Czas na poezję: AGNIESZKA MĄCIK
ćmy
głęboko wierzę
w nieśmiertelność słowa
dlatego boję się
otwierać okien po zmierzchu
by nie wleciały do mej głowy
ćmy przeszłych słów
patrząc w słońce
zapominam o śmierci
nie można jednak
wciąż patrzeć w jasną stronę
bez rozwagi
łatwo dać się zaślepić
z czasem zaciera się różnica
pomiędzy trzepotem skrzydeł
stworzeń dnia i nocy
a może w gruncie rzeczy
to nieistotne
wszak wszystkie motyle
tak samo pragną wody
okruchy
prawdy nie wystarczy poznać
trzeba ją pojąć
choć wiesz że rację mają ci
co mówią nie ma nic
po drugiej stronie
(choć ziemia nie jest płaska)
połykasz łapczywie
każdy okruch kłamstwa
na przekór
presupozycjom
nadzieja często zawodzi
ludzi
na manowce
codzienność (wystarczy)
wystarczy mi czas
od świtu
do zmierzchu dany
by nasycić się chwilą
z filiżanką kawy
kłótnią o drobiazgi
między przedpokojem
a wyjściem do pracy
urwanym uchem
torby z zakupami
i zagubionymi
kapciami
(nie)obecność
chciałabym widzieć
jak się uśmiechasz
czytając poranną gazetę
jak pijesz wieczorną whisky
kostki lodu topią się w świetle lampy
a serwis informacyjny
powoli spowija dym z papierosa
chciałabym patrzeć
jak sadzisz w równych odstępach
młode jabłonki
i renklody
zbite grudy ziemi odpadają od szpadla
to nie będzie nasz sad
urodziłam się w domu
w którym nie było podłogi
moja matka i babka
nie miały własnego łóżka
ani ja nie mam już swojego
nie ma już tej ziemi
chciałbym czuć
zapach kawy którą parzysz rano
i cierpki aromat cytryn
krojonych do herbaty
dwa cieniutkie plasterki
wirują w porcelanowym kubku
a para unosi się cienką strużką
chciałbym patrzeć
jak zbierasz co wieczór dziecięce zabawki
rozrzucone w nieładzie
poprawiasz włosy
i kwiaty w wazonie
na starej komodzie powoli rozsiada się kurz
to nie będzie nasz dom
urodziłem się w kraju
z granicami
nie ma już tej ziemi
teraz granice
są tylko w mojej głowie