TOMCZYK: Bez kawiarni nie ma literatury

Wydana z rozmachem przez wydawnictwo Prószyński i S-ka książka pt. „Przy stoliku w Czytelniku” autorstwa Jarosława Molendy to przede wszystkim epopeja o ludziach, bywalcach kawiarni literackich (pisarzach, poetach, artystach, aktorach, filmowcach). Opowieść o tytułowym stoliku i osobach przy nim zasiadających rozpoczyna się w czasach Skamandrytów, a kończy 6 marca 2008 roku. Książka urzeka pięknym wydaniem. Zawiera sporo ilustracji, przedruków z gazet oraz zdjęć, co stanowi dodatkowy walor.

Tytułowy stolik jest jednym z głównych bohaterów tej publikacji. Molenda przybliża genezę powstania zjawiska tzw. kawiarni literackiej i mechanizmów przyciągających osoby znane i te zupełnie anonimowe do specjalnie przygotowanych dla artystów miejsc spotkań. Uderzający jest fakt, że bez kawiarni, nie byłoby literatury. To przy kawiarnianych stolikach spotykała się przede wszystkim literacka elita, prowadząc dysputy, ale też często żartując i popisując się erudycją i swadą. Zaproszenie do stolika stanowiło namaszczenie i zaszczyt jednocześnie. Tu zapadały decyzje, kto jest dobrze rokującym autorem, a kogo teksty należy wykorzystać jako podpałkę (albo papier toaletowy).

Artyści planowali swój grafik tak, by po południu wygospodarować kilka godzin na kawę i wuzetkę. Potrafili przy jednej szklance spędzać wiele godzin w otoczeniu przyjaciół i oczarowanych słuchaczy.

Molenda niczym skrupulatny kronikarz przytacza historie i anegdoty o kawiarnianych bywalcach (m.in. Tuwimie, Tyrmandzie, Dygacie, Iwaszkiewiczu, Gombrowiczu, Himilsbachu, Holoubku, Łapickim, Konwickim oraz wielu innych). Przyznam, że niektóre z nich nieco mnie znużyły. Jednak dla miłośników biograficznych ciekawostek stanowić będą nie lada gratkę.

Rozdział zatytułowany „Sześćdziesiąt cztery słowa, które wstrząsnęły Polską” przenosi nas do 1964 roku, kiedy przy stoliku Słonimskiego w PIW-ie pojawił się pomysł „Listu 34”, będącego sprzeciwem przedstawicieli polskiej nauki i literatury wobec zaostrzenia cenzury. Wspomniany list (jego przedruk znajduje się w książce) stał się światową sensacją, a władze PZPR zmusił do wytoczenia najcięższych dział.

Książka przybliża także dzieje samego wydawnictwa „Czytelnik”. Przyznam, że jest to dla mnie najciekawsza jej część. „Czytelnik” pod wodzą Jerzego Borejszy był znakomicie prosperującym przedsiębiorstwem, zatrudniającym grubo ponad tysiąc osób, z własnymi ośrodkami wypoczynkowymi i bogatym pakietem socjalnym. Autorzy zrzeszeni w wydawnictwie mogli liczyć na pokaźne honoraria i (sic!) mieszkania. Z Borejszą liczyli się partyjni oficjele. Był wizjonerem, który z wydawnictwa uczynił instytucję zdecydowanie wyprzedzającą swoje czasy. Żal bierze, że obecnie żadne wydawnictwo nawet nie zbliża się do wzoru ustanowionego przez Borejszę.

„Przy stoliku w Czytelniku” trzeba czytać wolno, z uwagą. To powrót do wspaniałych czasów. Czasów minionych, które, niestety, nigdy już nie wrócą. Ostatnie zdanie zapisane w książce w nostalgiczny sposób to potwierdza.

KATJA TOMCZYK

 


Jarosław Molenda, „Przy stoliku w Czytelniku”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2024.