HEBEL: W 53. rocznicę śmierci Marka Hłaski

Fot. Marek Hłasko na ulicach Warszawy (1953). Zdjęcie pochodzi z książki Andrzeja Czyżewskiego “Piękny dwudziestoletni” (Prószyński i S-ka, Warszawa 2012).

14 czerwca 1969 roku w Wiesbaden w wieku zaledwie 35 lat zmarł Marek Hłasko. Był jednym z najzdolniejszych polskich pisarzy okresu powojennego – autorem m.in. “Pierwszego kroku w chmurach”, “Pięknych dwudziestoletnich” czy “Sowy, córki piekarza”. Był prawdziwym zjawiskiem na literackiej scenie powojennej Polski – utalentowany, młody, niepokorny… Nic więc dziwnego, że jeszcze za życia stał się bohaterem niezliczonych anegdot oraz świadkiem powstania swojej wielkiej legendy, którą w pełni świadomie współtworzył.

Wokół śmierci Marka Hłaski narosło zresztą bardzo wiele mitów i nieporozumień. Rację trzeba przyznać Zycie Kwiecińskiej, która napisała: “[…] wszyscy wrogowie Marka usiłowali przekonywać społeczeństwo polskie, że było to samobójstwo uciekiniera, który nie umiał znaleźć sobie miejsca na ziemi. A tymczasem był to nieszczęśliwy wypadek związany z wiecznym kłopotem, jaki dręczył Marka od lat – z Jego bezsennością”[1]. Nawet we “Fragmencie pewnego artykułu o Marku Hłasce”  Grzegorz Tomczak śpiewa: “Za wcześnie odszedłeś panie Hłasko/ w jakimś obcym, złym hotelu,/ a przecież twoje niebo i tak nad nami/ i głupich marzycieli wciąż jeszcze tak wielu”[2]. Wierutnym kłamstwem jest twierdzenie, że Marek Hłasko popełnił samobójstwo w jakimś hotelu na obczyźnie. Odszedł 14 czerwca 1969 roku w Wiesbaden w wieku trzydziestu pięciu lat w domu swojego przyjaciela Hansa-Jürgena Bobermina.

Po śmierci artysty w jego ludowej ojczyźnie w “Expressie Wieczornym” ukazała się notka pt. “Tajemniczy zgon Marka Hłaski”; jej autor twierdził, że pisarz szkalował Polskę Ludową i jest zdrajcą ojczyzny. Dodałbym jednak, że chwała Markowi Hłasce za to, iż nie przeżył euforii naprawiania świata poprzez budowanie komunizmu, jak miało to miejsce w przypadku wielu innych naszych literatów, którzy dali się uwikłać w czerwoną pajęczynę. Zapłacił za to ogromną cenę w postaci rozłąki z krajem i bliskimi mu osobami, nigdzie nie mogąc zaznać szczęścia. Szczególnie istotny jest fakt, że Hłasko odszedł z tego świata kilka miesięcy po śmierci Krzysztofa Komedy, który był jednym z jego serdeczniejszych przyjaciół i o śmierć którego autor “Pięknych dwudziestoletnich” obwiniał się do końca życia. Bez wątpienia był to wypadek, a doszło do niego wśród wzgórz Hollywood. Komeda osunął się i spadł ze skarpy, a stojący obok Hłasko nie zorientował się na tyle szybko, by w porę udzielić mu pomocy. Chcąc go ratować, zszedł na dół, zarzucił ciało poszkodowanego na ramiona i zaczął się wspinać. Wkrótce sam stracił równowagę i runęli obaj. Najpierw spadł Komeda, a na niego Marek, zupełnie niechcący wyrządzając przyjacielowi jeszcze większą krzywdę. Do fotografa Marka Nizińskiego miał powiedzieć: “Jeżeli Krzysio umrze, to i ja też pójdę”[3]. Kompozytor nie odzyskał przytomności i zmarł. Niespełna dwa miesiące później odszedł Marek Hłasko.

