GATNY: Nie ma przyszłości

Fot. Pixabay.com

Mamy nic. Ale nic to już coś. Jakaś wartość. Bliżej niesprecyzowana, ale bliżej konkretu niż nicość. A gdyby uznać, że przyszłość nie istnieje? Wtedy sensu nabiera stwierdzenie, że nie ma się nic do stracenia. Nic. Ani jednej sekundy wprzód. Zyskuje się niebotyczne możliwości z tego, co odkładało się na bliżej nieokreślone potem, z tego, co do tej pory ograniczało, gniotło, powstrzymywało.

Powody różne: moralność przyzwoitości, nieśmiałość, opiniotwórcze kajdany innych. Tych, którzy patrzą tylko naprzód. Dla nich teraźniejszość to zaplanowana przyszłość. Do niej się dorasta, na nią się zbiera – przeważnie pieniądze. Gromadzi się, aby marzenia zamieszkały w domach zaprojektowanych – no właśnie: zaprojektowanych. Nieustannie się projektuje, czyli odsuwa w czasie, szkicuje plany, spogląda w… przyszłość, której niczym czubka nosa nie widać. Można zobaczyć w lustrze. Nos. Ale nie przyszłość. Zatem…

Jak trafnie zauważył Charles Caleb Colton: “Czas teraźniejszy ma tę przewagę nad każdym innym, że jest naszym własnym”. Wielu zdaje się nie tyle o tym zapominać, co nie zdawać sobie z tego sprawy. A dla mnie ma to wartość ogromną. Wartość! W czasie, który dobitnie dowodzi, że w jednej chwili można stracić wszystko (nigdy nie było inaczej), świadomość, że mamy to, co mamy w danej chwili, działa krzepiąco. Nie tylko cukier krzepi, doskonale sprawdza się teraźniejszość, bo mam te nieustannie upływające chwile i mogę z nimi zrobić, co tylko zapragnę.

Ale gdyby ktoś uparcie twierdził, iż staje się wyłącznie przyszłość, mam dla niego pocieszenie od samego Alberta Camusa. Brzmi ono mniej więcej tak: “Przyszłość będzie szczodra jedynie wtedy, kiedy wszystko ofiarujesz teraźniejszości”. Śmiem twierdzić, że w tym momencie zacytowane zdanie staje się nawet dość dowcipne, a Camusa ze śmiechem nie kojarzę, choć to nie musi być pewnik. Śmieję się tym głośniej, gdy zaczynam sobie wyobrażać, jakie mam możliwości, aby wykorzystać daną mi teraźniejszość. Nie wiem, od kogo ją mam, ale pyszny ten dar mogę w granicach wyobraźni wykorzystać, jak tylko zechcę.

Masz teraźniejszość, dołóż do tego przeszłość. Czego ci więcej trzeba, pazerny człowieku? Dziś to niemodne nie myśleć o przyszłości. W jednej chwili rezygnujesz z mnóstwa projektów, pozbawiasz się trosk, więc posądzają cię o brak zaangażowania, tumiwisizm i leserstwo. Przestaje cię ograniczać stres zapisany w pytaniach o przyszłość: czy zdążysz z terminem, czy przygotujesz na czas cokolwiek, czego od ciebie wymagają. Nie wierzą, że dysponujesz, na pewnym etapie życia, takimi środkami, które pozwalają ci ogarniać sprawy teraz, bez obciążenia nadmiernymi przygotowaniami. Myślisz o przyszłości i spalasz się, bo dzielisz na czworo scenariusz możliwego przebiegu działania, martwisz się rezultatem, w efekcie rzadko kiedy wychodzi tak, jakby się chciało. Nie trza chcieć, trza działać tu i teraz, smakować dzień. Odważyć się być mądrym dziś. Horacego pamiętają?

W perspektywie niepewnej wieczności mamy bardzo wąski pas przyszłości, tak krótki, że niemal nieistniejący, rozmyty ciągłą niepewnością, świadomością nieuchronnego końca i marnujemy się na wpisywanie życia w plan przy takich ograniczeniach. Obawiam się, że i tak jest za późno na zmiany. Z uporem snujemy plany, projektujemy przyszłość, faszerujemy się nadzieją. Jesteśmy kosmicznymi krokietami zjadanymi na zimno przez czas, któremu oddaliśmy władzę absolutną. Skoro mój czas przecieka mi przez palce, bo czekam na rozwój wypadków, to pragnę się zaszpuntować teraźniejszością, wcisnąć w nią z radosną rozpaczą i trwać całą wieczność.

RAFAŁ GATNY