Muzyka cały czas nam towarzyszyła – wywiad z Tomaszem Bregułą, synem Mirosława Breguły – lidera zespołu Universe

Fot. Piotr Oleś. Na zdjęciu Mirosław Breguła, Lidia Breguła i ich syn (udzielający wywiadu) Tomasz Breguła.

Jest jakieś wspomnienie z dzieciństwa, które szczególnie utkwiło Ci w pamięci?

– Takie związane z moim tatą? Było ich wiele. To oczywiście wspólne wyjazdy na koncerty. W latach 90. Universe występował jako duet. Jeździła z nami ciocia Beatka, siostra mojego taty. Prowadziła stoisko, przy którym można było kupić płyty i kasety zespołu, jakieś gadżety. Często z nią przy nim przesiadywałem. Byliśmy w wielu miejscach, w całej Polsce i nie tylko.

Tata miał koncerty w Stanach i w Kanadzie, gdzie grał dla Polonii. Na przełomie 1999 i 2000 roku byłem z nim w Fort Lauderdale, miejscowości obok Miami. Byliśmy też w Orlando i Chicago. To było niesamowite przeżycie. Pamiętam też wspólne wypady na rower, na boisko, oglądanie meczów w telewizji. Takich wspomnień jest wiele, ale nie wiem, czy kogokolwiek to interesuje! [śmiech]

Czy tata próbował zaszczepić w swoich synach pasję do muzyki? Nie chcieliście pójść w jego ślady?

– Kiedy dorastaliśmy, muzyka cały czas nam towarzyszyła. Na półkach leżały setki płyt. Tata wymyślił w domu wiele piosenek. Czasem przychodził do nas i grał cały utwór lub jego zalążek. Śpiewał melodię z tekstem albo bez niego – w języku improwizowanym, niby-angielskim. [śmiech]

Pasję do muzyki w nas zaszczepił, ale wolał chyba, żebyśmy nie szli w jego ślady. Nie motywował nas do grania, ale też nie zniechęcał. Dobrze wiedział, że to ciężki kawałek chleba. Mój brat chodził przez kilka lat do szkoły muzycznej i całkiem nieźle gra na fortepianie. Teraz jednak poświęca się głównie przedmiotom ścisłym, to jest jego największa pasja.

Ja też poszedłem w innym kierunku. Byłem dziennikarzem przez 10 lat, od niedawna jestem rzecznikiem prasowym, ale niewielkie doświadczenia związane z muzyką też mam. W liceum zapisałem się na warsztaty z Elżbietą Zapendowską, prowadzone w nieistniejącym już MDK-u przy ul. Dąbrowskiego w Chorzowie. Podczas nich tata po raz pierwszy usłyszał, jak śpiewam.

Był pod wrażeniem i parę razy przed śmiercią zdążył zaprosić mnie do wspólnych występów podczas koncertów Universe. Był też koncert pożegnalny, w którym wziąłem udział, ale dziś bardzo tego żałuję. Kilka razy byłem blisko rozpoczęcia na poważnie przygody z muzyką, ale z różnych przyczyn nic z tego nie wyszło. Może tak miało być?

Dlaczego żałujesz tego pożegnalnego koncertu?

– Ludzie cały czas do niego wracają lub dopiero go odkrywają, mimo upływu lat. Kiedy rozmawiam z kimś na ten temat, zwykle słyszę, że był to piękny gest, a sam występ bardzo ich poruszył. Według mnie, kiedy syn śpiewa piosenkę swojego taty pt. “Kocham cię ojcze”, to jest to granie na “niskich” emocjach. Wtedy tego nie wiedziałem, dostrzegłem to dopiero po jakimś czasie.

Był to też początek nowego etapu w historii Universe, którego tata na pewno by nie chciał. Dziś nie wziąłbym udziału w tym koncercie.

Dlaczego twój tata nie chciałby, żeby Universe nadal był aktywny?

– Po latach od debiutu tata wydał solową płytę i zaczął koncertować pod swoim nazwiskiem. Miał spore zastrzeżenia odnośnie do występów Heniek, a granie wielu piosenek, których oczekiwali fani na każdym koncercie, przestało mu sprawiać radość. Był tym zmęczony. Chciał zakończyć rozdział pod tytułem “Universe”, ale publiczność wolała stare hity, kojarzyła nazwę zespołu. Nie udało mu się zrealizować tego marzenia.

