HEBEL: Nie dajMY się zwariować – brońMY rosyjskiej literatury

Fot. Pixabay.com

Od czasu rosyjskiej inwazji solidaryzuję się z narodem ukraińskim, w tak brutalny sposób doświadczanym w codziennej walce z najeźdźcą. To dla mnie oczywiste, że każdy uczciwy i cywilizowany człowiek powinien potępić nieuzasadnioną agresję Rosji na Ukrainę. To, czego rozbestwieni wojacy Putina dopuścili się w Buczy, Irpieniu czy Borodziance powinno wstrząsnąć Europą i całym wolnym, demokratycznym światem. W większości myśleliśmy, że tak okropne i przerażające rzeczy po bestialstwach z okresu II wojny światowej blisko nas już nie mogą się wydarzyć. A jednak – stało się inaczej… Stwierdzam to z przykrością i wielkim bólem.

Nie jest mi po drodze z rozdmuchanym, nadętym imperializmem rosyjskim i przeraża mnie, kiedy widzę, że ludzkie życie nie stanowi żadnej wartości dla sprawujących władzę w Moskwie. Zaczynam lękać się o pokój w tej części Europy, w której żyję. Z relacji wolnych mediów wynika, że rosyjska armia w Ukrainie gwałci, zabija i rabuje… To oczywiste, że wiedząc o okrucieństwie wobec cywilów, a szczególnie kobiet i dzieci, powinniśmy solidarnie bojkotować firmy, które cały czas robią interesy z agresorem. Od jakiegoś czasu – także w Internecie – toczy się dyskusja na temat tego, czy powinniśmy również zamknąć wobec Rosji przestrzeń kultury. Można by bowiem zadać pytanie: Czy w obliczu tego, co robi dziś Moskwa, możemy tak po prostu słuchać Czajkowskiego albo Szostakowicza, wystawiać Czechowa, czytać Dostojewskiego czy Bułhakowa?

Nie ukrywam, że droga mi jest rosyjska literatura – powiem więcej: uważam ją za jedną z najwybitniejszych na świecie. Z przykrością więc stwierdzam, że budując wizerunek Rosji jako mocarstwa reżim Putina podpiera się również kulturowym dziedzictwem: wielkimi dziełami, których wartość od dawna potwierdzona jest w kanonie. Czy miałoby to jednak znaczyć, że należy bojkotować twórczość Dostojewskiego, Czechowa, Jesienina czy Jerofiejewa? Jeżeli ktokolwiek udzieliłby na to pytanie odpowiedzi twierdzącej, to jednocześnie przyznałby, że za zbrodnie Hitlera i nazistowskich Niemiec odpowiadają tacy pisarze, jak Goethe, Mann, Fallada czy Remarque. Trudno się nie zgodzić, że większej bzdury nie można chyba wymyślić.

Rosję należy głośno potępiać i zdecydowanie bojkotować, co też dzieje się nie tylko w przestrzeni moralnej czy gospodarczej. Państwo rządzone przez Putina już zostało usunięte z większości imprez o charakterze sportowym czy kulturalnym. Organizatorzy Festiwalu Filmowego w Cannes ogłosili, że w tym roku nie przyjmą oficjalnej rosyjskiej delegacji, a zachodnie filharmonie odwołują koncerty rosyjskich solistów i dyrygentów.

Czy jest to jednak normalne, żeby eliminować z przestrzeni kulturalnej utwory wybitnych rosyjskich klasyków? Twierdzę, że trochę pachnie to paleniem na stosie książek znakomitych pisarzy niemieckich pochodzenia żydowskiego w nazistowskiej III Rzeszy. Próbowano skazać na zapomnienie ich utwory, ponieważ mieli faktyczne lub domniemane żydowskie pochodzenie. Czy mamy zachowywać się identycznie i nie czytać Tołstoja czy Gogola z powodu ich przynależności do narodu rosyjskiego?

Do czasu wybuchu pandemii byłem w Warszawie na większości spektakli teatralnych rosyjskich twórców – “Procy” Kolady, “Biesach” Dostojewskiego, “Sztuce bez tytułu” Płatonowa, “Pijanych” Wyrypajewa, “Psim sercu” Bułhakowa, “Moskwie-Pietuszkach” Jerofiejewa. Obecnie w Warszawie na deskach teatralnych wystawia się m.in. “Wiśniowy sad” Czechowa i “Nastię” Sorokina. Nie ukrywam, że zamierzam wybrać się do teatru na jedną i drugą sztukę. Jednocześnie pragnę bardzo wyraźnie podkreślić, że w pełni solidaryzuję się z Ukrainą bohatersko walczącą o wolność naszą i waszą… Mam nadzieję, że nadejdzie taki czas, kiedy dyktator rządzący w Moskwie odpowie za zbrodnie wojenne przed Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze. Albo – w najlepszym razie – podzieli nie do pozazdroszczenia los Ławrentija Berii.

JAROSŁAW HEBEL