HEBEL: Znakomite eseje o Bałkanach

Miałem okazję i wielką przyjemność być na jednym roku studiów z autorem książki “A(na)lfabet Bałkańskiego (U)czucia”, którą – powiem krótko – świetnie się czyta. Chyba mogę napisać, że Radek – bo od prawie 30 lat jesteśmy na “ty” – powinien był próbować wydać ją w jakimś renomowanym wydawnictwie. Uważam, że miał na to wielką szansę! Zdecydował się jednak na inne rozwiązanie, co ma taką oto zaletę, że w ogóle ta publikacja ujrzała światło dzienne.

Nie da się ukryć, że autor tego zbioru esejów ma ogromną wiedzę na temat Bałkanów – historii, kultury czy obyczajowości tego regionu naszego kontynentu. Mam wrażenie, że jego spostrzeżenia niekiedy są podszyte “czeskim humorem”, jaki czytelnik odnajdzie w twórczości Jaroslava Haška. Można w nich również doszukiwać się zmysłu obserwacyjnego, tak bardzo bliskiego Bohumilowi Hrabalowi, np. uwidocznionego w filmie zrealizowanym przez Jiříego Menzla pt. “Skowronki na uwięzi”. Wydanej przez Zenderowskiego książce dodaje to tylko dodatkowego smaku.

Już we wstępie tej książki autor wyraźnie podkreślił, że Bałkany są jak narkotyk, alkohol lub tytoń dla człowieka uzależnionego. Jego wyprawy w ten rejon Europy to próba autoterapii i zrozumienia – jak sam napisał – “[…] świata pełnego obskurnych i podupadających dworców kolejowych, Cyganów w kolorowych strojach, uśmiechniętych dzieci bez zębów, bazarów, na których sprzedaje się mięso w temperaturze 40 stopni Celsjusza w towarzystwie much wielkości wróbli, starych ludzi żyjących mentalnie w byłej Jugosławii”. Autor w sposób naukowy usystematyzował tematy poruszane w swojej książce i np. w formie tła, nieomal w pigułce, bardzo zręcznie i syntetycznie przybliżył historię bałkańskich narodów. Napisał on jednak również o Budapeszcie jako “bałkańskiej bramie”, Węgrach z podkręcanymi wąsami czy o innych nacjach, ich fobiach i umiłowaniach. Z zainteresowaniem czytałem o alkoholikach, taksówkarzach, pasterzach, bałkańskich fryzjerach czy sprzedawcach tandetnych pamiątek. Jedyne, co mnie przeraziło, to przedmiotowy sposób, w jaki są traktowane bałkańskie kobiety. Autor twierdzi, że “Na Bałkanach chyba nie ma prawdziwej miłości. Jest tylko zorganizowana przez klany i zaakceptowana przez państwo prostytucja, polegająca na wyprzedaży osobniczki płci żeńskiej zamożnym osobnikom płci męskiej”. Aż nie chce się wierzyć, że to dzieje się na naszym kontynencie w naszych czasach.

W książce tej Zenderowski sporo miejsca poświęca krajom, które powstały po upadku byłej Jugosławii (Macedonii, Bośni i Hercegowinie, Serbii, Chorwacji). Odczuwam pewien niedosyt po przeczytaniu tekstów poświęconych Bułgarii, krajowi z dostępem do przepięknego Morza Czarnego. Jest to jednak święte prawo autora, który akurat sam napisał, że Rumunia stała się częścią jego tożsamości: “[…] myślenia, odczuwania, sposobu parkowania samochodu, chodzenia po chodnikach i noszenia kapelusza od wielkiej okazji. Zakochałem się w tych ich malowanych olejną farbą krawężnikach, dworcach kolejowych z poczekalniami, cygańskich pałacach, bezpańskich psach”.

Książkę Radosława Zenderowskiego przeczytałem z wielkim zaciekawieniem i nie ukrywam, że najlepiej czytało mi się te jej fragmenty, w których dochodzi do głosu zmysł obserwacyjny autora. W książce tej ujawnia się jego eseistyczne zacięcie, uwidoczniają się również jego naukowe fascynacje w spojrzeniu na Bałkany. Mnie szczególnie ujął fragment poświęcony starym mieszkańcom Bałkanów, o których Radosław Zenderowski napisał, że “Siadają na przydomowych ławeczkach, murkach, schodach i w innych miejscach, i chłoną całym sobą ciepło słoneczne, spełniając jakby funkcje kolektorów słonecznych, paneli fotowoltaicznych”. Podobnie jak i fragment poświęcony bezpańskim rumuńskim psom, w którym możemy przeczytać, że “Nigdzie poza Rumunią nie widziałem tylu wolnych i szczęśliwych psów. Całe psie watahy, gęstniejące w okolicach przejść granicznych, stacji benzynowych i w miastach na obrzeżach targowisk”.

Na marginesie mogę dodać, że w 2001 roku wybrałem się z autorem tej książki i kilkoma innymi osobami do Bułgarii. Nie obyło się bez przygód – deportacji z pociągu relacji Warszawa–Budapeszt, podróży rumuńskimi pociągami z zardzewiałymi kiblami czy nocowania na dworcach. Jednak wówczas pokochałem przepiękne Morze Czarne, które mam nadzieję jeszcze kiedyś zobaczyć także od strony ukraińskiej. Co by nie mówić, bardzo zachęciły mnie do tego słowa napisane przez Radosława Zenderowskiego – np. te na temat Odessy, którą “uwielbia za jej wieloetniczny i wielokulturowy pejzaż”. Jednak pierwsze skojarzenie, jakie można mieć z Bałkanami, to oczywiście rakija czy zrujnowane i odpychające swoją estetyką ubikacje, a więc “[…] miejsca, o których wszyscy normalni ludzie starają się zapomnieć, złożywszy tam choćby jedną wizytę”.

Autor już we wstępie swojej książki przeprasza czytelnika za to, że ją napisał. Prawda jednak tak wygląda, że czytelnik powinien mu podziękować, że miał możliwość obcować z tak wysokiej klasy literaturą. No chyba że to, co o swoim pisaniu stwierdził Radosław Zenderowski, tak naprawdę jest zabiegiem czysto retorycznym. Książka ta składa się z krótkich tekstów, zresztą – dodajmy – bardzo sprawnie napisanych, czyta się ją więc szybko (zdecydowanie za szybko!) i bardzo przyjemnie. Należy się zgodzić z autorem, że nie sposób zrozumieć Bałkany, które są “Ziemią błogosławioną i przeklętą zarazem. Nie ma w tym żadnej logiki”. Dlaczego? Bo logika i Bałkany wykluczają się wzajemnie. Kto wie, czy właśnie dlatego tak bardzo nie przyciągają każdego, kto chociaż raz postawił nogę na bałkańskiej ziemi.

Zbiór krótkich esejów Radosława Zenderowskiego to pozycja obowiązkowa nie tylko dla tych, którzy wybierają się w podróż po Bałkanach. Jest to bowiem książka, która powinna znaleźć miejsce na honorowym miejscu na półce z książkami miłośników tego regionu naszego kontynentu, w który symbolicznie wpisują się takie miasta, jak np. Sofia, Bukareszt czy Belgrad. 

JAROSŁAW HEBEL


Radosław Zenderowski, “A(na)lfabet Bałkańskiego (U)czucia”, Cieszyn 2023.