Czas na poezję: JAKUB ZĄBKIEWICZ

***
skąd przyszedłem jeśli nie z łona kobiety
z jej pierwotnych lęków przed biedą
przed jej wiecznym dziewictwem
wyśmiewającej sąsiadów i chleb
owijany w gazetę nowomiejską to ja
czytałem na pierwszej stronie wieści
o upadku mleczarni a później cukrowni
z której po kryjomu
wyniosła odprawę ośmiu paczek cukru
białego po czym wiedziałem
jakie jest słodkie dzieciństwo i czułem
jak strach
karmi mnie czymś innym
***
lżej nie będzie tego jestem pewien albowiem pan
chłoszcze każdego kogo za syna przyjmuje
nie przejmuj się
moją stratą uszczypnij mnie i moją własność
wszystko jest zmyślone
przemija i przepada wyobraź sobie
umierasz i rodzisz się na nowo od początku
w nieskończoność
bez końca chłostany za każde przewinienie
tego nie jestem pewien
akurat tego nie wiem czyim synem jestem
***
będzie jej bardzo ciężko tobie też co pomyślisz o niej
jutro kiedy wszystko jedno tylko nie dzwoń
dzwonkiem do drzwi zostań na zewnątrz
nawet nie czekaj
nie odchodź nie ma dokąd
wewnątrz nawet tu nie zawsze słuchaj
siebie ale kiedy będzie lekko zadzwoń prędko
aby odebrać resztę rzeczy żebyś ujrzał
w drzwiach na własne oczy czym jest męskość
***
szedłem i wydawało się jakby zima nadeszła
tak nagle mróz i pękająca skóra na dłoniach
ciepła krew
płynąca korytarzami linii papilarnych
słodki strumień wytarłem ustami a było lato
matka zbierała ogórki nie wiedziała
bo skąd miała wiedzieć
zacznie padać deszcz a wtedy wrócę
zbiorę pranie rozwieszę na strychu
byle nie poplamić nowych pościeli
ojca w domu nie było
jeździł po budach rowerem bez parasola
pewnie zatrzymał się u Werfla i dobrze
zdążył przed deszczem
zdążył być ojcem i mężem i dużo modlił się
o ten deszcz aż matka wróciła do ogórków
i przyszła zima moje dłonie nie kłamią
***
opowiedzieć o sobie żeby to miało ręce
ze wszystkimi palcami dłoni i żeby palce nawet
jeśli w delirium lub złożone w amen
dokończyły za mnie
bo nie wiem jak mówić
proszę
dorysujcie mi aureolę
przebijcie bok na krzyżu
załóżcie królewskie szaty
wystrzelcie salwy w gwiazdy wyjawię
tajemnicę i zerwę
pakt z diabłem
bo wiem już wszystko
nie jedzcie kapusty w której porzucił mnie bocian
nie liczcie sekund między piorunami ani
wymyślanych co noc owiec
nie mnóżcie przez zero
wtedy zacznę mówić