SEGIET: List do siebie

Fot. Domena publiczna.

Marlenie Żukower

Dzisiaj rzadko pisze się listy takie jak kiedyś. To było coś wyjątkowego. Papeteria, koperta, znaczek, skrzynka pocztowa i ten czas wyczekiwania na odpowiedź. Teraz, dzięki technice, świat skurczył się do szybkich wiadomości. Nawet jeżeli w nich wkradnie się jakiś błąd, to tym już prawie nikt się nie przejmuje. Może są tacy, nieliczni, którzy jeszcze zwracają uwagę na szczegóły. Ale tempo życia nie nastraja do poprawności literackiej. Może trzeba spróbować napisać list do siebie, zamiast do kogoś? Nikt oprócz mnie nie przeczyta, nikt nie skrytykuje. Brak hejtu to podstawa!

Jak chciałabym rozpocząć list? Może: “droga Elizo, może kochana”, a może tylko “Elizo”?

Nieważne! To nie ma żadnego znaczenia.

Dawno nie miałam czasu, by zająć się sobą. Wciąż komuś potrzebna, zawsze dla kogoś. Zaczęłam zastanawiać się, czy kiedyś ktoś to zauważy. Wiem, że nie. Dobro jest niewidzialne!

Ale jeżeli nie potrafi się wyrządzać zła, to być może powinno się czynić dobro. Teraz wiem, że wszystko w życiu robimy dla siebie, dla własnego samopoczucia. Przecież zawsze można udawać, że nie widzi się potrzeb kogoś z boku, ale przecież człowiek źle by się czuł z odrzuceniem osoby potrzebującej jakiejkolwiek pomocy.

Są osoby, które bez pomocy innym chyba nie umiałyby pogodzić się z samym sobą. Moja koleżanka miała bardzo chorą, niedołężną, w dodatku z Alzheimerem, mamę. Od lat leżąca i bezkontaktowa, ale wciąż kochana. Teoretycznie znajoma mogła ją oddać do ośrodka, gdzie znalazłaby opiekę. Tak, zrobiła to, ale po dwóch dniach zabrała mamę z powrotem do domu. Dlaczego? Wiedziała, że gdyby nawet mama miała bardzo ciężko w młodości, nigdy by jej nie oddała gdziekolwiek. Sama walczyła z przeciwnościami losu, ale źle by się czuła, jakby do ostatnich dni życia mamy, nie dałaby jej poczucia spokoju, ciepła i miłości. Choć jej samej było ciężko, do końca dawała mamie całą siebie. Prawdę mówiąc, prawie do ostatniej chwili mama mogła poczuć troskę ze strony córki. Prawie, gdyż na końcu drogi życia, na szpitalnej sali, leżała sama pod respiratorem, a moja koleżanka w drugiej sali – pod tlenem.

Wiadomości, które do mnie pisała były wstrząsające. Wtedy zrozumiałam, że te króciutkie smsy mogą być świadectwem życia i śmierci. Jeden z nich miał treść, która mnie zmroziła: “W nocy zmarła mama, ja nadal pod tlenem i walczę jak się da. Pogrzeb może za 3 tygodnie. Obym wyszła do tego czasu”. Nie wiedziałam, co napisać… odpowiedziałam: “Współczuję. Trzymaj się!”. Wiem, że to mało, dużo za mało, ale nie chciałam jej męczyć i zmuszać osoby podłączonej do tlenu do odpisywania na jakieś zadawane pytania. Kolejny sms od niej był jeszcze bardzie wstrząsający: “mama czeka na pogrzeb w lodówce. Nie wiem czy pójdę na pogrzeb, na razie muszę być pod tlenem. Mama nie była zaszczepiona. Teraz wybieram kwiaty i trumnę, wszystko na odległość”.

Słowo “lodówka” przemówiło do mnie ze zdwojoną siłą. Myślałam o tym, jak czuła się moja koleżanka ze świadomością, że nie może nawet dojść do ukochanej mamy i pożegnać się z nią… Jak mogła się czuć nie wiedząc czy będzie w stanie odprowadzić mamę w jej ostatnią drogę?

Czy potrzebne są długie listy? Nie wiem, zapewne przeszły już do historii epistolografii. Teraz nadszedł czas na szybkie, treściwe informacje.

Czasami dobre, czasami tragiczne jak ta korespondencja z moją koleżanką.

Myślę, że najważniejsze jest mieć do kogo napisać, mieć się kim zająć, móc na kogoś czekać. Świat zubożał. Pęd nie pozwala na zatrzymanie. Cokolwiek się dzieje, jest załatwiane szybko, szybciej, finisz.

Nie nabierają pędu wspomnienia i koniec tęsknoty za czasem, który już nie wróci. To trwa, wciąż boli i wciąż powraca. Chociaż może dobrze, że pamięć jest częścią naszego istnienia. Dopóki ona jest, nie wolno zapominać, że gdzieś, ktoś może potrzebuje naszego wsparcia. Dopóki jest pamięć, jest życie. Tracąc ją, w pewnym sensie tracimy siebie, ale powinniśmy zostać w czyjejś pamięci. Zdrowy człowiek przeszłości nie wymaże w całości i kiedyś wspomni nawet złe chwile. W końcu jesteśmy zaślubieni z rozumem.

Pora kończyć. Czas zastanowić się, co można zrobić dla siebie, dla bliskich, dla świata. Co można zrobić, by częściej dostawać dobre wiadomości. Nawet te króciutkie, ale dobre. Może trzeba wygrawerować na jakimś metalu, albo w drewnie: “żyj i ciesz się życiem. Nie tylko patrz, ale zobacz!”.

ELIZA SEGIET