HEBEL: Biografia Anioła i Dyzmy

Z wielką radością przyjąłem ukazanie się pięknie wydanej biografii Romana Wilhelmiego (1936-1991), aktora legendarnego, który zasłynął wieloma wybitnymi kreacjami filmowymi, telewizyjnymi czy teatralnymi. Myślę, że nikomu nie trzeba przedstawiać tak wybitnego aktora, jakim był kreując choćby postać Olgierda Jarosza z “Czterech pancernych”. Pierwszy raz ujrzałem go na szklanym ekranie bodajże w roli Stanisława Anioła w kultowym serialu “Alternatywy 4” w reż. Stanisława Barei, ale co ciekawe dopiero po obejrzeniu “Kariery Nikodema Dyzmy” w reż. Jana Rybkowskiego zacząłem doceniać jego wielki kunszt aktorski. Zgadzam się, że Wilhelmi, gdyby żył w Ameryce, pewnie zdobyłby niejedną nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Prawda bowiem jest taka, że każda jego – choćby najdrobniejsza – rola, to prawdziwa filmowa perełka. W “Zaklętych rewirach” w reż. Janusza Majewskiego nie pojawia się na pierwszym planie, a mimo to dzięki pełnokrwistemu odtworzeniu postaci Fornalskiego został również z tego filmu doskonale zapamiętany.

Książka Magdy Jaros jest napisana w sposób niesamowicie wciągający – powiedziałbym, że wręcz z reporterską pasją. Wielkim walorem jest uzupełnienie jej o wywiady z ludźmi kultury, którzy znali Romana Wilhelmiego: Januszem Majewskim, Markiem Kondratem czy Grażyną Barszczewską. Czyta się ją błyskawicznie i ma się uczucie wielkiego żalu, kiedy dobrnie się do ostatniej strony, że to już koniec. Dodajmy, że autorka ma wielki talent do opowiadania o ważnych postaciach dla naszej kultury, bowiem jakiś czas temu ukazała się jej książka poświęcona Franciszkowi Pieczce. Co do bohatera najnowszej publikacji Magdy Jaros, należy się z nią zgodzić, że “W filmach i serialach bije od niego nieprawdopodobna siła. Kiedy się pojawia, ekran jest tylko jego. Ma jeszcze coś, co świadczy o aktorskim geniuszu. Jego gra, choć minęło wiele lat, jest współczesna i zupełnie się nie zestarzeje”.

Szczególnie urzekł mnie stosunek Wilhelmiego do jego matki, którą musiał bardzo kochać. Chociaż mieszkała w Poznaniu, zapraszał ją na premiery do Teatru Atenum w Warszawie. Musiało być mu przykro, że nie przyjeżdżała z wtedy – bardziej niż dzisiaj – dalekiej stolicy Wielkopolski. To bardzo ujmujące, kiedy “Mówił, że musi dużo grać w telewizji, bo tam mama go zobaczy. Zawsze po Kobrze czy spektaklu Teatru Telewizji czekał na telefon albo inny sygnał od mamy. To było dla niego dużo ważniejsze niż wszystkie recenzje razem wzięte”. Już tak na marginesie – szczególnie ujęło mnie zdjęcie, na którym widzimy matkę Stefanię z trzema synami: Eugeniuszem, Adamem i Romanem, który czule obejmuje swoją rodzicielkę.

Aż trudno uwierzyć, że Roman Wilhelmi był “skrajnie nieśmiałym człowiekiem w stosunku do ludzi i świata”, jak zapamiętał go reżyser Teatru Ateneum – Maciej Domański. Nie każdy wie, że Wilhelmi był znakomitym aktorem teatralnym, a za reżysera szczególnie go ceniącego uważa się Macieja Prusa. W książce możemy oglądać chyba już unikatowe zdjęcia ze spektakli Teatru TVP, na których widzimy Wilhelmiego z Elżbietą Kępińską, Damianem Damięckim czy Krzysztofem Kowalewskim. Sam Wilhelmi o swoim aktorstwie – jak cytuje go autorka – potrafił mówić: “Nigdy nie byłem aktorem łatwym. Nigdy mnie recenzenci, i do tej pory, specjalnie nie lubią. Coś mam kontrowersyjnego w sobie, coś niegładkiego, nie to, co się podoba. […] Zawsze byłem trudny w odbiorze. Zawsze gdzieś tam trochę spocony, trochę dziki”. Znający Wilhelmiego twierdzą, że rzeczywiście był nieśmiały, ale również znał swoją wartość, której nie budował w oparciu o sukcesy czy popularność. Przede wszystkim grał całym sobą, co nie mogło się nie podobać oglądającej go publiczności, która go doceniała.

