LEWANDOWSKA: Anioł Gabriel

Fot. Pixabay.com

Archanioł Gabriel miał na rękach tatuaże i mięśnie wyrobione na siłowni. “Wiem, skąd pochodzi moja moc” – napis wydziarany na prawym ramieniu nie pozostawiał wątpliwości.

– Widzisz, obiecałem, że nie będzie padało i nie pada – zwrócił się do mnie, kiedy wszyscy wyszliśmy na balkon zapalić papierosy.

Rzeczywiście, od południa zbierało się na deszcz, jednak do tej pory nie spadła z nieba ani jedna kropla, wszystkie wisiały u góry, jakby czekając na komendę. Gęste chmury połknęły księżyc, skłębiły się nad dachami chałup, owinęły wokół krzyża na szczycie wiejskiego kościółka. W powietrzu czuć było oczekiwanie, którego woń zmieszana z zapachem papierosowego dymu, wywoływała coś w rodzaju niepokoju.

Po opróżnieniu butelki wiśniówki rozmowy właśnie zaczynały się kleić. Z elokwentnych pań i tryskających błyskotliwym dowcipem panów towarzystwo powoli zamieniało się w pijacką dzicz, której słownik wypełniły wulgaryzmy. “Ponoć przeklinanie pozwala lepiej radzić sobie z bólem” – przypomniałam sobie zasłyszaną gdzieś prawdę i przeklęłam siarczyście w myślach.

– Wierzysz, że jestem archaniołem? – Gabriel zachwiał się i przez chwilę starał się złapać równowagę. Niepewnie spojrzał w moją stronę. Sposób, w jaki patrzył, kogoś mi przypominał. Miał ciemnoszare tęczówki, teraz dziwnie lśniące. “Anioły nie płaczą” – chciałam powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język.

– Jasne, że wierzę. – Uśmiechnęłam się smutno. Wiedziałam, że mój brak wiary w niczym by mu nie pomógł. Archanioł Gabriel popatrzył na mnie uradowany; miał minę uszczęśliwionego podarunkiem dziecka. Po przeżyciach, które zostawił za sobą, zasługiwał na uśmiech. I na wiarę, że może być kimś więcej niż zwykłym Gabim z pokiereszowaną duszą. “Jeżeli ma czuć się dzięki temu szczęśliwy – niech sobie będzie Archaniołem Gabrielem” – pomyślałam zadziwiająco trzeźwo.

– Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? – zapytał. Chciał, żebym była pewna. Nie myślałam długo. Tak, była jedna rzecz. Tego jednak nikt zrobić dla mnie nie mógł, chyba że naprawdę byłby archaniołem.

– Chciałabym jeszcze raz poczuć przy sobie obecność Piotrka. Chcę cofnąć czas, zareagować właściwie, uratować go przed nim samym – powiedziałam cicho. Archanioł Gabriel ze zrozumieniem pokiwał głową.

– Opowiedz mi o nim – poprosił. Już miałam powiedzieć, że gdyby naprawdę był aniołem, znałby go dobrze, ale znowu przemilczałam ten fakt. Gabryś był zbyt sympatyczny, żebym chciała czymkolwiek go zranić. Opowiedziałam. O naszej przyjaźni, o wrażliwości Piotrka, o ucieczce na zawsze, której nie udało mi się zapobiec. Archanioł przymknął powieki i słuchał mnie, nie przerywając. Pomyślałam, że zasnął, ale dokładnie w tej samej chwili otworzył oczy.

– Nie śpię, słucham – zapewnił, jakby czytał w moich myślach. W tym momencie zaczęło padać, zupełnie jak gdyby niebo zadrwiło sobie z jego rzekomych zdolności. Na początku na ziemię nieśmiało zeskoczyły pojedyncze krople, po chwili cały świat tonął w deszczu, podważając bezlitośnie wiarygodność Anioła Gabriela. Pomyślałam z żalem, że moje życzenie nigdy się nie spełni.

– Pada na mój rozkaz, wydałem go w myślach – wyjaśnił i uśmiechnął się zwycięsko na przekór moim rozważaniom. – Pomyślałem, że deszcz nam się przyda. Spacer w deszczu pozwala spojrzeć na problemy z innej perspektywy. Chodź, trochę się przejdziemy.

Zabraliśmy parasole i wyruszyliśmy w drogę. Księżyc w końcu przedarł się przez chmury i teraz jak wierny kompan przyłączył się do naszej wędrówki. Czekałam, kiedy otworzy usta i zapyta mnie, czy wierzę w anioły. Ponieważ jednak z nas trojga był najbardziej trzeźwy, nie wyglądało na to, że da się wciągnąć w prowadzące donikąd rozmowy. Powietrze miało w sobie zapach kurzu i olejków, uwalnianych z roślin. Zupełnie niedawno dowiedziałam się, że zapach deszczu ma swoją nazwę – petrichor. I że potrafi bardzo pozytywnie działać na ludzką psychikę. Zdawało się, że rzeczywiście ma kojącą, odświeżającą moc – już po chwili poczułam, że mój krok staje się pewniejszy, a smutek powoli opuszcza umysł, pozwalając zagościć w nim beztrosce. Krople deszczu spadały na ziemię równym, radosnym rytmem. Zachciało mi się śmiać. Z tej wędrówki, z deszczu, z urojeń Gabiego.

– Nie wierzysz mi. – Jego słowa były raczej stwierdzeniem niż pytaniem. Most, po którym przechodziliśmy przez rzekę, zaskrzypiał znacząco. Księżyc spojrzał na Gabrysia z uśmiechem i gdyby mógł – popukałby się w głowę. Nie odpowiedziałam.

Archanioł Gabriel jednym ruchem umięśnionych rąk podciągnął się i stanął na poręczy mostu. Za plecami miał czarną otchłań, która mogła wciągnąć go na zawsze, wystarczył jeden krok.

– Jeżeli jestem archaniołem, nic mi się nie stanie – powiedział i popatrzył na mnie. Znów zobaczyłam w jego oczach ten znajomy blask. Już wiedziałam, skąd znam ten wzrok: to było spojrzenie Piotrka. Czułam jego obecność, zupełnie jak kiedyś.

– Nie rób tego! – zawołałam. – Wierzę, że jesteś archaniołem, ale nie rób tego. To nie jest ten moment. Proszę. – Rozpłakałam się i podałam mu rękę. Czułam, jak czas staje w miejscu i nagle gwałtownie się cofa. Wiedziałam, że tym razem musi mi się udać zatrzymać go tutaj.

Archanioł Gabriel grzecznie złożył skrzydła i pozwolił mi sprowadzić się na Ziemię.

KATARZYNA LEWANDOWSKA