Czas na poezję: PAULA NIKORET

Toast
Wznieśmy toast za nasze słabości
za młodości błędy urody
za wady nasze zalety
uzależnienia
błahe podniety
Za marzenia spełnione i uśpione
wygórowane oczekiwania
prośby naiwne
roszczenia
skryte pragnienia
Za wszystko co się nam przytrafiło
każdego uczciwego człowieka
i nawet za szuje
zdrajców
niebios wygnańców
Uczcijmy dziś każdą jedną chwilę
czas zmarnowany owocny
wszak nie wie nikt
ileż to jeszcze
nam tutaj zostało
Twierdza
Zamknięty krąg
sekretami owiany
a dom jej tak spokojny
tu nie ma miejsca na batalie
tutaj się spożywa niedzielne obiady
Nie wróci już tam
gdzie stres wykańcza
gdzie ciągły szczurów wyścig
radość człowiekowi odbierający
a wszyscy względem siebie wilkiem
Wreszcie jej ciepło
bezpiecznie przytulnie
w gardle nie dusi na dzień dobry
i nie jest to leniwa strefa komfortu
a trzeźwy wybór człowieka dojrzałego
Lisy
Nie ufam tym co za mamoną po trupach
wciąż pędzą
Co gdzieś wartości zatracili w drodze po
zachcianki
Tym którzy innych skrzywdzili dla zysków
osiągnięcia
I dobre serca podstępnie wykorzystali by
tylko zabłysnąć
Nie podziwiam tych co wszystko powyższe
czynili
A teraz świętych udają i publicznie składają
ręce
Wcześniej nimi przed twarzą wymachując
bezczelnie
Po fakcie je rozkładają twierdząc że nic się
nie stało
Nie nabiorę się na piękne słowa i intencje
fałszywe
Choćby mnie chcieli drogimi obietnicami
przekupić
Kto wie czy darowany diament imitacją się
nie okaże
Bo lepiej już z prawym zgubić niż znaleźć coś
z cymbałem
Biała sukienka
Przed oczami mam białą sukienkę
moją ulubioną niedzielną sutannę
z czasów gdy jeszcze tak niewinną byłam
z głową podniesioną dumnie ją nosiłam
W mojej najlepszej białej sukience
w brudny zepsuty świat wkroczyłam
splamiłam w niej po drodze rodzime ideały
niczym w kopalni węgla zabrudziłam
Dawno już wyrosłam z tamtej sukni
obfitej dziś w różnokolorowe plamy
i tylko czasami przed lustrem sprawdzam
czy jeszcze do wyrazu twarzy pasuje
ile z niej zostało
Fanaberia
Mogę tak godzinami
wpatrywać się w obraz martwej natury
potrafię tak bez końca
zanurzyć się w barwach blasku nicości
Tępy zawieszony wzrok
przebija każdy jeden piksel palety kolorów
a usta me bez ruchu
nie pragną zbliżenia z tacą zgniłych jabłek
I nie przeraża mnie wcale
chwilowy stan błogiej pustej bezczynności
po której następuje powrót
powrót do stanu poprzedniego używalności
Przecież to tylko chwilowe
nie zaś permanentne wyłączenie z życia
taka moja odskocznia
osobista fanaberia zwykły kobiecy kaprys
zaraz wracam