Dzisiaj koncerty zespołu to groteskowe spektakle, które podobno mają być hołdem dla Mirka Breguły. Cieszy mnie jedynie to, że tata nie musi ich oglądać. Dzisiejszy Universe to przeciwieństwo tego, kim był Mirek Breguła. Pozostały tylko te same piosenki, ale pozbawione czegoś, co czyniło je wyjątkowymi.

Utwory Universe bez wątpienia nie są komercyjne. Każdy utwór, mam wrażenie, niesie osobiste przesłanie autora. Gdzie powstawały? Czy Mirek Breguła pisał i komponował tylko w zaciszu domowym, czy wybierał też jakieś odosobnione miejsce do pracy?

– Uważam, że wiele piosenek Universe ma ogromny potencjał komercyjny! [śmiech] Tata stworzył i zaaranżował większość utworów zespołu. To samo dotyczy tekstów, które rzeczywiście są bardzo osobiste. Oczywiście wymyślał też takie utwory, które nie bardzo nadają się do radia, ale wiele jego piosenek, takich jak “To był maj” czy “Wołanie przez ciszę”, to były kiedyś prawdziwe hity!

Jeśli chodzi natomiast o miejsce komponowania, to tak jak już wcześniej mówiłem, wiele jego piosenek powstało w domowym zaciszu. Przesiadywał w komórce, w której były notesy, dyktafon i kasety z jego pomysłami. Czasem zamykał się na kilka godzin, palił papierosa za papierosem i komponował. Wychodził z gotową piosenką lub jej “szkicem”.

Jak to jest być synem sławnego ojca? Czy trudniej było wspinać się po szczeblach własnej kariery zawodowej czy wręcz przeciwnie?

– To trudne pytanie. Przede wszystkim nie zrobiłem wielkiej kariery! [śmiech] Czasami osoby, z którymi pracuję, nie wiedzą kim był Mirek Breguła, nie znają zespołu Universe. Dowiadują się po jakimś czasie, często przez przypadek. Pewnie niektórzy ludzie, z którymi pracowałem, do dziś nie mają o wszystkim pojęcia! Kiedy pisałem w “Dzienniku Zachodnim”, dopiero po kilku miesiącach ktoś zorientował się, że mogę być z nim spokrewniony. Nie wiem, czy to, że jestem synem Mirka Breguły, miało jakieś znaczenie w mojej pracy.

A w zwykłym, codziennym życiu?

– Różnie z tym bywa. Czasem wynikają z tego powodu zabawne sytuacje. Kiedyś rozmawiałem z dyrektorem jednej z instytucji w Chorzowie. W pewnym momencie powiedział: “Czy pan nie jest przypadkiem rodziną…” i zawiesił głos. Po kilku sekundach odpowiedziałem: “Tak, jestem synem Mirka Breguły”, ale okazało się, że chodziło mu o zupełnie innego Bregułę! Musiał sobie przypomnieć, że był taki zespół, a tata był jego liderem.

Z drugiej strony czasem w ogóle nie jest miło, zabawnie. Ludzie podchodzą do mnie na ulicy i mówią różne, przykre rzeczy – z premedytacją lub nie. Dostałem też wiele nieprzyjemnych wiadomości e-mail i na Messengera. Na co dzień zupełnie nie myślę o tym, że jestem synem Mirka Breguły. Ktoś przypomina mi o tym raz na jakiś czas, ale dzieje się to już zdecydowanie rzadziej, niż jeszcze kilka, kilkanaście lat temu.

Czy częste nieobecności taty w domu (z uwagi chociażby na liczne trasy koncertowe) miały wpływ na Twoje relacje z nim?

– Raczej nie. Tata nie był artystą, który wyjeżdżał w trasy trwające wiele miesięcy. Oczywiście bywało tak, że nie było go w domu przez kilka tygodni, ale od dziecka byłem do tego przyzwyczajony. Kiedy tylko mógł, poświęcał nam czas.

Jaki jest Twój ulubiony utwór Universe?