Autorka wspomina, że bardzo żałuje, iż nie widziała Romana Wilhelmiego grającego na żywo. Mógłbym to też powiedzieć o sobie, ale podobnie jak Magda Jaros nie miałem na to szansy, gdyż byłem jeszcze dzieckiem, kiedy aktor występował na scenie. Jest Zupełnie inną sprawą, że trzeba było mieć wielkie szczęście, żeby dostać bilet np. na “Lot nad kukułczym gniazdem” w reż. Zbigniewa Hübnera. 

Wilhelmi był indywidualistą i miał ogromną awersję do wszelkich koterii w życiu zawodowym, stąd nie było łatwo mu przebić się mimo posiadanego niekwestionowanego talentu. W życiu prywatnym uchodził raczej za człowieka samotnego, który nie był w stanie zbudować nic trwałego. Pierwsze małżeństwo z Danutą po latach zakończyło się rozwodem, podobnie jak małżeństwo z Węgierką Mariką Kollar, z którą aktor miał syna Rafała. Trzeba przyznać, że w dużej mierze przyczyniło się do tego jego zamiłowanie do birbantowskiego stylu życia. W nocnym łazęgowaniu po knajpach mieli mu współtowarzyszyć jego koledzy po fachu: Jerzy Kamas, Leonard Pietraszak czy Marian Kociniak. Jak opowiadała druga eksżona Wilhelmiego, podobno nocna eskapada zaczynała się w “SPATiF-ie lub w Kameralnej na Foksal, a później lądowali w Ścieku na Krakowskim Przedmieściu, gdzie przesiadywali do piątej czy szóstej nad ranem”.

Wilhelmi był wybitnym aktorem, czego nikt nie kwestionuje. Widzów raczej mniej interesuje, że nie układało mu się w życiu prywatnym, czy że miał słabość do alkoholu. Zresztą nikt o tym nie myśli, kiedy ogląda “Zaklęte rewiry”, “Karierę Nikodema Dyzmy” czy “Alternatywy 4”. Wtedy liczy się ogromna siła blasku niespotykanego talentu, która uderza nas z ekranu i potrafi w całości nami zawładnąć. Puszczałbym też mimo uszu anegdoty o tym, że Wilhelmi nie był intelektualistą, miał przeczytać tylko jedną książkę – i to niecałą – jaką był “Dywizjon 303”. Bardzo mnie natomiast ujmuje to, co aktor sam o sobie mówił: “We wszystkim, w czym gram, szukam cech ludzkich. Może dlatego, że grałem właściwie samych negatywnych bohaterów. Do tego bardzo szybko się wzruszam. Mam szaloną łatwość do wzruszania się. Jestem gdzieś tam w sumie dobrym człowiekiem”. Dodałbym, że miał swój wielki urok ze swoim szelmowskim spojrzeniem i niegasnącymi ognikami radości w oczach.

Wilhelmi poprzez słabość do alkoholu wmiksował się we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa, ale też i błyskawicznie się z niej wywinął. Nikomu nie zaszkodził, gdyż faktycznie nie był tajnym współpracownikiem, chociaż pośmiertnie trafił na tzw. “Listę Wildsteina”. W mojej pamięci pozostanie jako aktor często grający – jak napisała autorka – “[…] prostaka i chama, którego trudno polubić, ale którego i tak kochamy”.

Książka Magdy Jaros to pasjonująca lektura o jednym z naszych najwybitniejszych aktorów, który przedwcześnie z powodu choroby alkoholowej i będącą jej konsekwencją śmierci zszedł ze sceny. Publikacja jest przepięknie wydana w twardej oprawie, bogato ilustrowana z fenomenalną grafiką przedstawiającą Wilhelmiego na okładce autorstwa Zuzanny Miśko. Powiedziałbym, gdyby ktoś mnie zapytał, że ta książka potrafi tak wciągnąć, iż czytając ją można zupełnie zatracić się w czasie. Autorka bowiem w zgodzie ze sztuką najwyższej próby dziennikarstwa przybliża nam postać Romana Wilhelmiego. Dociera do świadków, z którymi rozmawia, przeprowadza swoiste śledztwo i przedziera się przez ścieżkę aktorskiej kariery, a także przygląda jego nieudanemu życiu prywatnemu. Częściej chciałbym móc czytać książki napisane z prawdziwą pasją, które dosłownie czytelnika pochłaniają i w całości przenoszą do świata ich bohatera.

Nie wydaje mi się, że trzeba kogokolwiek zachęcać do sięgnięcia po książkę poświęconą tak wybitnemu aktorowi, jakim był Roman Wilhelmi. Fenomenalnie mi sie ją czytało, a przy okazji dowiedziałem się z niej kilku ciekawostek na temat aktora, m.in. że ważna dla niego była jego matka, czy że nie miał szczęśliwego życia prywatnego, za co w jakiejś mierze winne były dokonywane przez niego wybory.

JAROSŁAW HEBEL


Magda Jaros, “Anioł i twardziel. Biografia Romana Wilhelmiego”, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2024.