CZUPIŁKA: Tajemnice średniowiecznej menażerii
Cynamulgos, leukrota i aspis – te hermetyczne z pozoru słowa, przywodzące na myśl kamienie szlachetne lub egzotyczne drinki, to nazwy zwierząt, w których istnienie wierzono w okresie średniowiecza. O niezwykłych i całkiem pospolitych dziś gatunkach, które jednak fascynowały pierwszych zoologów, pisze w swojej książce “Świnia na sądzie ostatecznym – jak postrzegano zwierzęta w średniowieczu” Maja Iwaszkiewicz. Jak wyglądały ówczesne zwierzyńce i polowania z lampartami? Dlaczego Maryja na wielu ikonach przedstawiana jest z jednorożcem? Co wspólnego ma bazyliszek i bazylia? Jeśli chcesz poznać odpowiedzi na te pytania lub po prostu lubisz zwierzęta, książka M. Iwaszkiewicz z pewnością cię zainteresuje.
Gawędowy styl wypowiedzi, przystępny język i bogactwo poruszanych wątków to niektóre (choć nie jedyne) zalety wspomnianej publikacji, składającej się aż z ośmiu rozdziałów. Autorka, która jest historyczką sztuki, w ciekawy sposób opowiada o tym, jak ludzie żyjący w czasach średniowiecza myśleli o “braciach mniejszych”. W książce pojawia się też bardzo wiele opisów niezwykłych zwierząt, do których zaliczyć można m.in. wcześniej wspomnianego cynamulgosa, czyli ptaka, który tworzył gniazda z lasek cynamonu. Ludzie chcący pozyskać tę przyprawę, musieli strącać ją z drzewa i przepłoszyć ptaka.
Jednak wyjątki z bestiariuszy to nie wszystko, co znajdziemy w publikacji M. Iwaszkiewicz. Autorka omawia symbolikę poszczególnych znanych nam zwierząt, sposoby ich przedstawiania w malarstwie oraz etymologię nazw, a nawet pochodzenie niektórych frazeologizmów związanych z konkretnymi gatunkami. Ciekawym przykładem może być związek “krokodyle łzy”, który powstał właśnie w wiekach średnich. Jak się okazuje ludzie wierzyli, że krokodyl, który zjadł swoją ofiarę, odczuwa wyrzuty sumienia i dlatego płacze. Jeden z biskupów natomiast uznawał, że krokodyle łzy mogły być konsekwencją zjedzenia niesmacznego posiłku przez zwierzę. Warto też przytoczyć historię o słoniu, który, według ludzi żyjących w średniowieczu, charakteryzował się ogromną siłą (dlatego na rycinach i obrazach zwierzę to nosi na plecach wysokie wieże, w których znajduje się wielu wojowników), a także czystością i wstrzemięźliwością. Aby doszło do aktu seksualnego, samica musi zjeść korzeń mandragory i dać roślinę tego gatunku swojemu partnerowi. Co zaskakujące, historia ta jest nawiązaniem do biblijnej opowieści o zjedzeniu owocu z drzewa poznania dobra i zła. Tego typu przykładów w książce M. Iwaszkiewicz jest bez liku i stanowi to moim zdaniem ogromną zaletę publikacji.
Jednak autorka porusza także inne kwestie. Interesującym zagadnieniem, o jakim wspomina, jest podobieństwo między człowiekiem i zwierzęciem, które starali się zatuszować średniowieczni ojcowie kościoła. Wyznaczali oni bowiem surowe kary za zachowania przypominające te, jakimi charakteryzują się rozmaite bestie. Dla przykładu – w wiekach średnich uważano, że człowiek powinien jeść w pozycji stojącej, bo wtedy jego głowa nie ciąży ku dołowi, a więc ku ziemi, jak w przypadku różnych zwierząt lądowych. Nie wolno było też wydawać głośnych dźwięków podczas seksu, bo uważano, że pasja i chuć cechują tylko zwierzęta.
Dążenie do rozgraniczenia i rozróżnienia człowieka oraz zwierzęcia (jak twierdzi M. Iwaszkiewicz) nie wiązało się jednak z uprzedmiotowieniem tego drugiego. Rozmaite bestie traktowano w średniowieczu z pełną powagą i doniosłością, o czym świadczy chociażby to, że zwierzęta często były oskarżonymi w procesach sądowych. Autorka stawia tezę, wedle której aktualny zwrot ku perspektywie międzygatunkowej (czego świadectwem jest chociażby film “My Octopus Teacher” w reżyserii J. Reeda i P. Ehrlich) nie jest niczym nowym, lecz stanowi “powrót do korzeni”. M. Iwaszkiewicz nie wyjaśnia jednak, jak to się stało, że zwierzęta w XVI i XVII w. nagle utraciły swój status i zaczęły być traktowane jak przedmioty lub automaty (jak mówił o nich Kartezjusz). Nie jest to, co prawda, tematem książki, jednak krótkie omówienie tego wątku z pewnością byłoby przydatne oraz atrakcyjne dla czytelnika.
Poza tym książka, pomimo jej interdyscyplinarnego charakteru, nie zawiera zbyt wielu nawiązań do filozofii średniowiecznej, która przecież oddziałała na sposób postrzegania zwierząt w omawianej epoce. Poglądy św. Franciszka, św. Tomasza z Akwinu oraz innych myślicieli zostały przedstawione skrótowo i w związku z tym czytelnik nie ma możliwości głębszego poznania przyczyn specyficznego myślenia o zwierzętach w omawianym okresie.
Niemniej jednak popularnonaukowa publikacja M. Iwaszkiewicz roi się od ciekawostek, skrzy humorem i zaskakuje na każdym kroku. Autorka stawia tezę, wedle której średniowiecze nie jest tak straszne (i ciemne), jak je opisują i udowadnia ją, podając liczne przykłady. Z pewnością każdy miłośnik czworonogów i innych zwierząt przeczyta tę książkę jednym tchem.
JUSTYNA CZUPIŁKA
Maja Iwaszkiewicz, “Świnia na sądzie ostatecznym – jak postrzegano zwierzęta w średniowieczu”, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2021.