SZMAŁZ: W 100. rocznicę urodzin Mirona Białoszewskiego

Fot. Małgorzata Szmałz. Zdjęcie pochodzi z książki Anny Sobolewskiej “Maksymalnie udana egzystencja”. Na zdjęciu Miron Białoszewski.

Sto lat temu, 30 czerwca (niektóre źródła podają datę 30 lipca), w upalną niedzielę 1922 roku, w Warszawie, o godzinie 10:55 w południe, urodził się Miron Białoszewski. Poeta – który pisał sobą. Pisarz – u którego “To, co pisze i jak pisze, smakuje, jak kęsy pysznego dania”. Obywatel – który miał obrzydzenie do wszelkiej ideologii. Człowiek – którego życie nazwano “Maksymalnie udaną egzystencją”. Po prostu MIRON – skrupulatny obserwator rzeczywistości. Od dziecka skłaniał się w kierunku literatury i nosił się z tym, że musi być jakąś jednostką: “Być sobie jednym/ taki traf mi się”. Był temu wierny aż do śmierci, nieustannie łącząc życie z pisaniem. Nazywano go poetą osobnym.

Białoszewski to jeden z nielicznych pisarzy, których nie trzeba nikomu przypominać. Mimo upływu czasu, jego twórczość ma się dobrze. Jest wznawiany, tłumaczony na wiele języków, ale przede wszystkim – ma wiernych czytelników i wciąż zyskuje nowych. Miron, to jedyny pisarz, który literaturę z banału robił niebanalnie. Naiwny dziwak, kochający swój świat peryferyjny, wznoszący temu światu pomnik. Jego twórczość jest wnikliwa, uczciwa i bezkompromisowa. Nie do pomylenia z żadną inną.

Po co to wszystko spisywał? By dać świadectwo czasów, w których żył. To swoisty prezent dla przyszłych czytelników, których szanował i na swój sposób kochał. “Czytelnika nie obchodzi raczej, czy ja żyję. Często o tym nie będzie wiedział. I to wtedy też mnie ożywi, czego nie będę czuł wtedy, ale mogę poczuć potencjalnie na zapas, szczególnie przy pisaniu” – notował w “Tajnym Dzienniku”.

Za co kochamy Białoszewskiego?

– ZA ORYGINALNOŚĆ: pisał inaczej, (eksperymentował, kondensował) obrazami, plastycznie, choć czasem nazbyt skrótowo i niezrozumiale. Artur Sandauer powiedział, że “U Białoszewskiego słowa pękają, jak kasztany”.

– ZA TO, ŻE PODEJMOWAŁ KAŻDY TEMAT: każde byle co, którego nikt nie tykał i robił z tego zachwycającą poezję! (Tylko on potrafił, patrząc na łyżkę durszlakową pod światło, zobaczyć kalejdoskop.) Nazywany poetą rupieci, buntował się. Słowa RUPIECIE szczerze nie lubił, piękno widząc w szarej codzienności.

– ZA SZCZEROŚĆ, z jaką wszystko spisywał: bez upiększania i bufonady. Widział wszystko i spisywał wszystko. Dla niego nic nie było mniej lub bardziej ważne. Natchnienie czerpał z życia i przeżycia – rozmowa, sen, spotkanie, widok za oknem, ludzie, zwierzęta, przyroda, latanie po mieście, podróże, wreszcie on sam – to tematy jego pisania. “Chcę od mojego pisania nabrania życia otoczenia/ a ja Ich łapię za słowa/ po tocznie/ po tworzę” (“Tłumaczenie się z twórczości”). Codzienne, fascynujące donosy rzeczywistości. Faktyczność zdarzeń… Pisał na błysku, z fotograficzną dokładnością. Interesowała go prawda – nic w jego pisaniu nie było fikcją i nie zawierało żadnej fałszywej nuty. Używał – niechętnie – brzydkich słów, bo takie padły, przytoczone z ulicy: “Aż mnie samego to zraziło. No, trudno. Nieraz zapisuję coś wbrew sobie, skoro trzeba dać świadectwo” – notował.

– ZA UŚWIADOMIENIE NAM, że “Człowieka trzeba przyjąć całego. Nie da się wycisnąć z niego samej najlepszości”. “Zarażał przyjaźnią […] umiał jednak również bez słowa sprawić, że widziało się przy nim własną nijakość” – pisał Tadeusz Sobolewski w książce “Miron. Wspomnienia o poecie” Hanny Kirchner.

