GATNY: Język jest Ikarem

Fot. Pixabay.com

Język jest Ikarem, który spada w odmęty bełkotu. Kuchenna łacina, a raczej chamstwo z zaplecza pakamery, to norma w przestrzeni Internetu i na ulicach, w telewizyjnych programach, w publicystyce. Kto o tym głosi, woła na puszczy, jest Dawidem, który walczy z Goliatem i tym razem nie wygra. Ktoś klnie jak szewc, a nowi prawodawcy języka: politycy, celebryci, gwiazdki połowy sezonu krzyczą, że to wypowiedź emocjonalna, podana w bardzo ekspresywnej formie, a zatem uzasadniona. Tak można. Można bełkotem, seryjnym hejtem. Porno słowa, nędzą składni. Wolno. Im wolno? Wszystkim wolno? Powtórzę: kto twierdzi inaczej, iż tamci, na puszczy woła. Hej, a może spalmy puszczę i zmieńmy ją w pustynię – na otwartej przestrzeni lepiej będzie słychać głos niezgody.

A może w godle państwowym zamiast orła umieścić trzeba kaczkę – bez politycznych konotacji – bo jak po kaczce spływa po nas piękna mowa ojczysta, wieki poezji, tradycje mocarne słowem właśnie, gdy polska mowa była bastionem wolności i dumy dla ludzi, którym odebrano państwo. Zbyt patetycznie? Osobiście wolę patos od prostactwa, zakłamania, megalomanii i wulgarności, tandetnie uzasadnianych emocjami i szczerością. Dlaczego język ma służyć narcystycznym wynurzeniom ludzi, którzy nie powinni otwierać ust w przestrzeni publicznej? Dlaczego ma on służyć źle pojętej poprawności politycznej tym, którzy bez wstydu, bo bez świadomości, kompromitują się, kalecząc niemiłosiernie składnię, fatalnie akcentując, mnożąc wszelkiego rodzaju błędy, jakby uczestniczyli w zawodach na jak najstraszniejsze oszpecenie polszczyzny? Wykonują tytaniczną pracę na rzecz schamienia języka, uczynienia z niego zlewu na nieczystości. Czy to Polska właśnie?

Nie da się odłożyć języka. Poczekać aż się uleży i nabierze smaku. Trzeba w nim pracować, rzeźbić w słowach i rzeźbić słowa, nadając im kształt. Mówić o tym, zachęcać, mobilizować, a nawet uczynić to własnym wyzwaniem codzienności, kontrolować siebie za pomocą języka. Budzić się do refleksji, zatrzymywać w słowie na dłużej, nie pędzić na dopalaczach skrótów myślowych.

Na koniec anegdota: na pewnej konferencji językoznawczej jeden z uczestników uzasadniał użycie powszechnego przekleństwa na literę “k”, porównując je do przecinka w zdaniu. Na to inny zareagował pytaniem: “Czy widział pan kiedykolwiek przecinek na początku zdania?”.

Pragnę dodać, że niniejszego felietonu nie pisałem jako zdeklarowany purysta językowej etyki. Co to, to nie!

RAFAŁ GATNY