CHUDZIO: Historia kołem się toczy

Ze współcześnie tworzonymi sagami, zwłaszcza tymi, na premierę których musimy chwilę poczekać, sprawa ma się trochę jak z nowym sezonem ukochanego serialu. Wyczekujemy ich i odliczamy dni do kolejnego spotkania z bohaterami, a jednocześnie nosimy nutkę niepokoju, czy kolejny tom dorówna poprzednim i nie rozczaruje.

“Synowie wojny” Jagny Rolskiej nie tylko nie przynoszą zawodu, ale są w moim mniemaniu najmocniejszą pozycją całego cyklu. Wciągają jak “Gra o tron”, trzymają w napięciu jak “Chirurdzy”, emocjonują jak “Bridgertonowie” i wzruszają jak “Przyjaciele”.

Książka jest ostatnią częścią trylogii “Czas niepokoju”. Ukazała się na początku tego roku nakładem wydawnictwa “Prószyński i Spółka”. Okładka, spójna z poprzednimi z tego cyklu, przedstawia kobietę idącą ulicą zrujnowanej Warszawy. Intryguje, przyciąga wzrok i zachęca do lektury. “Synów wojny” można czytać jako odrębną całość, jednak ze względu na liczne analogie i odniesienia do poprzednich części  warto sięgnąć najpierw po “Córki stolicy” i “Dzieci fortuny”. Ostatni tom trylogii jest dla mnie niczym wisienka na torcie, pięknie dopełniająca całość.

Akcja książki zaczyna się we wrześniu 1939 roku, kiedy oddziały niemieckie wkraczają do Warszawy. Od razu dowiadujemy się, w jakim momencie życia znajdują się główni bohaterowie. Helena chroni się z Manią i innymi lokatorami w piwnicy podczas nalotów, Michał Gutman robi co może w zbombardowanym szpitalu, a po Poldku zaginął słuch. Apoloniusz Malinowski wraz ze swoim majstrem usiłują się odnaleźć w wojennej rzeczywistości, obserwując i komentując przemarsz niemieckich oddziałów przez Nowy Świat, a January Melner poluje na gazele, które uciekły z ZOO. W ten sposób zawiązana akcja po prostu każe czytelnikowi przewracać kolejne strony i chociaż każdy z nas wie, jaki naprawdę był finał tej historii, to jednocześnie bardzo chce sprawdzić, w jaki sposób skończyła się ona dla bohaterów trylogii.

Przyznam, że rzadko mi się zdarza, żeby ostatni tom ulubionego cyklu uznać za ten najmocniejszy. Czy to za sprawą tła historycznego, które już samo w sobie budzi niemałe emocje, czy może autorka w tej części jest już na tyle pewna świata, który stworzyła – książka niejako czyta się sama. Kolejne strony przewraca się szybko i lekko, choć za sprawą dramatycznych wydarzeń dyktowanych wojną nie zawsze przyjemnie.

Autorka po raz kolejny w bardzo zręczny sposób umiejscawia nas w samym sercu Warszawy, tyle że tym razem jest to stolica w rozpaczy, poraniona i w gruzach. Podobnie do poprzednich części, otrzymujemy tu zaskakującą mnogość topograficznych szczegółów i bardzo realistyczne opisy, dzięki którym możemy poczuć grozę mieszkańców bombardowanego miasta.

Nie wiem, czy to był celowy zamysł autorki, ale podczas lektury nie mogłam uwolnić się od myśli, że historia lubi się powtarzać. Dramat mieszkańców stolicy z czasów drugiej wojny nakładał mi się w głowie na to, co przeżywają obecnie mieszkańcy ukraińskich miast. Chociaż “Synowie wojny” nie są ciężkim dramatem historycznym, ale raczej lekką obyczajówką, skłaniają do refleksji na temat władzy, wojny i sztucznych podziałów, jakie sami między sobą tworzymy przez propagandę.

W książce fakty historyczne po mistrzowsku splatają się z fikcją. Bohaterowie spotykają na swej drodze postaci zapisane na kartach historii, wstępują do organizacji takich jak Muszkieterzy czy Szare Szeregi i sprawnie przemieszczają się ulicami stolicy. Widać, że autorka ma rozległą wiedzę historyczną i rzetelnie przygotowała się do napisania tej części cyklu.

Kto po przeczytaniu pierwszego tomu czekał cierpliwie na rozwiązanie rodzinnej tajemnicy, na którą natrafiła wnuczka Apoloniusza Malinowskiego przy okazji pisania pracy zaliczeniowej, nie zawiedzie się. W “Synach wojny” cała zagadka się wyjaśnia i o ile podczas lektury “Córek stolicy” nie byłam do tego współczesnego wątku przekonana, po przeczytaniu trzeciego tomu uważam, że bardzo zgrabnie spina całość.

Jeśli miałabym się doszukiwać słabszych stron w tej historii, wskazałabym na momentami nie do końca naturalne dialogi, zbytnią egzaltację w wątkach miłosnych i naiwność w relacjach głównych bohaterów. Jak dla mnie w książce mogłoby w ogóle nie być scen miłosnych, bo nie pasują mi do stylu całości i do ciekawie nakreślonej historycznie fabuły.

“Zakradli się na ostatnie piętro kamienicy. Roztaczał się z niego widok na zachodnią część Warszawy. Letnie słońce oświetlało pokaleczone budynki śródmieścia, a ptaki, nic sobie nie robiąc z ludzkich spraw, uwijały się z ćwierkaniem w koronach drzew. Dalej rozpościerało się morze ruin”. Czytając takie opisy jak ten, nie umiałam oprzeć się wrażeniu, że autorka, pisząc tę książkę, złożyła jednocześnie hołd tamtej Warszawie i wszystkim ludziom, którzy z oddaniem o nią walczyli. Moim zdaniem przez wiele opisów prześwituje uczucie, jakim Jagna Rolska darzy stolicę. Mam nadzieję, że nie bardzo się mylę.

Dzięki tej lekturze z czułością myślę o Warszawie z czasów okupacji i o wszystkich jej mieszkańcach z tamtego okresu. Z niepokojem obserwuję to, co dzieje się teraz na świecie i mam nadzieję, że czas niepokoju pozostanie wyłącznie tytułem na okładkach książek Jagny Rolskiej. “Synów wojny” dołączam do kanonu ulubionych lektur o tematyce wojennej, bo pokazują, że nawet lekka powieść obyczajowa może dotyczyć trudnych i ważnych tematów.

JOANNA CHUDZIO


Jagna Rolska, “Synowie wojny”, Prószyński Media, Warszawa 2023.