HEBEL: Bądźmy wierni prawdzie

Fot. Z archiwum Autora. Na zdjęciu Jarosław Hebel w Kameralnej w Warszawie przy ul. Kopernika 3.

W 12(311)/2021 numerze “Akantu” ukazała się recenzja mojej książki “Legenda Marka Hłaski” (“Moja Przestrzeń Kultury”, Warszawa 2021), pt. “Wspomożenie mitu”. Jej autor, Mieczysław Wojtasik, stawia dwie zasadnicze tezy: wspomagania i ożywiania przeze mnie pośmiertnie mitu autora “Pięknych dwudziestoletnich”, jak również samemu Hłasce zarzuca “niechlubną postawę kolaboranta z UB” (sic!). Przyznam, że osłupiałem ze zdumienia. Mam wrażenie, że autor tej recenzji albo nie zrozumiał, o czym napisałem, albo z kolei tuż przed napisaniem recenzji zażył środki zmieniające świadomość. Najprawdopodobniej jednak wykazał się ignorancją i podejrzewam, że nie przeczytał mojej książki. Powiela on bowiem w swoim tekście utarte w przestrzeni publicystycznej mity, legendy i kłamstwa z czasów PRL-u na temat Hłaski i jego twórczości.

Nie chciałbym wierzyć, że Mieczysław Wojtasik jest człowiekiem złej woli. Zacznijmy jednak od tego, że gdyby Hłasko rzeczywiście był agentem UB, czy musiałby wyjeżdżać z kraju? Ano właśnie… To, że ktoś radzi pisać dobrą literaturę jak donosy, bynajmniej nie jest świadectwem jego współpracy z tajną policją polityczną. To znaczy – chyba dla nikogo nie jest, poza jednym wyjątkiem – autorem recenzji mojej książki. Hłasko nie był agentem UB, natomiast jako młody chłopak miał epizod współpracy z MO przy okazji sprawy o charakterze kryminalnym (nie politycznym!). Co więcej – to za Markiem Hłaską rozsyłano ubeków, gdy przebywał na emigracji. Jednym z nich był Władysław Tubielewicz (TW “Henryk”), profesor hebraistyki, który po powrocie z Izraela donosił z kolei na Stanisława Jerzego Leca czy Artura Sandauera. Hłasko oczywiście nie miał świadomości, że Dyzio – jak po przyjacielsku nazywał Tubielewicza – współpracował z bezpieką i kierując się motywacją materialną, przekazywał jej informacje na temat autora “Pięknych dwudziestoletnich”.

Pan Wojtasik wspomina za mną, że w Hłasce kochali się pisarze o orientacji homoseksualnej, ale nie dowierza, że autor “Sowy, córki piekarza” nie odwzajemniał tych męskich zalotów, zarówno Andrzejewskiego czy Macha, jak i wielu innych. Autorowi “Popiołu i diamentu” w sposób zdecydowany autor “Pętli” nawet odpisał: “Jesteś człowiekiem, dla którego mogę zmienić wyznanie, religię, no nie wiem co, ale Jerzy, są przecież sprawy, o których nie ja decyduję” (Marek Hłasko, “Listy”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 105). Marek Hłasko, jak świadczy spora ilość jego romansów, kochał kobiety i tęsknił za gorącym kobiecym sercem, chociaż nie miał szczęścia w miłości. W jakim celu więc prawicowi publicyści raz po raz przyprawiają mu gejowską gębę? Gdyby Mieczysław Wojtasik uważnie przeczytał moją książkę, to by się dowiedział, że na równi czynią to np. Rafał Ziemkiewicz czy Joanna Siedlecka.

W ogóle nie zawracałbym sobie głowy, żeby prostować rozmijanie się z prawdą przez autora recenzji. Wymaga tego jednak ode mnie niezgoda na zniesławianie pamięci Marka Hłaski, najbardziej utalentowanego pisarza okresu powojennego. Tym bardziej to czynię, że spoczywający na Powązkach autor “Pierwszego kroku w chmurach” miał prawo do autokreowania własnego wizerunku jako alkoholika czy mizogina. Piszący o nim powinni jednak być wierni prawdzie. Znamienne są słowa Jerzego Giedroycia, redaktora paryskiej “Kultury”, odnośnie rzekomego alkoholizmu Hłaski: “To było zgrywanie się… W moim przekonaniu to nie był zupełnie alkoholik, tylko odgrywał rolę alkoholika” (Jerzy Giedroyc w filmie “Z nimi żyłem, z nimi piłem, ich kochałem – Marek Hłasko” w reż. Jana Sosińskiego – 1998).

Jeszcze raz mógłbym powtórzyć, że wielka szkoda, iż żadnego z utworów Hłaski nie ma w kanonie lektur szkolnych. Na pewno doskonałą lekcją dla młodych ludzi byłoby przeczytanie “Cmentarzy”, książki w PRL-u odrzuconej przez cenzurę. To obraz zaszczucia społeczeństwa polskiego w okresie stalinizmu. W tym miejscu koniecznie muszę podkreślić, odpierając zarzut Mieczysława Wojtasika, że nigdzie nie napisałem w mojej książce, iż Hłaskę w PRL-u po jego śmierci zaczęto wydawać od 1976 r. (sic!). Apelowałbym więc o jedno – trzymajmy się prawdy… Staraniem matki pisarza została wydana “Sonata marymoncka” (1982), a także aż do schyłku PRL-u utwory Hłaski ukazywały się w opozycyjnych wydawnictwach drugoobiegowych. Nie mam wątpliwości, że w wolnej i niepodległej Polsce Hłasko, który przez PRL-owską władzę został skazany na emigrację, zasługuje na szacunek i uznanie. To pisarz, który złamał schemat socrealistyczny w literaturze i jak napisał Henryk Bereza: “[…] buntuje się przeciwko życiu […] dlatego […], że wszystko co w sposób decydujący stanowi o sensowności życia: miłość, przyjaźń, piękno ludzkich marzeń, pragnień i dążeń, podlega zdeformowaniu i zatracie” (“Nowy duch i forma nowa”, “Nowa Kultura” 1956, nr 35).

Moja książka nie jest utrzymana w konwencji “poszerzonego życiorysu”, jak napisał Mieczysław Wojtasik. Powiedziałbym, że to zbiór luźnych tekstów o Marku Hłasce, które można swobodnie czytać w różnej kolejności. Czy jak napisał jeden z patronów medialnych – “Literackie Podróże”: “[…] dopiero w trakcie lektury mnie oświeciło. Zacząłem odbierać tę wyjątkową książkę tak jak na to zasłużyła. A więc jako… zbiór porywających esejów”. Jednak żeby się o tym przekonać, należy ją po prostu przeczytać.

JAROSŁAW HEBEL


OD REDAKCJI: Książkę Jarosława Hebla “Legenda Marka Hłaski” (“Moja Przestrzeń Kultury”, Warszawa 2021) jeszcze można nabyć w promocyjnej cenie, pisząc na adres e-mail: hlasko@mojaprzestrzenkultury.pl PolecaMY!