HEBEL: Wycinek biografii Jerzego Kuleja
Film o Jerzym Kuleju, dwukrotnym złotym medaliście olimpijskim, jest obrazem częściowo biograficznym. Widzimy w nim naszego pięściarza jako wielkiego sportowca z jego największymi słabościami, między innymi z zamiłowaniem do prowadzenia rozrywkowego trybu życiu.
Film Xawerego Żuławskiego – czego nie ukrywam – obejrzałem raczej z zaciekawieniem. W przeciwieństwie do wielu innych osób nieporównywalnie wolę polskie kino – choćby najgorsze – od ociekających kiczem i tandetą filmów amerykańskich. Powiedzmy to, film o naszym wybitnym sportowcu nie ma się zaś czego wstydzić. Został bowiem dobrze zrobiony, zarówno na płaszczyźnie reżyserskiej, scenograficznej, jak i przede wszystkim aktorskiej.
Koniecznie trzeba podkreślić, że Tomasz Włosok, który został obsadzony w głównej roli, wypada wręcz znakomicie, a na pewno bardzo wiarygodnie. Nie ukrywam, że spodobała mi się Michalina Olszańska w roli Heleny Kulej, żony naszego legendarnego boksera. Fajnie było znowu zobaczyć na dużym ekranie Andrzeja Chyrę, który zagrał “Papę” Feliksa Stamma. Dobrze zaprezentował się Tomasz Kot jako pułkownik Sikorski, szef klubu sportowego Gwardia. Szkoda jednak, że w tej małej rólce nie był w stanie pokazać pełnej gamy swoich aktorskich możliwości.
Akcja tego filmu rozgrywa się w latach 60. minionego wieku. Widzimy Jerzego Kuleja, jako zdobywcę złotego medalu na olimpiadzie w Tokio (1964) i Meksyku (1968). Nie dowiadujemy się jednak, co się z nim działo później, stąd też film Żuławskiego jest biografią wycinkową. W którymś z wywiadów z Heleną Kulej przeczytałem, że niektóre ze scen zostały nieco ubarwione, żeby przyciągnąć widzów do kina.
W filmie Żuławskiego widzimy Jerzego Kuleja nie tylko jako wybitnego sportowca, ale też jako zwykłego człowieka, w tym również i skandalistę, który nie stronił od alkoholu i lubił dobrze zabawić się w damskim towarzystwie. Tak myślę, że chyba tym można wyjaśnić tytuł tego filmu. Pytałbym jednak, czy sportowiec, a nawet w pewnym sensie gwiazdor, czymś różni się od zwykłego człowieka? Ma inne pragnienia? Jest narażony na inne pokusy, jakie oferuje nam życie?
Ten film ma trochę wspólnego z “Być jak Kazimierz Deyna”, na przykład w sferze narracji. Z tą jednak różnicą, że w filmie Anny Wieczur-Bluszcz to główny bohater wciela się w rolę narratora, podczas gdy w filmie Xawerego Żuławskiego jest nim “Papa” Feliks Stamm. Nie mówię, że jest to plagiat koncepcyjny, ale przywołane przeze mnie filmy klimatycznie są sobie dość bliskie. Z obu tych obrazów na poziomie emocjonalno-uczuciowym powiewa nutą nostalgii za czymś już utraconym, co jeszcze się nie zdarzyło.
Lubię filmy z tłem historycznym, nawet jeżeli jest nim zapyziała i szarobura Polska Władysława Gomułki. Widzimy w niej Kuleja trenującego w milicyjnym klubie sportowym, mimo że sam nie chciał być milicjantem. Jednak za profity, na przykład otrzymanie większego mieszkania, był w stanie poświęcić się i pokazać na oczy w mundurze swojemu plutonowi milicyjnemu. Ci sami milicjanci będą później tłumili rozruchy studenckie w marcu 1968 roku, ale już bez udziału Kuleja.
Dodajmy, że reżyser pokazuje nam karierę naszego sportowca z perspektywy jego związku z Heleną Kulej, z którą łączyła go miłość raczej trudna, a niekiedy nawet szalona. Kulej bywał zazdrosny o innych mężczyzn, którzy pojawiali się w pobliżu jego żony (np. pułkownika Sikorskiego). Czasami ta zazdrość bywała wręcz chorobliwa, jak w przypadku Sobiesława Zasady, który tańczył z żoną Kuleja jako laureat na balu plebiscytu “Przeglądu Sportowego”. Sam bokser nie był jednak święty, nie unikał damskiego towarzystwa, a nawet chętnie brał udział w zakrapianych imprezach.
Zastanawiam się, co bym odpowiedział, gdyby ktoś mnie zapytał, jakie jest główne przesłanie tego filmu. Ktoś gdzieś napisał, że Żuławski pokazuje w nim, iż ostatecznie tym najważniejszym dla nas ringiem zawsze jest życie. Nie podjąłbym się udzielenia odpowiedzi, czy Jerzy Kulej tutaj wygrał, czy też przegrał. Tego już dokonał Sąd Ostateczny, przed którym każdy z nas prędzej czy później stanie.
Chyba za plus należy uznać, że na ten film nakładają się oryginalne czarno-białe obrazy, czy to z walk bokserskich Jerzego Kuleja, czy krajobrazów Warszawy z tamtych lat, czy też takich historycznych wydarzeń, jak tłumienie rozruchów studenckich w marcu 1968 roku na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Uwiodła mnie też muzyka do tego filmu, z całą pewnością wpasowująca się w epokę, za co ogromne brawa należą się Janowi Komarowi i Mikołajowi Majkusiakowi.
Czy film Xawerego Żuławskiego ma jakieś minusy? Być może trochę przerysowane są role przyjaciół Jerzego Kuleja – Witusia Kowalskiego (Bartosz Gelner) czy Andrzeja “Alusia” Turcewicza (Konrad Eleryk). Obydwaj prowadzili w Warszawie na dość szeroką skalę podziemny, a więc nielegalny, zakład hazardowy. Dodałbym jednak, że reżyser zawsze ma święte prawo do wyjaskrawiania pewnych kwestii ponad ich rzeczywiste znaczenie.
Na koniec – warto zwrócić uwagę na drobną rolę Szymona Mysłakowskiego, na co dzień aktora Teatru Współczesnego w Warszawie, który wcielił się w rolę reżysera filmowego. Odwiedza on Jerzego Kuleja w szatni i oświadcza mu, że chciałby o nim zrobić film. Mysłakowski w tej bardzo drobnej rólce pokazał najwyższy kunszt aktorski, jaki na żywo w jego wykonaniu można oglądać chociażby w spektaklu “Gdybym cię nie poznał” w reż. Jarosława Tumidajskiego.
Film o Jerzym Kuleju powinni zobaczyć przede wszystkim młodzi ludzie, którzy nie mogą pamiętać tamtych czasów i żyją w zupełnie innej rzeczywistości niż żył nasz legendarny bokser. Wtedy wszystko było inne i smakowało inaczej… i miłość, i sport, i przede wszystkim życie. Bo że z sentymentu pójdą na niego seniorzy, to co do tego raczej nie mam wątpliwości.
JAROSŁAW HEBEL
“Kulej. Dwie strony medalu” – PL (2024). Reżyseria – Xawery Żuławski. Scenariusz – Rafał Lipski, Xawery Żuławski. Produkcja – Watchout Studio. Występują: Tomasz Włosok, Michalina Olszańska, Tomasz Kot, Andrzej Chyra i inni (139 min.).