Czas na poezję: EDYTA NIZIOŁEK
***
śniła mi się wielka woda
ogromna przejrzysta harmonia
i pustka
bezruch paraliżował ciało
wzrok uciekał coraz dalej
pogodzona z otoczeniem
powoli oswajałam ciszę
tuliłam spokojny smutek w ramionach
nie tęskniłam
nie marzyłam
było już prawie dobrze
gdy wybudzona nagle dźwiękiem budzika
desperacko zaciskałam powieki
pragnęłam
jeszcze raz utonąć
oddać się wodzie
bez powrotu
***
moja samotność łasi się jak bury kot
oplata miękko nogi
mruczy kiedy coraz bardziej marznę
każdą ciszę wita z radością
nauczyła się zamykać drzwi
w które od dawna nikt w nie puka
czasem stroszy się kiedy ktoś zadzwoni
fuka obrażona
potem przechadza się dumnie po poręczy balkonu
złap jeśli potrafisz
nauczymy się latać szepcze
kilka minut wolności
zanim ziemia złapie nas w swoje ramiona
a cisza stanie się wieczna
kusi uwodzicielsko
***
już w dzieciństwie karmiono mnie strachem
wnikał we wszystkie komórki
uzależniał
zabierał pewność siebie
rodził kompleksy
już wtedy nie wierzyłam w żadne jutro
z biegiem czasu ćpałam coraz więcej
coraz częściej bolała głowa
oczy widziały przez mgłę
wrósł we mnie
zmieniałam mu tylko komponenty
i chociaż próbowałam
nigdy nie dałam rady na odwyku
do dzisiaj jak zachłanna narkomanka
wciągam każdy jego powiew
i coraz bardziej się boję
że może nigdy nie dotknę życia tam
gdzie cicho i spokojnie
można by zamknąć oczy
a czasu tak niewiele
***
wszystkie te ponure listopady mojego życia
były tylko wstępem
preludium do dalszego tracenia
do usypiania zawodzącego bólu w zaciszu własnych ramion
z czasem udało się je oswoić
odkąd wiem że zawsze może być gorzej
chętniej brodzę w opadłych liściach wieczorami
krew wsiąka w nie z taką łatwością
zlewa się kolorem
wystawiam twarz na siąpiący deszcz który
spłukuje łzy zanim zdążą popłynąć
kiedy wołam wiatr zagłusza gorzkie słowa
bierzemy się wtedy za ręce
ja i mój ból
nucę mu cicho do ucha
a on coraz chętniej przy mnie zasypia
nie czuję się już taka samotna
umierać też będę w listopadzie
***
zadzwoń do mnie
kiedy chłód czterech ścian zacznie pchać cię w obce ręce
zadzwoń
kiedy kawa z nią przestanie wystarczać na dobry początek dnia
albo kiedy znowu zaczniesz zapijać ból zamiast próbować go leczyć
nie rozdrapuj
po prostu zadzwoń
chociaż nic poza sobą nie mogę ci obiecać
i nie wiem czy wystarczę na spokojne zamknięcie powiek przed snem
albo na bliskość którą znam tylko z opowieści