– Nie jestem pewien. Słuchanie piosenek taty, jego głosu, nadal jest dla mnie trudne. Prawie tego nie robię od jego śmierci. Zdarza się to zwykle podczas różnych wydarzeń poświęconych jego twórczości lub przez przypadek, na ulicy, w jakimś lokalu, w pracy. Spróbuję odpowiedzieć, chociaż tak naprawdę musiałbym do nich wrócić, gusta się zmieniają.

Moją ulubioną płytą zawsze były “Latawce”. Wątpię, żeby tutaj coś się zmieniło. Jeśli chodzi o pojedyncze utwory, to kiedyś bardzo podobały mi się “Kusi mnie grzech”, “Muszę ją zabić” i “Znowu tańczy wiatr”. Z tych bardziej popularnych, będzie to pewnie “To był maj”. Jedną jedyną trudno by mi było wybrać, nawet gdybym dobrze je pamiętał.

Koncert Universe, który szczególnie utkwił Ci w pamięci?

– Pamiętam, że kiedy byłem mały, podczas jednego z koncertów siedziałem na takim zydelku, za kolumnami nagłośnieniowymi. W przerwie między piosenkami tata powiedział, że zaprasza mnie na scenę. Wahałem się długo, bardzo długo i rzeczywiście na nią wszedłem, ale po kilkunastu minutach. To podobno rozbawiło tatę. Utkwiło mi to w pamięci, ale możliwe, że coś w tej historii pomieszałem.

Jakiej muzyki słuchasz najczęściej? Czy tata “zaraził” Cię sympatią do zespołu The Beatles i Johna Lennona?

– Tak, oczywiście, uwielbiam The Beatles! Co jakiś czas do nich wracam, szczególnie do płyty “Abbey Road”. Moim ulubionym beatlesem jest jednak Paul McCartney. Byłem na jego koncercie kilka lat temu, to były bardzo wzruszające chwile. Czego słucham najczęściej? Przeróżnej muzyki. Takimi najważniejszymi wykonawcami, zespołami, są dla mnie Radiohead, Pink Floyd, The Beatles, Björk i Tomasz Stańko.

Kto w domu był bardziej pobłażliwy? Mama czy tata? Czy Mirek Breguła był wymagającym ojcem?

– Tata bardzo rzadko podnosił na mnie głos. Nie zmuszał mnie też do niczego. Chciał, żebym był szczęśliwy, znalazł własną drogę, rozwijał się w tych kierunkach, które mnie interesują. Nie oznacza to, że pozwalał wchodzić sobie na głowę. Jeśli ktoś miał być tym “złym policjantem”, to częściej była nim mama. [śmiech]

A co z tą grą na instrumentach? Próbował Was czegoś nauczyć?

– Tak, był taki moment, że chciałem się nauczyć grać na gitarze. Tata rozpisał mi wtedy na kartce tabulaturę z akordami. Do dzisiaj leży u mnie w domu, w jakimś pudełku z pamiątkami. Wtedy nie miałem motywacji do ćwiczeń. Zapał przyszedł kilka lat później, dopiero po jego śmierci. Miałem 19 lat. Nie jestem dobrym gitarzystą, ale podobno mam zmysł do pisania piosenek. Mam ich dość sporo i wkrótce chciałbym się nimi pochwalić.

Jeśli chodzi o brata, to tata raczej nie uczył go na niczym grać. To były bardziej zabawy z gitarą, tak jak w moim przypadku, kiedy byłem mały. Wydawanie z niej różnych, nietypowych dźwięków, zabawa w chowanego z wchodzeniem do futerału – tego typu historie.

Czy podzieliłbyś się jeszcze jakąś ciekawą historią [nie publikowaną wcześniej], związaną z tatą bądź zespołem Universe?

– Myślę, że podczas naszej rozmowy opowiedziałem ich całkiem sporo! [śmiech] W tej chwili nie przychodzi mi już nic do głowy, chociaż pewnie znalazłoby się ich jeszcze kilka.

Czy jesteś spełnionym człowiekiem?

– Jestem za młody, żeby odpowiedzieć na to pytanie! Niedawno skończyłem 33 lata. To jeszcze nie czas na jakiekolwiek podsumowania. Chciałbym spróbować jeszcze wielu rzeczy. Możliwe, że za kilka lat będę się zajmować czymś zupełnie innym, niż teraz. Możesz mi zadać to pytanie za kolejne 33 lata! [śmiech]

Rozmawiała:
ROKSANA MAKSYSZ