HEBEL: Życie według Himilsbacha

Fot. Renata Pajchel. Jan Himilsbach (1972). Domena publiczna.

Dokładnie w 70. rocznicę odzyskania niepodległości zmarł Jan Himilsbach (1931-1988), który spoczywa na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie (kwatera E-VI-3, rząd 10, miejsce 7) na Wólce Węglowej. W tym roku minęła 34.  rocznica śmierci tego dość charakterystycznego aktora. Widzowie pamiętają go z tak kultowych filmów jak “Rejs” (1970) w reż. Marka Piwowskiego czy “Wniebowzięci” (1973) w reż. Andrzeja Kondratiuka.

W świecie filmowym Himilsbach tworzył nierozłączny tandem ze Zdzisławem Maklakiewiczem, z którym łączyła go też wielka pozaekranowa przyjaźń. Jako “naturszczyk” był aktorem na tyle charakterystycznym, że potrafił zwrócić na siebie uwagę również drugoplanowymi rolami, czy też tak niewielkimi epizodami, które w wykonaniu kogokolwiek innego odeszłyby w zapomnienie. Dla mnie jedną z nich była np. rola kanalarza Kieliszka, szefa, kolegi z pracy i przyjaciela tytułowego Jana Serce. Niezapomniana pozostanie też scena z Himilsbachem, który w “Brunecie wieczorową porą”  (1976) usiłował sprzedać właścicielowi warsztatu migacz samochodowy.

Jan Himilsbach (z zawodu kamieniarz) był jednak nie tylko aktorem – amatorem, ale także utalentowanym pisarzem. Jest autorem m.in. kultowego zbioru opowiadań “Monidło”, w którym z charakterystycznym humorem i w niepowtarzalnym klimacie sportretował środowisko wielkomiejskiego marginesu, jego obyczaje, postawy wobec życia oraz język typowy dla przedstawicieli nizin społecznych. Podczas gdy Maklakiewicz nade wszystko podziwiał legendarnego aktora, za jakiego już wtedy uchodził Zbyszek Cybulski, wielkim idolem Jana Himilsbacha był Marek Hłasko. Nie jest tajemnicą, że popularny “pan Janek” prezentował wielki dystans do siebie i otaczającego go świata, na przykład zapisaną w jego oficjalnej metryce dzienną datę urodzin – 31 listopada – komentując słowami: “Jeden dzień w tą, jeden dzień w tamtą, co za różnica”. Widzowie mogli podziwiać w jednej z krótkich scen serialu “Polskie drogi” (1977) mistrzowskie wyśmianie przez niego Hitlera, kiedy do okupacyjnego zakładu fotograficznego wszedł grany przez Himilsbacha ojciec chrzestny z niewielką rodzinką i niemowlęciem. Gdy fotograf zapytał o płeć niemowlaka, wzburzony mężczyzna odpowiedział: “Panie, pan chyba do szkoły nie chodził. Przecież widać, że chłop. Władysław się nazywa. Tak jak ten z Francji, który leje Szkopów, rozumiesz pan? Tamten leje tam. Ten leje tutaj na nich. To jest patriotyczne dziecko. […] A jak się miał nazywać? Adolf? Żeby się zesrał ze strachu?”.

To Himilsbach wprowadzał do swojego organizmu “bajkowy nastrój”, pijąc piwo na środku Marszałkowskiej w Warszawie. O tym legendarnym aktorze i pisarzu krąży wiele ciekawych i koloryzujących go anegdot. Jedna z nich doskonale opisuje stan przyjacielskiej zażyłości, jaka łączyła go z równie legendarnym Maklakiewiczem. O ile mnie pamięć nie myli, w jednym z filmów dokumentalnych opowiadał ją reżyser Janusz Zaorski: “Dwa dni po pogrzebie Maklaka (Zdzisława Maklakiewicza) Himilsbach zadzwonił do jego matki. – Zdzisiek jest? – pyta zachrypniętym głosem. – Ależ panie Janku – dziwi się matka – przecież pan wie, że Zdzisiek umarł. – Wiem, k…a, ale się w to wierzyć nie chce. Bardzo panią przepraszam”.

Nasz “pan Janek” i Maklakiewicz tworzyli wprost mistrzowski tandem, jakich już raczej nie spotyka się w polskim kinie. Trzeba by obejrzeć “Wniebowziętych”, żeby zobaczyć krótki, jakkolwiek życiowo treściwy dialog pomiędzy Himilsbachem a Maklakiewiczem. Panowie leżą już w swoich łóżkach, palą papierosy i rozmawiają o kobietach. W końcu odzywa się Himilsbach: “Tylu fajnych chłopaków zmarnowało się przez kobiety”. Maklakiewicz potakuje mu: “Yhmm… Ani okupacja, ani inne historie nie dały mi tak…, jak te dwie moje żony”. Identyczną kwestię dużo później podjął Władysław Pasikowski w “Psach”, ale już w sposób nieco wulgarny i bardziej zbrutalizowany.

Myśląc o Himilsbachu, widzę go siedzącego z papierosem w kultowej Kameralnej, w czasach PRL-u modnej knajpie artystycznej bohemy, pijącego wódkę i próbującego złapać odrobinę sensu w otaczającym nas bezsensie świata. O swoim życiu w filmie “Jan według Himilsbacha” mówił wprost: “Młodość przehulałem, a resztę zostawiłem sobie na czarną godzinę”.  O Himilsbachu zrealizowano kilka filmów dokumentalnych: “Bez pieniędzy, czyli 24 godziny z życia Jana Himilsbacha” (1984), “Himilsbach. Prawdy, bujdy, czarne dziury” (2002) czy “Jan według Himilsbacha” (2011). Ten ostatni film powstał na podstawie zrealizowanego w latach 80. reportażu Ireny Lenkiewicz “Jan bez Ziemi”, w którym zostały wykorzystane fragmenty filmów z udziałem “pana Janka”. Aktor został też uwieczniony przez Polską Kronikę Filmową (1972). Zmarł w wieku zaledwie 57 lat z powodu alkoholizmu. Ciekawe, czy dzisiaj, chcąc wybrać się na piwo, też by skomentował współczesną nam rzeczywistość przerobionym według własnego upodobania cytatem z “Rewizora” Mikołaja Gogola: “Tyle dróg budują, tylko, k…, nie ma dokąd iść!”. Tak bowiem zareagował przed barem Zodiak w Warszawie, gdzie robotnicy układali chodnik. To była właśnie kwintesencja Himilsbacha, który np. podobno dzieląc pokój w jednym z hoteli z poetą Mieczysławem Jastrunem, potrafił odezwać się charakterystycznie zachrypniętym głosem – “Ustalmy: sikamy do umywalki czy nie?”.

JAROSŁAW HEBEL