SZMAŁZ: Jadwiga, walcząca wojowniczka

Jeśli ktokolwiek myśli, że “zna” Jadwigę Stańczakową z literatury lub filmu, jest w błędzie. Też w nim tkwiłam. “Poznałam” ją u Mirona Białoszewskiego i natychmiast polubiłam. Fascynowała mnie, motywowała do działania. Szybko sięgnęłam po jej twórczość i wielokrotnie obejrzałam film, na podstawie “Dziennika we dwoje”. Na długi czas “moja” Jadwiga miała twarz i manierę Krystyny Jandy. Miła, starsza pani, ociemniała poetka, przyjaciółka i opiekunka Mirona Białoszewskiego, całym sercem uczestnicząca w życiu bliskich sobie osób. Dobra, ciepła, odważna, zaradna i obdarzona poczuciem humoru, ale też stanowcza, szczególnie gdy chodziło o jej pisanie (jej słynne: “Mam cię w dupie! Piszę i będę pisała”, wypalone do Mirona, gdy sprzeciwił się, by pisała wiersze). Miewała depresje, ale wychodziła z nich. “Depresja męczy, lecz wiersze stręczy”, myślałam (wstyd mi!). Depresja to choroba naszych czasów, jesteśmy z nią obeznani, skutecznie leczymy i mówimy o niej bez wstydu. Za czasów Jadwigi podawano lit i serwowano elektrowstrząsy (wyobrażam sobie, przez jakie piekło przechodziła, leżąc w szpitalu). Jadwiga intrygowała, chciałam ją lepiej poznać.

Jej książki kupowałam na Allegro, bo nie było do nich dostępu. I tu z pomocą przyszła Pani Justyna (Justyna Sobolewska), która od kiedy pamiętam (jestem na jej FB profilu stałą bywalczynią), pielęgnowała pamięć o poetce. Publikowała wiersze, zdjęcia, wreszcie postarała się o wznowienie “Ślepaka”, o co często proszono ją w komentarzach. Ludzie byli spragnieni Stańczakowej, bardzo jej ciekawi.

W czerwcu 2022 roku na łamach “Mojej Przestrzeni Kultury” ukazał się interesujący wywiad z Justyną Sobolewską “Literatura jest ciągle potrzebna”. Redaktor Jarosław Hebel zapytał, kiedy doczekamy się biografii Jadwigi Stańczakowej (prywatnie: babci Justyny Sobolewskiej). Odpowiedź bardzo mnie ucieszyła. “Ten temat jest dla mnie na tyle ważny i osobisty, że tę historię muszę opowiedzieć. Czuję się zobowiązana. Wydaje mi się, że jest czas na to, żeby opowiedzieć o niewidomej pisarce, wydobyć ją z cienia Mirona Białoszewskiego, ale też pokazać osobę, która się zmagała z ciężką depresją i niewidzeniem, a jednocześnie była niezwykle silna”.

Zaczęłam odliczanie. 30 stycznia autorka skończyła pracę nad książką, a już 28 sierpnia tego roku w czasie “Literackiego Sopotu” (z tym miastem Stańczakowa była bardzo związana) odbyła się oficjalna premiera “Jadwigi”. (“Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej” wydana w Znaku). Książkę zamówiłam przedpremierowo, a gdy dotarła, z radości uściskałam kuriera! Nie wiedziałam, co znajdę na jej kartach, ale jednego byłam pewna: to będzie wspaniała pozycja! Justyna Sobolewska jest znakomitą biografką, co udowodniła, pisząc biografię Kornela Filipowicza (to jedna z moich ulubionych książek jej autorstwa).

Autorka wykonała mrówczą pracę, by rzetelnie opowiedzieć historię babci Stańczakowej, kobiety niezwykłej, której biografia mogłaby posłużyć za gotowy scenariusz filmowy. Sobolewska “odczarowała” ją dla czytelnika! Przecież na pytanie, kim była Jadwiga Stańczakowa, większość z Państwa odpowie, że niewidomą przyjaciółką Mirona Białoszewskiego. To dobre skojarzenie, niestety bardzo krzywdzące dla samej Jadwigi. Ona zawsze była “osobna”. Los nie był dla niej łaskawy. Dużo dał (choćby aryjski wygląd, tak cenny w czasach zagłady) ale i dużo zabrał (straciła wzrok, nękały ją depresje). Kiedyś Cyganka wywróżyła jej dziwny los, bardzo ciemny i bardzo jasny. Wróżba się sprawdziła, podobnie jak horoskop urodzeniowy, który przeczytałam na potrzeby tej recenzji (Jadwiga lubiła horoskopy i wszystko co nadprzyrodzone; nazywała siebie “kosmonautką życia wewnętrznego”).