Twórczość – choć niezwykła – przegrywała z nim samym. Autorzy często głaszczą swoje “ego”. Miron tego unikał. Był prostolinijny, bez żadnej pozy, raczej stróż – latarnik, niż nadęty literat. Nie znosił kłamstwa, sztuczności, wszelkiej nylonowości, rozmów o polityce, nudy, patriotyzmu w życiorysach i powoływania się na społeczeństwo. Nie uznawał świąt, choinek, imienin i banalnych rozmów o niczym. Za to lubił swoje imię, ubrania po kimś, kwiaty, zwierzęta i wywoływanie duchów. Nie czytał współczesnych pisarzy, ale lubił Lema. Czytał kryminały i “Żywoty świętych”.

Był niewierzący. W dzieciństwie uczestniczył we wszystkich obrzędach kościelnych i lubił zapach kościołów, ale zażyłości z Bogiem raczej nie miał. Kiedyś powiedział, że rozmowa człowieka z Bogiem jest możliwa chyba tylko w fudze Bacha. Ale przecież nie trzeba być katolikiem, by być dobrym człowiekiem. Miron był – szanował wszystkie stworzenia i nikogo nie krzywdził.

– ZA DYSTANS DO SIEBIE I POCZUCIE HUMORU: dał się poznać jako znakomity aktor – potrafił na poczekaniu sparodiować każdego rozmówcę, wywołując przy tym salwy śmiechu. Kochał muzykę poważną, indyjską, japońską i chińską. Nie znosił jazzu ani folkloru. Posiadał dużą kolekcję płyt, których słuchał nieustannie. Miał ładny, mocny głos i lubił śpiewać. W “Tajnym Dzienniku” zanotował: “Vivaldiego nieraz mi się nie chce puszczać, bo za bardzo mi się w pamiętaniu kojarzy ze smakiem grzybowym, albo z grzebieniem. W ogóle za bardzo brązowo i gęsto”.

Miron urodził się sto lat temu, ale czy “Karuzela z Madonnami” się zestarzała? Czy przesłanie z wiersza pod tytułem “Ja stróż latarnik nadaję z mrówkowca” straciło na wartości? Nie!

Kim dla współczesnej młodzieży jest Miron Białoszewski? Co o nim myśli dzisiejszy czytelnik?

Agata Łaska, licealistka z Lublina: “Wierszem, od którego zaczęła się moja obsesja na punkcie Mirona Białoszewskiego, był wiersz »W mojej pustyni z nawoływaniem«. Przeczytałam go i zrozumiałam, że spotkałam punkt, w którym literatura odbija się od samej siebie i przez swoją nieuchwytność […] staje się bliższa człowiekowi. Nie oddałabym jego twórczości za żadną inną. Wiersze Mirona dają mi szczęście, stapiam się z ich istotą. Czytając je, zaczynam myśleć Białoszewskim”.

Pamela Szmałz swoją relację z Mironem opisała tak: “Miron to część naszej rodziny. Ma w naszych sercach specjalne miejsce. To ktoś bliski, kogo obligatoryjnie odwiedza się w Zaduszki na cmentarzu i wspomina w rocznicę urodzin. Mówi się jego tekstami i czyta na głos jego kawałki. Miron pokazał mi, że piękno można znaleźć wszędzie, trzeba tylko umieć je dostrzec. To on nauczył mnie cenić życie, jako dar raz nam dany. Każdego dnia pielęgnujemy pamięć o tym niezwykłym pisarzu i człowieku”.

Miron Białoszewski zmarł w 1983 roku w wieku 61 lat. Na jego pogrzebie odczytano list Czesława Miłosza: “Kochany Panie Mironie, rad jestem, że odwiedziłem Pana, będąc w Warszawie i że odbyliśmy rozmowę telefoniczną […]. Zawsze chciałem wyrazić mój podziw dla Pana twórczości, której istotą była dobroć i ten stosunek do opisywanych ludzi, który nazywa się miłość”.

“Oddalanie się mruga i to nic nie znaczy”[*], dopóki autor żyje w pamięci czytelników. Miron “żyje”.

MAŁGORZATA SZMAŁZ


[*] Miron Białoszewski, z tomu pt. “Odczepić się”, cykl: “Noc za oknem i drzwiami”.