Czas na poezję: BARBARA EZMAN

Fot. Z archiwum Autorki. Na zdjęciu Barbara Ezman.

***
Gdzie jest życie jak nie tutaj, i nie teraz?
W dniach przebierać jak w ulęgałkach pod gruszą
W drodze do domu dziadków.
Sycić się deszczy chmurą, wonią dzikich łąk
Brzęczących o lecie, nim jesień
Zmiecie barwy, zapachy miodne
Jej niewygodne.
Rozpanoszy się mgłami, poranków chłodem,
Czekając na zimę, nie trwożąc się
Jej nadejściem.
Jesień wszak jest przejściem do świata,
W którym życie umiera, potem kiełkuje,
By wiosną sycić oczy, dłonie, stopy,
Zmrożone chłodem, stężałe, pragnące,
Aż wzejdzie wyżej i wyżej słońce.
Wiosna rozgości się, dojrzeje i w lato znów urośnie,
Pełne, ponętne niczym kobiecość w pełni księżyca
Uległa, miękka, rozkochana
Pachnąca słodko. Życiu oddana.

Nieustająca przemiana.

 

Na moich przodków

Moich przodków zmarłych
Nawlekę na sznurek
Jak paciorki
Po czym ruszę z nimi
Górami i dolinami
Przed siebie
Do siebie.

Będę moim różańcem zmarłych
Duszę karmić,
Wiedząc niezbicie,
Ze dzięki nim
Żyję to właśnie życie.
Nie inne.

Złożę w myślach
Modły dziękczynne.
Za każdy dzień.
Za każdą noc.
Za każdy rok.
Za każdy krok.
Za każdy wdech i wydech.
Za błędy, przewinienia.
Za dobre wybory.
Za życie, które raduje i boli.

Otulona ich milczącą obecnością
Będę trwać dotąd,
Aż stanę się jak oni,
Kochani moi,
Nicością.

 

Weki

Zamykam lato w słoikach.
Dojrzały smak sierpnia
otworzę jesienią
lub zimą.

Wspomnę upał
i ciepły deszcz.
Barwy kwiatów,
szum morza
i krzyk mew.
Uśmiechnę się na myśl
o letnich drzemkach.
Korzennej kawie
po wschodzie słońca,
miękkiej murawie
i zimnej rosie.

Pokłosie lipca i sierpnia
we mnie trwa.
Ciepło, barwy i zapach,
w wekach
z zeszłego lata.

 

Cud

Ubrałam się

w nowy zapach.
Różowy.
Rzecz oczywista.
Nie, nie jest
mocno kwiatowy.
Pachnie raczej
cudownością dnia
i rześkością nocy.
Deszczem jesiennym,
wiosennymi kwiatami.
Szarlotką mojej mamy
zimową porą.
Mamy spokojnym głosem,
kiedy mawiała:
„Basiuniu, zostań…
jeszcze trochę…”
Jej dłonią
na moich włosach.
Cichą bliskością
między nami.
Różowy zapach
to minione lata.
Woń morza.
Tęsknota.
Ciepło ciała,
oddech i myśl
“Niewiele mi
czasu zostało…”