Do dzisiaj trwa spór o to, czy śmierć Marka Hłaski była samobójstwem. Nie wszyscy być może wiedzą, że pisarz był człowiekiem wierzącym, co nie pozwalało mu targnąć się na własne życie. Po śmierci swojego ojczyma w jednym z listów do matki, która przechodziła załamanie nerwowe, pisał: “[…] nie wolno zatracać wszelkich proporcji; nie wolno poddawać się myśli o samobójstwie. I po co się zabijać? Wytłumacz mi to logicznie. I tak wszyscy umrzemy pewnego dnia. Całe życie mi oświadczałaś, że jesteś wierzącą katoliczką. Czy wiesz, że z punktu widzenia kościoła jest to jedyny grzech, za który nie ma odpuszczenia?”[4]. 20 czerwca 1969 r., kilka dni po śmierci Marka Hłaski na Cmentarzu Południowym w Wiesbaden odbył się jego pogrzeb. Wzięła w nim udział matka pisarza, która w liście do siostry Teresy Czyżewskiej napisała: “Dopiero tu, na obcej ziemi, ja, matka dowiedziałam się, kim był Marek. Tu był traktowany jak wielkość. Na tej manifestacji, którą nazywamy pogrzebem, widziałam prawdziwą rozpacz obcych ludzi. Do dziś składane są kwiaty na jego grobie”[5]. Za jej sprawą prochy Marka Hłaski udało się sprowadzić do Polski, dzięki czemu pisarz spoczywa w Warszawie na Powązkach (kw. b, rz. 2, m. 2). Drugi pogrzeb miał miejsce w listopadzie 1975 roku. Później w tym samym grobie została pochowana Maria Hłasko, niedaleko spoczywa Agnieszka Osiecka, a tuż obok leży Henryk Bereza, który zajmował się spuścizną autora “Pięknych dwudziestoletnich” po jego odejściu.

Można powiedzieć, że po śmierci Marek Hłasko ponownie wrócił do Warszawy, a jego dramatyczna historia “buntownika bez powodu” zatoczyła koło. Na symbolicznym grobie w Wiesbaden umieszczono napis: “Czysty, dobry, bez gniewu”. Taki był Marek Hłasko, który spoczywa na Powązkach. Odwiedźmy go czasem, bo na to zasługuje… Leopold Tyrmand w opublikowanym w paryskiej “Kulturze” pośmiertnym wspomnieniu o Hłasce napisał: “Każdy, kto go napotkał – dziewczyna, starzec, dziecko, pies – popadał z nim w miłość nagłą i gwałtowną. Chciał być kochany przez każdego, wdzięczył się, krygował i dopraszał miłości. Chciał ją także dawać, a przynajmniej święcie wierzył, że chce”[6]. Wokół życia i śmierci Marka Hłaski narosło wiele mitów i legend, których zręby, paradoksalnie – mniej lub bardziej świadomie – sam tworzył. W jednym z opowiadań napisał: “[…] całe życie żyłem tak, aby z chwilą, kiedy zginę, nie zostało po mnie niczyje prawdziwe wspomnienie; i dlatego wymyślałem rzeczy, które nie zdarzyły się nigdy”[7]. Ta skłonność do “prawdziwego zmyślania” dotyczyła niemal wszystkiego, także jego pracy fizycznej na emigracji, o czym pisał w “Pięknych dwudziestoletnich”. Andrzej Czyżewski uważał bowiem, że “[…] ma to z prawdą tyle wspólnego, co jego opowieści, jakoby w Polsce imał się bardzo różnych zajęć, włączając w to karierę złodzieja. Pracować na pewno pracował, ale bardziej dlatego, że chciał w ten sposób poznać »prawdziwe« życie, niż z konieczności”[8].

Hłasko w piękny sposób autokreował własną legendę. Wyraźnie pozostawał pod wpływem innych głośnych i znaczących postaci kultury masowej lat 50. minionego wieku. Na równi zalicza się do nich Jamesa Deana i Humphreya Bogarta, a także, w nieco mniejszym stopniu i odmiennym wymiarze, postać z innej epoki – Jacka Londona. W pewnym sensie Hłaskę wiąże wspólnota losów z bohaterami utworów amerykańskiego pisarza – przede wszystkim z Martinem Edenem. Panowało jednak przekonanie, że pozujący na “buntownika bez powodu” Hłasko był lustrzanym odbiciem pozornie cynicznych bohaterów granych przez Bogarta, czyli typem “[…] zbyt wiele wiedzącego o życiu »twardziela« o głęboko sentymentalnej duszy”[9].

JAROSŁAW HEBEL


PRZYPISY:

[1] Zyta Kwiecińska, “Opowiem Wam o Marku”, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1991, s. 91.
[2] Grzegorz Tomczak, “Fragment pewnego artykułu o Marku Hłasce”, http://youtube.com [dostęp z dnia: 8.12.2016].
[3] Marcel Woźniak, “Kochało się go 24 godziny”, http://nowynapis.eu [dostęp z dnia: 11.06.2000].
[4] Marek Hłasko, “Listy”, Agora S.A., Warszawa 2014, s. 434.
[5] Cyt. za: Andrzej Czyżewski, “Piękny dwudziestoletni”, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 2000, s. 326.
[6] Leopold Tyrmand, “Hłasko”, “Kultura”, nr 9/264, wrzesień 1969, s. 23-24.
[7] Marek Hłasko, “Opowiem wam o Esther”, w: “Szukając gwiazd i inne opowiadania”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019, s. 279.
[8] Andrzej Czyżewski, “Piękny dwudziestoletni”, dz. cyt., s. 217.
[9] Joanna Pyszny, “Nie wszyscy byli odwróceni. Wizerunek Marka Hłaski w prasie PRL”, Wrocław 1992, s. 160.