HEBEL: Oczami Czechowa i Jandy

Fot. Krzysztof Bieliński. Na zdjęciu Grażyna Barszczewska w roli Lubow Raniewskiej i Szymon Kuśmider jako Jermołaj Łopachin w spektaklu “Wiśniowy sad” w Teatrze Polskim w Warszawie w reż. Krystyny Jandy.

Muszę przyznać, że udał się Krystynie Jandzie “Wiśniowy sad” w Teatrze Polskim w Warszawie. W trakcie spektaklu czujemy się tak, jak byśmy oglądali klatki porządnie zrealizowanego filmu. Jest to reżyseria najwyższej klasy, gdzie aktorzy grają naprawdę świetnie, dając z siebie wszystko i umiejąc przy tym zawładnąć sercami publiczności. Przez nieco ponad dwie godziny oczami Antoniego Czechowa zaglądamy pod strzechy XIX-wiecznej rosyjskiej prowincji. Widzimy świat trochę jakby zaczarowany, ale… z pełną gamą postaci. Mnie osobiście najbardziej uwiodła bardzo wytworna gra Grażyny Barszczewskiej w roli Lubow Raniewskiej. No bo przecież to, co na scenie zaprezentował Szymon Kuśmider jako Jermołaj Łopachin, to już jest po prostu majstersztyk.

“Wiśniowy sad” to ostatnia sztuka teatralna Czechowa, a tematem tego utworu jest degradacja rosyjskiej szlachty. Choć sam Czechow uważał, że utwór jest komedią, a w pewnych momentach wręcz farsą, wystawiany był jako melodramat, nawet wbrew zamysłom i protestom autora. Może być ciekawostką, że spór ten wystąpił już podczas pierwszego wystawienia sztuki. Konstantin Stanisławski upierał się, żeby przedstawić ją w tonacji tragicznej. Czechow był temu tak przeciwny, że nie chciał pojawić się na premierze. Ostatecznie został jednak namówiony i publiczność mogła zobaczyć autora dramatu dopiero na początku drugiego aktu.

W swoim dziele Czechow opowiada historię wdowy Raniewskiej, jej brata Gajewa i ich najbliższego otoczenia. Wiemy, że Raniewska po śmierci syna wyjechała za granicę z kochankiem, który ją porzucił i okradł. Obecnie wraz z córką Anią wraca do rodzinnego majątku, w którym rezyduje Gajew. Posiadłość jest jednak zadłużona, a jedyny sposób na wyjście z długów, to rozparcelowanie przylegającego do dworu starego wiśniowego sadu i sprzedanie go na działki budowlane. Ponieważ Raniewska nie zgadza się na to, majątek i sad zostają zlicytowane. Nowym właścicielem zostaje Łopachin, syn pańszczyźnianego chłopa, którego kiedyś nie wpuszczano na pokoje. Utwór kończy się tym, że wszyscy opuszczają dwór. Raniewska powraca do Paryża wezwana przez chorego kochanka, a na miejscu pozostaje tylko Firs, wierny sługa, o którym wszyscy zapomnieli. Wśród powszechnego poczucia klęski tylko Ania i Trofimow nie tracą nadziei, gdyż zamierzają poświęcić się nauce i zdobyć zawód.

Spektakl wyreżyserowany przez Jandę i wystawiany w Teatrze Polskim w Warszawie wciąga od pierwszej do ostatniej minuty. Jest w nim wszystko, co najlepsze moglibyśmy zobaczyć na teatralnej scenie: znakomita reżyseria, wspaniała gra aktorów, mądry przekaz i urzekająca scenografia. Jest również muzyka, która wpadła do mojego serca, na żywo w wykonaniu “żydowskiej kapeli”. Taki teatr kocham i za takim teatrem tęsknię, w którym mogę podziwiać grę znakomitych aktorów. Powiem nawet, że tak naprawdę ten spektakl to mistrzowska pochwała tradycji w przedstawieniu klasycznego tekstu, co współcześnie niestety coraz trudniej zobaczyć na teatralnej scenie.

