Czas na poezję: ANNA PRZYBYLL
CzasoNijak
rozpostarłeś się na słoneczne zegary
godziny chowają się w cieniu
wleczesz je po zaułkach rozsypujesz po kątach
oczy znowu te oczy nie ma dokąd uciec
one widzą wszystko on widzi wszystko
patrzy spode łba na każdy twój marny uczynek
niebieskie fraki żółte sukienki kamizelki
dawno się już popruły trafiły na strychy
przeszłości nieprzeżytej a tak oczekiwanej
zalegasz na kanapie jak gdyby od zawsze
kiwasz się nie wiesz co masz ze sobą zrobić
uwiera cię moralna czujność wyostrzona wrażliwość
i wciąż uganiasz się za zielonym światłem
wyciągasz ramiona w kierunku czegoś
co jest niemożliwe w całej swej rozciągłości
Napiszę
od samego
pa(t)rzenia
płonę jak poch-
od-dnia
(jest) dobrze
wiesz że…
napiszę po(t)em
może przeczyt-
asz/aż
Bulwary
przynosisz mi
resztki wiatru
i szmaragdowe algi
piasek między chmurami
wydmy strzegą dostępu do miasta
mewy skrzeczą
bulwarami spacerują letnicy
Słuszna porcja
schowaj mnie pod kloß
nie chcę wi(e)dzieć
co jest dla mnie dobre
TY-rady są poza moim kręgiem
lędźwiowym i nosogar-dzielą
nas mile (miłe?) wspomnień-JA
świat/ła neonów coś do mnie majaczą
daj mi moje jedyne lekarstwo
siebie w słusznej porcji
od przedawkowania co najwyższej
zbiera się duszę z podłogi
Ściana
nie ma nic między mną i osobą
w pokoju obok tylko ściana
to podział który wszyscy tolerujemy
psycholog we mnie powiedziałby
pisanie jest ćwiczeniem w pamiętaniu w zapominaniu
by odwrócić uwagę od życia
słowa na papierze mogą kłamać
ale komuś mówią prawdę
być może są kamuflażem pieśni w moim sercu
znam te natarczywe wyrazy
przepisałam je tysiąc razy
zapominam jakie mają znaczenie
dopóki nie spadną na kartkę
jestem ambiwalentna
lepiej byłoby być jednoznaczną
miłość wymknęła się
o jeden most za daleko
jednak
Tu
bierzesz w dłonie noc
przełykasz niespełnione marzenia
okruchy życia załzawiają ci oczy
myślisz o czymś wielkim
kiedy tu takie małe
Mdła miłość
na plaży jak na dłoni
odkryte na-stroje
brak odstępstw od czekania
na pły/onne nadzieje
miłość mdła jak
zakład na chybił trafił