HEBEL: Kania i komisarz Halski
Gdy myślę o Marku Kondracie, to w pierwszej kolejności widzę go w roli Kani w świetnej komedii w reż. Janusza Majewskiego “C.K. Dezerterzy” (1986). Późniejsza kontynuacja losów bohaterów tego filmu w “Złocie dezerterów” (1998) była dziełem już znacznie mniej udanym. Trzeba jednak przyznać, że Kondrat świetnie zabłysnął na ekranie. Niezliczoną ilość razy mógłbym wracać do znakomitego filmu “Zaklęte rewiry” (1975) w reż. Janusza Majewskiego, który wręcz brawurowo zekranizował powieść Henryka Worcella. Młody Kondrat wystąpił w nim m.in. obok koncertowo grającego Romana Wilhelmiego, który wcielił się w istną kanalię, szefa pracujących w hotelowej restauracji kelnerów.
Pamiętam Marka Kondrata z lat 80. minionego wieku, kiedy występował w prawdziwie literackim Kabarecie Olgi Lipińskiej (jakich już niestety nie ma!). To właśnie tam Kondrat po mistrzowsku wykonał piosenkę Włodzimierza Wysockiego pt. “Piosenka sentymentalnego boksera”. Mnie jednak rozbawił (co też trzeba umieć!) swoją zapowiedzią piosenki “O jejku, jejku”, śpiewanej m.in. przez Marylę Rodowicz. W języku Honoriusza Balzaca śpiewał dość frywolną “Francuską piosenkę o miłości”, którą uważam za artystyczny majstersztyk.
Na początku lat 90. mogliśmy oglądać Marka Kondrata w pierwszej polskiej telenoweli “W labiryncie” (1990-1991). Zagrał w niej Adama Racewicza, szefa instytutu naukowego. Jednak prawdziwą rozpoznawalność przyniosła Markowi Kondratowi rola komisarza Halskiego w “Ekstradycji” (1995-1996, 1998) w reż. Wojciecha Wójcika. To był serial, który gromadził przed ekranami telewizorów ogromną publikę. Co się na to złożyło? Znakomity scenariusz, świetna reżyseria i grający w nim – obok Kondrata – jedni z najlepszych w naszym kraju aktorów, jak np. Witold Dębicki, Małgorzata Pieczyńska, Maria Pakulnis, Renata Dancewicz czy Krzysztof Kolberger. Marek Kondrat zagrał Olgierda “Olo” Żwirskiego w legendarnych “Psach” (1992) w reż. Władysława Pasikowskiego. Na marginesie można by powiedzieć, że zarówno w “Ekstradycji”, jak i w “Psach” mamy arcymistrzowską muzykę, którą do filmu wyreżyserowanego przez Wójcika stworzył Jerzy Satanowski, zaś do “Psów” – Michał Lorenc.
Lubię Kondrata z “Nocnych graffiti” (1996), debiutanckiego filmu Macieja Dutkiewicza, gdzie aktor zagrał z Kasią Kowalską, Janem Fryczem, Katarzyną Skrzynecką, Robertem Janowskim, Zdzisławem Wardejnem, Janem Peszkiem czy Markiem Bukowskim. Cieszy mnie, że zdjęcia do tego filmu były kręcone w mojej ukochanej Warszawie. Większość akcji rozgrywa się pod osłoną nocy – gdzie obserwujemy handel narkotykami i nierówną walkę wypowiedzianą z potrzeby dążenia do sprawiedliwości przez głównego bohatera. Powiedziałbym, że widzimy w nim chyba trafnie pokazany świat lat 90., kiedy skorumpowana policja często była na usługach mafiozów.
Marek Kondrat grał w filmach wielu wybitnych reżyserów, np. w “Zawróconym” (1994) w reż. Kazimierza Kutza został obsadzony w roli chamskiego porucznika Golińskiego, który jeszcze przed stanem wojennym przesłuchuje bohatera granego przez Zbigniewa Zamachowskiego. Scena ta nie trwa długo, rolę Kondrata można by uznać nawet za czwartoplanową w tym filmie, ale dzięki sugestywnej grze ta scena zapadła mi głęboko w pamięć. To potwierdza wielką klasę tego aktora, który świetnie wypadł również w “Pułkowniku Kwiatkowskim” (1995), a więc spojrzeniu z przymrużeniem oka na czasy stalinizmu w naszym kraju.
Nie zapominajmy, że mogliśmy oglądać Marka Kondrata w filmach Marka Koterskiego – z jednej strony w “Dniu świra” (2002), z drugiej – we “Wszyscy jesteśmy Chrystusami” (2006). Nie chciałbym się wymądrzać, ale “Dzień świra” powinien być filmem obowiązkowym do obejrzenia przez studentów psychologii. No bo przecież “Wszyscy jesteśmy Chrystusami” koniecznie powinni oglądać osoby wychodzące z nałogu alkoholowego, jak i ich bliscy, którzy, będąc w bliskich relacjach z uzależnionymi, sami stają się współuzależnieni. Są to doskonałe filmy o charakterze terapeutycznym, chociaż oglądając je – przede wszystkim “Dzień świra” – można niejeden raz szeroko się uśmiechnąć.
Nie każdy chyba jednak pamięta, że Marek Kondrat wystąpił w “Wojnie domowej” (1966) jako szkolny kolega Pawła, a w “Sprawie Gorgonowej” (1977) jako Czaykowski, pasierb Csali. W “Dreszczach” (1981) w reż. Wojciecha Marczewskiego został obsadzony w roli wychowawcy, a w popularnym niegdyś serialu “Tulipan” (1986) zagrał homoseksualistę, klienta szewca. Dodajmy, że Kondrat jako jedenastolatek debiutował w “Historii żółtej ciżemki” (1961) w roli Wawrzeka. Mnie dużo później urzekł rolą biznesmena Tomasza Adamczyka w filmie “Pieniądze to nie wszystko” (2001) w reż. Juliusza Machulskiego. Bardzo przypadł mi do gustu ciepły klimat tego filmu, który wiele razy oglądałem z płyty DVD.
Dodajmy jednak, że Marek Kondrat świetnie wcielał się w postacie historyczne – np. w “Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny” (1980) w reż. Janusza Majewskiego zagrał Andrzeja Frycza Modrzewskiego, a w “Ogniem i mieczem” (1999) w reż. Jerzego Hoffmana wystąpił jako król Jan II Kazimierz. Widać, że jest to aktor wszechstronnie utalentowany, który nie stronił też od pokazywania się w filmach niosących przesłanie społeczne, jak np. w wyreżyserowanym przez siebie “Prawie ojca” (1999).
Bardzo cenię artystyczny dorobek Marka Kondrata, który jakiś czas temu niestety wycofał się z uprawiania zawodu aktora. Muszę jednak dodać, że mój wielki szacunek jako zdeklarowanego liberała pan Marek zdobył, kiedy na Przystanku Woodstock publicznie powiedział (pod czym podpisuję się jedną i drugą ręką): “Polska nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest nasze życie. Bo ono jest jedno. Jeżeli będziemy zadowoleni z życia, to Polska też na tym zyska”.
JAROSŁAW HEBEL