To prawda, że Czechow w interpretacji Krystyny Jandy – jak napisał Sławomir Szczurek na stronie “Nowej Siły Krytycznej” – “[…] zostaje wspaniale wypełniony po brzegi samotnymi bohaterami, którzy próbują poskładać swój świat ze strzępów”. Warto dodać, że wnętrza posiadłości Raniewskiej zadziwiają, a wręcz imponująca przestrzeń sprzyja dosłownie “ganianiu się po domu”. Scenografia autorstwa Maciej Preyera oddaje ducha dramatu, bowiem wyczarował on prawdziwy wiśniowy sad z piękną rezydencją, której okna wychodzą na ukwiecone wiśnie. Tak więc pod kątem wizualnym przedstawienie na pewno prezentuje się wspaniale. Mógłbym powiedzieć więcej – nie wyobrażam sobie innej oprawy scenograficznej dla tej opowieści Czechowa.

Krystyna Janda w swoim spektaklu przychylnym okiem spogląda i portretuje każdego z bohaterów “Wiśniowego sadu”, a szczególnie cudownie ukazuje kobiece bohaterki tego dramatu. Wykazuje zrozumienie dla położenia każdej postaci dzieła Czechowa i nie każe nam obwiniać żadnej z nich. Nawet daje im przestrzeń do błądzenia, odnajdywania, wygłaszania swoich prawd i przekonań. Z niezwykłą czułością spogląda na Raniewską jako na kobietę zdradzoną przez mężczyznę, oszukaną, tęskniącą za nim i żywo dotkniętą, gdy otrzymuje informacje o jego chorobie. Z podobną wrażliwością przybliża nam również Łopachina, który uczciwie uprzedzał o konieczności sprzedaży wiśniowego sadu. Trzeba więc koniecznie powiedzieć, że jest to bardzo spójne przedstawienie, które udanie portretuje czasy, w którym rozgrywa się akcja spektaklu, a jednocześnie inscenizacja tchnie duchem współczesności.

Mówiąc krótko, tekst Czechowa jest o stracie rodzinnego domu, ale w gruncie rzeczy chodzi tu także o bolesny koniec złudzeń, porzucone nadzieje i kres pewnej epoki. To wszystko można zobaczyć w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Jandę. Miałem wrażenie, że poprzez mikroskalę można w tym spektaklu odczytać metaforycznie zakodowany tragiczny los Rosji. Nawet jeżeli taki odbiór jest nadinterpretacją z mojej strony, to nie zmienia to faktu, że “Wiśniowy sad” wystawiany w Teatrze Polskim jest widowiskiem efektownym i bardzo sprawnym inscenizacyjnie.

Co do gry aktorów – trzeba przyznać, że Dorota Landowska wiarygodnie kreuje postać ciągle podenerwowanej Warii, a w ostatnich scenach przedstawienia wzrusza Krzysztof Kumor w roli Firsa. Powiedziałbym, że stylowy jest Gajew Jerzego Schejbala. Inni zaś, jak Krucz czy Ostrouch, zręcznie przechodzą od groteski do tragiczności. No i – Szymon Kuśmider tworzy sugestywną kreację Łopachina. Wręcz cudownie wypadła Dorota Bzdyla w roli młodziutkiej Ani. Zagrała w sposób nieprzesłodzony i bardzo dojrzale, a przy tym stworzyła świetny duet z Krystianem Modzelewskim, który z kolei ciekawie wypadł w świetnej kreacji wiecznie deklamującego Trofimowa.

Powiem więc, że w “Wiśniowym sadzie” w Teatrze Polskim właściwie nie ma nietrafionych ról. Zarówno Grażyna Barszczewska w roli Raniewskiej, Anna Cieślak jako Duniasza, Dorota Landowska jako Waria czy Joanna Trzepiecińska jako Szarlota kreują na scenie czechowowskie postaci z krwi i kości. Z całą pewnością jest to najpiękniejsze przedstawienie, jakie ostatnio widziałem.

JAROSŁAW HEBEL


Teatr Polski w Warszawie (Duża Scena) – Antoni Czechow, “Wiśniowy sad” (przekł. Jerzy Jarocki). Reżyseria – Krystyna Janda. Scenografia – Maciej Preyer. Występują: Grażyna Barszczewska, Dorota Bzdyla, Dorota Landowska, Jerzy Schejbal, Szymon Kuśmider, Krystian Modzelewski, Antoni Ostrouch, Joanna Trzepiecińska, Paweł Krucz, Anna Cieślak, Krzysztof Kumor, Tomasz Błasiak i inni.
Spektakl trwa: 2 godz. i 30 min. (w tym jedna przerwa).