LUQUE-KURCZ: Limeryki

Fot. Z archiwum Autorki. Na zdjęciu Monika Luque-Kurcz.

Ogłaszała się w różnych gazetach,
stara panna, by poznać faceta.
Odpisało jej wielu,
prawie każdy po chmielu.
Jeden tłusty był jak pancetta.

Mari Carmen z Móstoles El Soto,
umówiła się na kawę z idiotą.
A w dodatku był gburem,
nie chciał płacić za lurę.
Zabuliła za dwoje, jak złoto.

Wzdychał tęsknie Romeo w Weronie,
do Julietty na małym balkonie.
Lecz gdy doszedł do siebie,
już się nie czuł jak w niebie,
bo na izbie spał w Lanckoronie.

Raz zboczeniec na rynku w Gołdapi,
wniebowzięty, że wciąż się ktoś gapi,
co rozchylił róg płaszcza, to schował,
a pod płaszczem bez przerwy majstrował.
Sprawdzał tylko, czy nic mu nie capi.

Na safari, Henryka w Nairobi,
wzięło tak, iż się bał, że narobi.
Wokół lwy i tygrysy,
Heniek mimo, że łysy,
wracał pieszo, bo nie mógł zgiąć nogi.

Pewien znany reżyser z Warszawy,
o frekwencję miał pewne obawy.
Więc statystom ogłosił,
że ich wszystkich wykosi,
gdy przed kinem nie zrobią obławy.

Raz emeryt spod Kopenhagi,
uporczywej chciał pozbyć się zgagi.
Lecz pomylił pastylkę,
ulgę poczuł przez chwilkę,
jego wiatry dudniły do Hagi.

W autokarze do Acapulco,
pan zajadał kiełbasę z cebulką.
Pani obok stwierdziwszy, że jedzie,
zagryzała rzodkiewką śledzie.
Dała w kość im ta podróż biedulkom.

Pewien malarz artysta z Seulu,
ciągle ruch miał w galerii jak w ulu.
Wreszcie na to się wściekł,
wpierw wypraszał po trzech,
ostatniemu powiedział; ty ciulu.

Niecne plany miał krupier z Las Vegas
Z papierosem, co nigdy mu nie gasł.
Chciał oszukać dwóch panów.
Nic nie wyszło z tych planów.
Jeden z nich, to jasnowidz z Vallejas.

Señor Pedro z Guadalajary
wciąż narzekał, że jest już za stary.
Każda praca, przysięga
to dla niego mordęga,
więc mu szef sprezentował ogary.

Doña Pilar z Mahadaondy
zapisała się tam na bio prądy.
Lecz gdy przyszło do czego,
nie przeżyła pierwszego.
Przetrzepało jej nieco narządy.

MONIKA LUQUE-KURCZ