CHUDZIO: To nie jest zwyczajny romans

Od pierwszych stron “Córek stolicy” Jagny Rolskiej żałowałam, że nie jestem warszawianką. Choć bardzo lubię Warszawę i cieszy mnie każdy przyjazd do niej, to znam ją jedynie z perspektywy gościa, dla którego poszczególne elementy tkanki miejskiej nie zawsze zrastają się w spójną, topograficzną całość. Być może dlatego przez większość lektury towarzyszyło mi przeświadczenie, że coś mi umyka i nie jestem w stanie w pełni czerpać ze szczegółowości opisów czy z innych detali.

Autorka z niezwykłą precyzją i wyczuciem maluje nam stolicę z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Razem z bohaterami chadzamy brukowanymi ulicami, zwiedzamy też podwórka i domy, które kilka lat później II wojna światowa wymazała z krajobrazu. Podczas lektury przeniosłam się do dawnego miasta, robiąc zakupy na Kercelaku, pędząc CWST1 Torpedo ulicą Marszałkowską i zgłębiając sekrety ubogiego Czerniakowa.

Tło historyczne to, według mnie, bardzo mocna strona tej książki. Jako początkująca pisarka podziwiałam kunszt autorki w tym zakresie i jej zręczne osadzenie fabuły w realiach nieistniejącego już przecież miasta. Rzeczywistość, którą stworzyła Jagna Rolska na potrzeby książki, jest bardzo wiarygodna i niesłychanie łatwa do wyobrażenia sobie. Chyba nie ma czytelniczki, która choć raz nie usłyszy stukotu końskich kopyt na bruku czy nie poczuje zapachu Czulentu serwowanego w domu głównej bohaterki.

“Córki stolicy” są pierwszą z części trylogii o nazwie “Czas niepokoju”. Wydane w tym roku przez Prószyńskiego i S-kę zdają się być idealną lekturą na nadchodzące wakacje. Choć wydawca lokuje je w kategorii “powieść obyczajowa”, dla mnie zdecydowanie bliżej im do romansu historycznego z typowymi dla tego gatunku elementami. Znajdziemy tu miłość romantyczną, dramatyczne przeżycia testujące uczucia bohaterów oraz tajemnicę, która sprawia, że książki nie sposób odłożyć.

Oto bowiem ówcześnie żyjąca studentka, Julia Malinowska, przy okazji pisania pracy zaliczeniowej odnajduje stary list pradziadka i z jego pomocą dokopuje się do pogrzebanych tajemnic przodków. Razem z Julią poznajemy jej prababkę Helenę, pradziadka Poldka, jego brata oraz Basię i Stasię – ubogie szwaczki z Czerniakowa, tylko pozornie niezwiązane z rodziną Malinowskich. Losy wszystkich splatają się szybko i mocno, a czytelnik wraz z przeczytaniem ostatniej strony przekonuje się, że aby poznać je wszystkie, musi sięgnąć po kolejne książki z cyklu.

Nie lubię otwartych zakończeń, więc i od tej lektury oczekiwałam konkretniejszego domknięcia wątków. Ostatnie zdanie nie przekonało mnie i pozostawiło z uczuciem niedosytu. Miałam też problem z niektórymi bohaterami, których zachowania wydawały mi się nienaturalne i nieco naiwne. Podobne odczucia towarzyszyły mi, gdy czytałam partie dialogowe. Trudno mi też było odnaleźć się w nagłych zwrotach akcji i scenach opisów dramatycznych wydarzeń, które przywodziły mi na myśl brazylijskie telenowele.

Nie chciałabym jednak uczynić zarzutów wobec książki z powyższych, bardzo subiektywnych spostrzeżeń, bo nie dość, że nie jestem warszawianką, to nie jestem też typowym odbiorcą tego gatunku. Do lektury “Córek stolicy” zachęciła mnie okładka, perspektywa urlopu na plaży i chęć doświadczenia czegoś lżejszego niż ostatnio przeczytane książki M. Houellebecqa czy M. Vopenki.

Mój urlop okazał się niezwykle udany, a tureckie krajobrazy do teraz przeplatają się w głowie z obrazami dawnej stolicy. Myślę, że nie mogłam zabrać lepszej lektury na tę okoliczność. “Córki stolicy” to książka lekka i bardzo przyjemna. Mknie się przez nią niczym przez ulice wielobarwnego, przedwojennego stołecznego miasta. Warto wybrać się w tę podróż, nawet jeśli jest się, jak ja, pasażerem na gapę.

JOANNA CHUDZIO


Jagna Rolska, “Córki stolicy”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2022.