TOMCZYK: O oswajaniu śmierci

Jedną z moich ulubionych facebookowych grup jest “Uwaga, śmieciarka jedzie!”. Powstała po to, by ludzie wymieniali się: a) informacjami o miejscach (śmietnikach), gdzie ktoś wyrzucił rzeczy, które komuś innemu mogą się przydać; b) rzeczami, które chcą nieodpłatnie oddać. W przeciwieństwie do innych internetowych grup, panuje tu życzliwość, a jej członkowie są pomocni i uprzejmi. Nie ma kłótni, hejtu i krytykowania. Czasem zawiązują się nawet przyjaźnie. Lubię zaglądać na “Śmieciarkę”, bo niektóre pojawiające się tu przedmioty to prawdziwe perełki.

Ludzie wyrzucają wszystko: począwszy od drobnych bibelotów, garnków, kosmetyków, książek, poprzez ubrania, sprzęty AGD, na meblach kończąc. Można się obłowić, jeśli dysponuje się czasem i odpowiednim środkiem lokomocji, bowiem zdarzają się wielkogabarytowe fanty (np. imitacja harfy).

Co jakiś czas pojawiają się posty dotyczące opróżniania mieszkań. Ktoś podaje adres i datę, kiedy będzie na kwadracie pełnym wszystkiego. I to wszystko chce oddać. Albo informuje, że danego dnia pod śmietnik taki a taki przeniesie zawartość kawalerki po babci. Jemu te rzeczy nie są potrzebne, bo stare, zniszczone, i mają “ten” zapach. Jednak zawsze znajduje się osoba zainteresowana ponownym wykorzystaniem tych odpadków ludzkiej egzystencji. Kiedyś pojawiło się ogłoszenie o fotografiach i rodzinnych portretach walających się pod jednym z praskich śmietników. Zastanowiło mnie to. Dlaczego ludzie pozbywają się osobistych rzeczy? Przecież takie przedmioty mają zwykle wartość sentymentalną. A może nie mają? Może tylko mnie się wydaje, że pamiątki po bliskich należy gromadzić i darzyć szczególną czcią? Może to błąd i nie należy zaśmiecać sobie życia przeszłością, bo ważne jest teraz i to, co będzie w przyszłości?

Na to pytanie zdaje się odpowiadać Marcin Wicha w “Rzeczach, których nie wyrzuciłem”. To bardzo osobista książka, bowiem autor opisuje w niej ostatnie chwile z ciężko chorą matką i to, co wydarzyło się po jej śmierci. Przyczynkiem do rozważań jest moment “likwidowania” domu matki, kiedy autor staje przed koniecznością posegregowania pamiątek.

Wicha pisze oszczędnie. W sensie dosłownym i metaforycznym. Nie mówi, co zrobił z ubraniami, bibelotami, meblami, które ostały się po zmarłej. Opowiada jedynie o książkach będących życiowym drogowskazem Joanny (tak miała na imię matka autora), które układała zgodnie z tylko sobie zrozumiałym planem, a które były dla niej bardzo ważne: “W układaniu książek matka bywała skrupulatna, toteż grzbiety tworzą opowieści, niekiedy niepozbawione ironii. Wstęp do psychoanalizy. Psychoanalityczna rewolucja. Psychoanaliza. Zmierzch psychoanalizy” (s. 32). Poza tym niewiele dowiadujemy się o zmarłej. Wicha, mimo iż bardzo się odsłania, podejmując temat śmierci własnej matki, to jednak ukrywa ją przed czytelnikiem. Bo i cóż możemy powiedzieć o Joannie? To, że lubiła czytać, pracowała z dziećmi, mówiła prawdę prosto w oczy i przyjaciele byli dla niej ważniejsi niż rodzina? To niewiele. Myślę, że Wicha zrobił to z premedytacją, by nikt nie oskarżył go o przekroczenie granicy, która powinna zostać nienaruszona.

Więc po co napisał tę książkę? Dla Paszportu Polityki i Nagrody Literackiej Nike? Dla pieniędzy, jakie zarabia się na śmierci bliskich? Dla tych kilku zdań, których można wyuczyć się na pamięć i cytować w sprzyjających okolicznościach (“Rzeczy, których nikt nie dotyka, stają się matowe”, “Sfałszowany banknot ma coś obcego w rysach twarzy”, “Marząc o rzeczach, cofamy się do dzieciństwa”)?

“Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to książka o oswajaniu śmierci, o godzeniu się z żałobą i o próbie porządkowania rzeczywistości po stracie bliskiej osoby. Bo po tych stu osiemdziesięciu trzech stronach z pewnością można powiedzieć, że matka była dla autora na tyle ważna, by zawsze liczył się z jej zdaniem, choć niekiedy mieli odmienne poglądy. I że powstałą po niej pustkę wypełnia teraz m.in. kilka książek, jakie autor zachował na pamiątkę.

“Kiedyś sądziłem, że ludzi pamiętamy, dopóki możemy ich opisać. Teraz myślę, że jest odwrotnie: są z nami, dopóki nie umiemy tego zrobić”. Gdyby Wicha pokusił się o rozbudowaną hagiografię, elegię czy pean żałobny na cześć matki, na zawsze by ją stracił. A tak zachował ją w swojej pamięci, a rzeczy, których nie wyrzucił, będą mu o niej przypominać. I na pewno nie znajdziemy ich na “Śmieciarce”.

KATJA TOMCZYK


Marcin Wicha, “Rzeczy, których nie wyrzuciłem”, Karakter, Warszawa 2017.