HEBEL: Spektakl o Plath nie porywa

Fot. Ze spektaklu “Plath”. Materiał Teatru Studio w Warszawie.

Jestem bezradny i absolutnie nic nie mogę na to poradzić, że Teatr Studio w Warszawie (podobnie jak i Teatr Powszechny) od dłuższego już czasu jest mi zupełnie obcy. Mam wrażenie, że Teatr Studio lata świetności ma już za sobą i teraz można już tylko pomarzyć, żeby na jego scenie jeszcze raz obejrzeć tak świetny spektakl, jak “Zbyt głośna samotność” Bohumila Hrabala ze Stanisławem Brudnym w roli głównej.

Miałem nadzieję, że ktoś wyciągnie odpowiednie wnioski po nieudanym wystawieniu jakiś czas temu “Biesów” Dostojewskiego w reż. Natalii Korczykowskiej. Nie byłem w stanie do końca obejrzeć tego spektaklu, który –  mówiąc kolokwialnie – zupełnie się nie kleił. Co zaś tyczy się sztuki poświęconej Sylvii Plath – owszem, widać w niej ambitne dążenie do bycia opowieścią o artystce i o zuniwersalizowanym dążeniu świata do doskonałości. Są poetyckie migawki, wzbogacone fragmentami utworów Plath i improwizacjami aktorskimi. Jest to jednak zdecydowanie za mało, by zbudować spektakl, który wzbudzałby głębsze emocje. Plath w przedstawieniu jest nazywana “doskonałą poetką”, “doskonałą samobójczynią” oraz ikoną – do końca jednak nie wiadomo, jak należałoby to rozumieć.

Powiedziałbym wręcz, że jest to spektakl słaby, na każdym poziomie – artystycznym, dramatycznym czy muzycznym. Oglądając przedstawienie, siedziałem i co chwilę spoglądałem na zegarek. Żaden z aktorów nie stworzył ciekawej kreacji, można nawet powiedzieć więcej – przez cały czas nuda była wszechobecna. Spektakl składa się z biograficznych migawek z życia amerykańskiej pisarki, ale najlepiej wypada jedynie początek przedstawienia. Później jest już tylko gorzej, ponieważ zaczyna towarzyszyć nam wrażenie chaosu, w który co raz bardziej pogrążali się twórcy.

Spektakl ten nie wzbudził we mnie żadnych emocji, o zawładnięciu sercem widza nie było nawet mowy. Chciałem wybrać się na “Byka” Szczepana Twardocha do Teatru Studio, ale chyba nie odważę się zaryzykować. Szkoda czasu na tak kiepski teatr, który nie porusza strun naszej wrażliwości i nie skłania do refleksji. Jedyne co mi się bardzo podobało, to ogromny banner przed wejściem do Teatru Studio “Niech żyje wolna Ukraina!”, pod czym się podpisuję. Gdy wychodziłem z teatru i odbierałem ubranie w szatni, na parterze w znajdującym się tam pubie nie było ani jednego wolnego stolika. Od razu pomyślałem: “Ciekawe, dlaczego takiej frekwencji nie było na spektaklu, który przed chwilą obejrzałem?”.

Wydawałoby się, że nie ma lepszego przepisu na sukces, jak osnuta legendą bohaterka, świetna autorka oraz nagradzana reżyserka spektakli teatralnych. Nie zawsze tak jednak bywa i tym razem nie sprawdził się pomysł biograficznej opowieści o Sylvii Plath – znakomitej poetce, osobie zmagającej się z zaburzeniami psychicznymi, samobójczyni i jednej z ikon feminizmu.

Miałem nadzieję, że ten spektakl urzeknie mnie opowieścią o destrukcyjnym dążeniu do doskonałości. Stało się jednak inaczej… Byłem rozczarowany, znużony i znudzony. Mógłbym już nawet darować ubogą, czy raczej surową scenografię, która dla mnie jest jedynie dodatkiem do gry aktorów. Nie mogę jednak przeboleć ogólnej nędzy i słabizny tego spektaklu. Razi mnie też eksperymentalna czy poszukująca forma sztuki (pomieszanie gry na scenie z techniką telewizyjną) – co być może świadczy o tym, że jako zdeklarowany anarcho-liberał chyba już konserwatywnieję. Albo inaczej: nie zatraciłem dobrego smaku, czego ewidentnie zabrakło w spektaklu poświęconym Sylvii Plath.

JAROSŁAW HEBEL


Teatr Studio w Warszawie (PKiN) Bożena Keff, “Plath”, reż. Katarzyna Kalwat. Występują: Dominika Biernat, Daniel Dobosz, Tomasz Nosinski, Bartosz Porczyk, Halina Rasiakówna, Ewelina Żak oraz studentki i studenci Akademii Teatralnej w Warszawie.

Spektakl trwa 120 min. (bez przerwy).