LEWANDOWSKA: Przepowiednia

Fot. Pixabay.com

Tej upalnej nocy stoję przed oknem, oświetlony blaskiem księżyca, którego nigdy nie zobaczę. Wiem, że tam jest, jego pełnia wisi nad moim domem, nauczyłem się wyczuwać jego obecność. Cała ta noc jest we mnie: niewidziane gwiazdy spadają w moim umyśle i nie nadążam z wymyślaniem życzeń, które i tak nigdy się nie spełnią.

Zamykam okno, nie chcę zapraszać tu komarów. Od dawna zresztą nie zaprosiłem do siebie żadnych gości. Prawdopodobnie oprócz mojej siostry, nie ma nikogo, z kim mógłbym się spotkać. Dawne znajomości pourywały się, znajomi ze studiów pozakładali rodziny, mają teraz swoje własne barwne życia. Nie odnaleźliby się w moim świecie bez barw, a i mnie ich pełne kolorystycznych niuansów światy też zapewne ciężko byłoby zrozumieć.

Szukam dłonią fotela – stoi tu, gdzie go postawiłem: pomiędzy parapetem a łóżkiem. Pamiętam, że kiedy byliśmy mali i kłóciliśmy się z siostrą – specjalnie przestawiała meble w moim pokoju. A że sprzeczaliśmy się często – mój fotel kilka razy w tygodniu zmieniał swoje miejsce. Te drobne złośliwości nie sprawiły jednak, bym w pełni zdał sobie sprawę ze swojego kalectwa. Stało się to dużo później, kiedy siostry nagle przy mnie zabrakło.

Sięgam pamięcią jeszcze głębiej, przypomina mi się pewien upalny letni dzień. Mieszkaliśmy wtedy w mieście i kiedy szliśmy na spacer, trzymając się za ręce, nasze sandały zapadały się w rozgrzanym asfalcie, pozostawiając w nim trwałe ślady. Śpiew Marty mieszał się z zapachem spalin i dotykiem słonecznych promieni. Uzbrojeni w durszlaki zmierzaliśmy do parku z zamiarem łapania motyli. Wtedy po raz ostatni widziałem ich kolory. Niedawno wspominaliśmy razem tamten dzień.

– Przez całe życie miałam słabość do motyli – powiedziała. – Mój mąż też lubił latać z kwiatka na kwiatek.

Dziś siostra już nie przestawia mi mebli, rozwiodła się, zamieszkała w pobliżu i postanowiła zostać artystką. Lubię dotykać jej obrazów, gładzić opuszkami palców ich fakturę, wyobrażać sobie co przedstawiają. To dla mnie zdecydowała się na malarstwo olejne, przy którym powierzchnia obrazu jest wyczuwalna bardziej niż przy innych technikach. Specjalnie dla mnie piecze też słodkie bułeczki, gęsto posypane makiem, na których każde ziarenko jest osobną literą wyrazu “przyjaźń”. W naszym własnym słowniku ten wyraz ma bardzo dużo liter.

– Zobaczy się – ripostuje, kiedy pytam, czy jeszcze zamierza ułożyć sobie życie. Coś z tej złośliwej natury jeszcze w niej zostało.

A moje życie? Czy jeszcze kiedyś ułoży się w zgrabną opowieść? Czy znajdę dla siebie szczęście, szukając go po omacku? Nie widzę przeszkód i to chyba największa ze wszystkich przeszkoda.

Kolejna bezsenna noc, podczas której wędruję po domu z kąta w kąt, szukając odpowiedzi. Gładzę ręką drewniane wezgłowie łóżka i miękką, puchatą narzutę, badam kształt fortepianu. Z pokoju idę do kuchni: opuszkami palców dotykam sprzętów i naczyń, wsłuchuję się w odgłos lodówki, starając się wyłowić jakąś reakcję na moje pytania. Szukam w butelce wiśniówki, grzebię w smaku kiszonego ogórka. I w końcu jest, znajduję – mój horoskop na przyszłe lata, przepowiednia zapisana dziwacznym brajlem na powierzchni tarki do warzyw.

Przebiegam palcami tekst. Początkowo sprawia wrażenie bełkotu, szeregu niepowiązanych ze sobą liter, wydaje się przypadkowym zlepkiem wyrazów. Z czasem jednak łapię rytm, zaczynam wyczuwać w tym układzie pewną zasadę. “Odpowiedź jest wewnątrz ciebie” – udaje mi się odczytać zaszyfrowaną między znakami wiadomość.

Wracam do sypialni i kładę się do łóżka. Zasypiam, myśląc o tym, że pisał do mnie niewidomy Bóg.

KATARZYNA LEWANDOWSKA