Urodziła się 27 września 1919 roku. Była zodiakalną Wagą, numerologiczną dziewiątką. Gwiazdy dały jej takie cechy jak wiara w siebie, pracowitość i niezłomność w dążeniu do celu. Urodzeni w tym dniu wykazują się dużą zaciętością, są serdeczni, zdolni do głębokiej miłości i wielkiego przywiązania do osoby kochanej. Mają zdolności artystyczne, dyplomatyczne i strategiczne. To charakter władczy, pracowity, wierny (przeczytajcie książkę, sprawdźcie, czy to trafne!). Samo imię niosło wróżbę na życie: Jadwiga to “walcząca wojowniczka”, “wojna”, “walka”. Tak! Ona walczyła przez większość życia; o przetrwanie, o zachowanie resztek wzroku, o bliskich, o przyjaźń z Mironem, O SIEBIE! Miała twardy charakter, wiedziała, czego chce. Niepogodzona z kalectwem, szukała swojej drogi. Brak wzroku rekompensowała innymi zmysłami. Często Miron był jej oczami, bardzo to doceniała i była wdzięczna (po jego śmierci “oślepła podwójnie”). Bywała apodyktyczna, przy tym nadmiernie wrażliwa i depresyjna. Mimo ślepoty (wymyśliła określenie “niedoślepła” – widziała światło) miała wiele aktywności. Pisała, nagrywała, przyjmowała gości, ćwiczyła jogę i dermooptykę. Czasem, za namową Mirona, “łapała radość za ogon”, czasem (szczególnie wiosną) zapadała się w siebie. Stawała się “skuloną”. Często wspominała swoje miejsca zamieszkania. DOM był dla niej azylem. W gdańskim mieszkaniu urodziła córkę, w mieszkaniu na Hożej chciała mieć ostatnie pożegnanie (nie bała się śmierci, ona tej śmierci pod koniec życia chciała). Dom był miejscem, gdzie czuła się bezpiecznie. Pisała, zapisywała “dyspozycje”, robiła notatki dla potomnych, które Justynie Sobolewskiej bardzo się przy pisaniu biografii przydały, podobnie jak nagrywane na magnetofon “kawałki”. W książce znajdziecie wiele smaczków – na przykład: kim są Ruth i Noemi, co należy zrobić po stosunku, jakiego kremu używała Jadwiga, wreszcie takie perełki jak niepublikowane wiersze.

“Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej” to pozycja obowiązkowa, absolutny “must have” tego roku! Nie zawiodłam się. Lektura sprawiła mi wielką przyjemność i skłoniła do refleksji (uroniłam niejedną łzę). To biografia bardzo osobista, szczera, bez filtra, co jest wielką wartością tej książki. Justyna Sobolewska obdarzyła nas, czytelników, wielkim zaufaniem, za co będę jej dziękować przy każdej okazji. Tą książką złożyła babci hołd, sprawiła, że nazwisko Stańczakowej świeci jasno i krąży po własnej, literackiej orbicie.

Nie od dziś wiadomo, że często wielcy artyści docenieni są dopiero po śmierci. Jadwiga za życia nie doczekała należnych jej laurów. Teraz jest jej czas, czas zasłużenie należny! Oby trwał jak najdłużej. Jestem pełna nadziei, że spotkam ją w zaświecie (ten neologizm wymyśliło któreś z nich: Miron albo Jadwiga), w jej domku z czerwonej cegły, ze spiczastym dachem. Będziemy podziwiać cynie i gapić się na księżyc nad topolą. A Miron będzie nam recytował wiersze.

MAŁGORZATA SZMAŁZ


Justyna Sobolewska, “Jadwiga. Opowieść o Stańczakowej”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2024.