholia to żadna melancholia
to najzwyklejsza depresyjna kurwa z lupanaru

i żaden Werter ze mnie
tylko ten no … ostatni „strzęp próby kostiumowej”

 

Elektryczne krzesło matki

Ma w każdym pokoju
elektryczne krzesło
w kuchni pośród resztek jedzenia
i w łazience tuż przy wannie z zimną wodą
naprzeciw telewizora
i przy stole gdzie odmawialiśmy modlitwę nad kromką chleba

niesprawni wyszliśmy z jej brzemiennego domu
wyszliśmy na ulicę
weszliśmy do kościoła o barokowych cherubinach
w salwy śmiechu
palce szyderstwa
przekleństwa pijanego narodu

a ona, Matuszka nasza kochana
choć jesteśmy już od dawna martwi
do dzisiaj siada na elektrycznym krześle
których tak wiele ma rozstawionych w głowie
podłącza przewody
wtedy słyszy prawo boga