BILIŃSKA-STECYSZYN: A jednak żal mi Tulipana

Chyba niewiele jest osób, które nie czytały “Małego Księcia”, a jeszcze mniej takich, które tej opowieści nie pokochały. To książka dla wszystkich, niezależnie od płci i wieku. Jedna z najwspanialszych przypowieści o miłości, przyjaźni i odpowiedzialności w literaturze światowej, mądra i wzruszająca.

“Mała Księżniczka” Karoliny Lewestam nawiązuje do wielkiego dzieła Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Pięknie wydana książka z ilustracjami autorki, bardzo przypominająca oryginał, stanowi edytorskie cacko. To bez wątpienia dzieło wydawnicze na bardzo wysokim poziomie. Już sam widok okładki z pewnością sprawi radość niejednej dziewczynce i zachęci do sięgnięcia po tę pozycję jej matkę. Ciut gorzej z zawartością. Zabrakło mi poezji i tych wszystkich wzruszeń, jakich doświadczałam podczas lektury oryginału. Uśmiechających się gwiazd, pięciuset milionów dzwoneczków i wody, która może “przynieść korzyść sercu”…

Mała Księżniczka, tak jak Mały Książę, wskutek nieporozumień z kwiatem (Tulipanem) opuszcza swoją planetę i wyrusza w podróż, podczas której, podobnie jak złotowłosy chłopczyk, wiele się uczy o świecie, o ludziach. I o sobie. Tym razem to świat dwudziestego pierwszego wieku i nowoczesnej popkultury. Na przykład odpowiedniczką Próżnego jest w nim ofiara mediów – modelka, która rozpaczliwie usiłuje być trendy, a jedynie w błysku fleszy udaje piękność, ukrywając przed światem swoją prawdziwą twarz.

W założeniu autorki to książka dla małych i dużych dziewczynek oraz dialog z “Małym Księciem”. Moim zdaniem – dla małych mniej, dla dużych dziewczynek – nastolatek i ich mam – jak najbardziej. Dialog zaś jest głównie polemiką, napisaną z punktu widzenia feministki. Każda z postaci spotkanych przez Małą Księżniczkę ma swoją ciemną tajemnicę. Swoje upośledzenia i więzy, z których nie potrafi się wyzwolić. Główną bohaterkę zresztą także gnębi owo ciemne Coś, które ją ogranicza i którego dziewczynka się boi. Dopiero przyjaźń z narratorką tej opowieści – jest nią zaginiona w tajemniczych okolicznościach słynna pilotka Amelia Earhart – dodaje jej skrzydeł, dosłownie i w przenośni, pozwalając wzlecieć wysoko i wreszcie być sobą.

Wielu czytelniczkom z pewnością spodoba się feministyczny przekaz tej historii. Pokochaj siebie. Odważ się na bunt. Odetnij się od toksycznych ludzi. Rozwiń skrzydła. Zgoda – tego należy uczyć małe dziewczynki i takie hasła niech realizują te duże. Jeśli zamiarem autorki było sprzeciwić się dominacji “męskiego pierwiastka” we współczesnym świecie, ten zamiar z pewnością też się powiódł i spodoba się wielu.

W kontekście współczesnego świata nie dziwi mnie takie przesłanie, akceptuję je. Jednak nie potrafię się utożsamić… Autorzy obu książek inaczej rozkładają akcenty w miłosnych zawirowaniach bohaterów. W relacji Małego Księcia i Róży po staroświecku zawsze widziałam tylko rozczulające nieporozumienia dwojga zakochanych. Absolutnie nie uważałam Róży za toksyczną! Owszem, za kapryśną, próżną i nadąsaną, lecz przecież kochającą chłopca z gwiazd, który do niej powrócił. Bo “dobrze widzi się tylko sercem” i “stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”. Tymczasem autorka damskiej wersji “Małego Księcia” poleciała stereotypem, kreując “typowego samca”. Tulipan został stworzony w opozycji do Róży. Niby to jej męski odpowiednik, ale wręcz odpychający, tendencyjnie wyolbrzymiony w swoich egoistycznych, narcystycznych cechach. Wprawdzie mówi Księżniczce (na odczepnego?), że ją kocha, jednak kocha tylko siebie. Chyba że to… także maska? Kąsając, broni się przed zranieniem? Lecz bohaterka książki już go skreśliła. I dobrze mu tak?

Jasne, tak sobie nagrabił, że nie ma innego wyjścia, jak tylko odciąć się od niego na zawsze. Stracił szansę na miłość. Za towarzysza pozostanie mu jedynie kret.

Jednak żal mi go. Nikt już nie wyciągnie do niego tzw. pomocnej dłoni. I niestety nie umiem pokochać tego dziewczątka w złotej koronie, tak jak pokochałam pszenicznowłosego podróżnika z planety B-612. W opowieści Karoliny Lewestam najbardziej brakuje mi przesłania, które zachwycało mnie w “Małym Księciu”. Ba! Które wyznaczało szlaki mojego – i zapewne nie tylko mojego – życia. O wadze wybaczenia, miłości i odpowiedzialności.

Mały Książę ujrzał park z tysiącem róż i zrozumiał, że kocha tylko tę jedną, jedyną. Tulipana nie pokocha już nikt.

HANNA BILIŃSKA-STECYSZYN


Karolina Lewestam, “Mała Księżniczka”, W.A.B./ GW Foksal, Warszawa 2021.